To było jak na polowaniu. Należało po prostu czekać. Leżeć bez ruchu i czekać, czekać, czekać. Cierpliwie czekać, aż zwierzyna, pewna swego bezpieczeństwa, wychyli się zza bezpiecznej osłony. I nie robiło to wielkiej różnicy, czy w celowniku ma się pojawić dziki zwierz, czy człowiek - zasada zawsze była taka sama.
A tamten musiał się wychylić... na dodatek Stoner widział, w którym miejscu tamten się znajduje.
Pocisk 7,62 mm nie potrzebował nawet połowy sekundy, by dotrzeć do celu, a wrogi snajper zwalił się na ziemię, wypuszczając z ręki karabin.
Veni, vidi, vici. Stoner w myślach zacytował jednego z najbardziej znanych Rzymian, po czym ponownie zlustrował okolicę.
Cicho wszędzie, pusto wszędzie... jedynie w miejscu, gdzie wybuch zrobił dodatkowe wejście i dziurę w dachu, widać było spory fragment jednego z napastników, który najwyżej nie wiedział, że nie tylko zapałkami nie należy się bawić, ale i środkami wybuchowymi.
Korzystając z chwili spokoju (i śladów obecności "obcych") Stoner wykorzystał kolejną drabinkę i opuścił dach garażu. Parę kroków i był przy stosie gruzów.
- Orest, wchodzę. Przez dziurę w ścianie - dodał.
I w tym momencie rozległ się głos Sandera. A potem, znacznie bardziej niepokojąca, informacja od Caitlin.
- Caitlin, podaj kod do drzwi garażu! - rzucił w eter.
Otwarte drzwi zdecydowanie ułatwiłyby wyjazd.
Ostatnio edytowane przez Kerm : 20-11-2015 o 21:38.
|