- Cyka blyat! - krzyknął Orest zaraz po tym, jak w garażu rozległ się huk, a jego posadami zatrzęsło. Tylko łut szczęścia ocalił Rohowa od zmienienia sylwetki na nieco „rzadką”.
Przyciskał dłonie do głowy i tulił się do boku transportowca. W uszach dzwoniło mu niemiłosiernie. Przez pierwsze sekundy nie wiedział gdzie jest, ani co tu robi. Odrobina tynku odpadającego z sufitu oprószyła go, jeszcze bardziej podkreślając jego i tak już bladą cerę.
Kulenie się jak bezbronna ofiara przypomniało mu jego więzienie, gdzie zamieszki często rozdzielano granatami hukowymi. Nic nie mógł poradzić na wstrząs, jakiego doznawał człowiek przy kontakcie z takimi ładunkami. - Halo? Słyszy mnie ktoś? - Jego słaby, przeplatany kaszlem głos przerwał chwilę ciszy spędzonej w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Właściwie wcześniej nie próbował uruchamiać swojego mikrofonu w hełmie, toteż miał nadzieje, że guziki, które losowo przyciskał, zadziałają tak, jak oczekiwał. - Nie wiem, czy to gówno działa. Jestem w garażu. Wysadzili ścianę, kurwie syny. Zaraz tu wejdą, potrzebuję wsparcia - urwał, ostrożnie wychylając się za transportowiec. Kabura na udzie już dawno została opróżniona, toteż kawałek rosyjskiej stali pewnie leżał w dłoni Rohowa. W duchu przeklinał, że nie miał pod ręką karabinu, który został w ghurce. W obecnej sytuacji wolał jednak nie ryzykować szarży do niej. Miast tego wczołgał się pod ciężki wóz i ulokował się tak, by móc obserwować wyrwę. Był ogromnie wkurzony na napastników, toteż nie zawaha się strzelić do pierwszego, który przekroczy próg. W końcu nie raz pozbawił już kogoś życia.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |