Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2015, 17:27   #109
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Nathan czuł jak z każdym słowem Nicole robi mu się ciepło w okolicach kołnierzyka, a ręce niby nonszalancko oparte o stół lekko potnieją. Lubieżne obietnice były jak fale gorąca, od których przechodziły go dreszcze, nęcący zapach perfum stawał się nie do zniesienia. Przestał nawet zauważać gromy ciskane w jego stronę przez pana Hourtewane. “Przespałem się z pańską córką, a zaraz pójdziemy do kibla i zrobimy to znowu.” Ciekawe jakby zareagował? Sama myśl zdała mu się nazbyt odważna i nie śmiał wypowiedzieć jej na głos, ale w jakiś łobuzerski sposób nęciło go by jednak to uczynić.

Jednak Weston tkwił dalej w fotelu jakby nie mogąc zebrać się na odwagę. Próbował ułożyć jakąś sensowną odpowiedź, ale słowa plątały mu się na języku, więc siedział tylko i grał na zwłokę. Złapał srebrną łyżeczkę leżącą obok filiżanki i obrócił ją parę razy, machinalnie, byle tylko skupić trochę myśli. Dosypał cukru do wystygłej kawy i zamieszał.

Nicole… Pewnie, że chciałby pójść z nią teraz i zaraz, kto by nie chciał? Ciekawe ilu z jego kumpli już byłoby w połowie drogi do toalety, śliniąc się na myśl o czekającym ich numerku z imprezową panną numer jeden? To ciało, ten temperament, upojny wieczór… Nigdy nie spotykały go takie przygody, zwykle imprezy kończyły się na piwku z kolegami, albo oglądaniu filmów. W najlepszym wypadku zadowalał się dziewczynami z niższej ligii, tymi które nie mogły liczyć na względy najbardziej popularnych facetów, alby tych z wypchanymi portfelami. Nie żeby było ich wiele. Choćby taka April, naiwna i samotna, wcale nie było tak trudno...

Zapiekło go ukłucie winy. Szczebiot panny Hourtewane nagle zszedł na dalszy plan i stał się tylko natrętnym brzęczeniem na granicy słyszalności. Przestrzeń wokół niego zdała się być oddzielona niewidzialną warstwą tłumiącą wszelkie dźwięki. On się tutaj bawi, ślini do jakiejś panny, którą poznał ledwo wczoraj, daje się wodzić za nos, a gdzieś tam April umiera w chłodnej sali szpitalnej, a Cravenowie walczą o życie z jakąś przeklętą klątwą. Zapomniał też na śmierć o Stevenie. Odruchowo spojrzał na wyświetlacz telefonu, ale nie było żadnych nieodebranych połączeń. Miał nadzieję, że chłopak jakoś sobie bez niego poradzi, w końcu był dorosły.

Poczuł się nagle strasznie podle. Odłożył łyżeczkę i filiżankę z przesłodzoną kawą.

- Nicole. - odwrócił się do swojej towarzyszki, która nachyliła się do niego mrużąc oczy - Myślę, że na mnie już czas.
 
Dziadek Zielarz jest offline