Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-11-2015, 17:03   #16
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Zniszczony świat. Nie tak go sobie wyobrażałam, siedząc w swojej komorze mieszkalnej pod ziemią. Oprócz tego co naruszył czas to nie widziałam wielkich zniszczeń i niegościnnego powietrza próbującego zabić mnie przy każdym oddechu. Owszem, budowle były w opłakanym stanie. Na powietrzu psuło się wszystko szybciej niż w schronie, takie odnosiłam wrażenie patrząc na porozdzierany co i rusz beton. I ten zimny wiatr! Ok, zmieniłam zdanie - wcale nie był ani trochę przyjemny i nieuciążliwy. Po kilku godzinach czułam się przemarznięta do kości! Plecak okazał się ciężki, a moje ciało niezdarne. Dobrze, że sobie nic nie skręciłam. Ekipa ratunkowa, karaluch by się uśmiał. Najgorsze było to nieustające uczucia bycia obserwowaną. Mój wewnętrzny kompas się popsuł czy co?

Zrzuciłam plecak na ziemię z wielką ulgą. Mało brakowało i poleciałabym na niego, jak worek kamieni. Kto by pomyślał, jeszcze dzień temu myślałam, że więcej fizycznego obciążania ciała nigdy mi się nie przyda. Życie atakowało zawsze z zaskakującej strony. Zagapiłam się na zwierzęta.
- To nie nas się wystraszyły - zauważyłam przez nagle ściśnięte gardło.
- Możliwe. Chodźmy na piętro tego budynku. Skoro są roślinożercy to będą też drapieżniki, które nie znają zagrożenia jakie niosą ludzie - zaproponowała Malkins.
- Nazbieram trochę patyków na ognisko. Mam wrażenie, że te ubrania nic nie dają! - poskarżył się Marcus, wywołując parsknięcie Keitha.
- Takiemu chudzielcowi jak ty nic nie pomoże.
Mimo słów odniosłam wrażenie, że on wcale też nie czuje się komfortowo. Ja sama czułam wręcz dreszcze, zwłaszcza jak zobaczyłam jak Russel odsłania kurtkę, aby dotknąć rękojeści pistoletu. Z dwojga złego wolałam drapieżniki niż innych ludzi. To takie nienaturalne, czuć strach przed spotkaniem kogoś. Jesteśmy jak te sarny.

Schody i ogólnie cała konstrukcja tej budowli okazały się solidne, nic się pod nami nie zawaliło jak weszliśmy na górę, a potem wybraliśmy pierwszy pokój. Wiele w nim nie zostało, ale lepiej siedziało się na żelaznej, zardzewiałej konstrukcji łóżka niż na ziemi. Marcus faktycznie znalazł patyki, trochę suchej trawy i ustawiał to razem. Potem użył zapalniczki i całość zapaliła się. Ogień. Strasznie rzadko się go widywało, był śmiertelnie niebezpieczny pod ziemią, więc prawie nic łatwopalnego pod ziemią nie mieliśmy. Nawet nasze ubrania uszyte były z trudnopalnych materiałów.
- Gdzieś się tego nauczył? - spytałam chłopaka, lekko zaskoczona. Wyjmowałam już nasze racje żywnościowe. Sucha papka kontra wysuszony na wiór substytutu mięsa. Jedzenie w schronie nie należało do przyjemności życia. Jakoś jednak je wytwarzaliśmy. Rozdałam wszystkim. Nie byłam żadną samarytanką, ale tak będę miała mniej do noszenia. Na chwilę przez to wszystko zapomniałam o tkwiącym we mnie odczuciu.
- Może ktoś powinien patrzeć, czy nie zbliża się… to co wystraszyło sarny?
 
Lady jest offline