Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2015, 11:29   #14
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji, że ich kwartecik nie został zarejestrowany przez obcych gości. Pomijając to, że Sanders w tym przypadku raczej gwizdał na kwestie religijne, postanowił na razie nie wystawiać się tamtejszym na widok. Chuj wie, jak tamci by ich potraktowali. Czasem warto było dać rozwinąć się wydarzeniom, cierpliwość w niektórych sytuacjach okazywała się lepszą bronią niż giwera.
Aczkolwiek nie zmieniało to faktu, że Sanders chciał mieć broń palną. Cierpliwością nikomu łba nie rozwali w razie potrzeby; teraz taką możliwość miał tylko Lennox.
Sanders teraz nie zamierzał robić nic, ewentualnie iść szybko na dół, by się tam chwilowo przyczaić. Tamci mogliby odwalić za nich dobrą robotę w torowaniu drogi na górę, lub i nie. Front pozostawił drużynowemu posiadaczowi rewolweru; sam zdecydował się sprawdzać tyły. Nie lubił pedałów, gdyby taki gadzinowaty pedał zaskoczył ich od tyłu, mieliby przesrane. Miał też oko na Abigail - nie żeby coś, ale raczej nie należała do tych obytych w walce i łatwiej można było ją przestraszyć; toteż postanowił i jej pilnować.

Ktoś jeszcze szwendał się po tym kurwidołku. Abigail ucieszyła się i w pierwszej chwili chciała iść w stronę głosów, zobaczyć z kim mają do czynienia. Słyszeli zza rogu kolejne mrożonki, a może kogoś kompletnie innego? To zatrzymało ją w miejscu zanim jak ta głupia sprzedała ich pozycję wrogowi. Wróg - bezpiecznie było myśleć o nich właśnie w tej kategorii. Nikt nie gwarantował że napotkają ciepłe przyjęcie, równie dobrze zmutowane paskudztwo odpowiedzialne za rzeźnię z komór mogło okazać się najmniejszym zagrożeniem… ale to ludzie. Mówiący, oddychający. Musieli coś wiedzieć, po prostu kurwa musieli znać chociaż położenie bunkra w którego ciemnych wnętrznościach Ryan błądziła pod ramię z pozostałą trójką obudzonych.
- Mogę iść na wabia, wy zostaniecie w cieniu - szepnęła chociaż nim skończyła mówić już wiedziała jak idiotyczny i ryzykowny to pomysł - Spytam gdzie jest wyjście i czy maja kolegów na górze albo na dole. I gdzie do diaska jesteśmy. Wyglądam najbardziej niepozornie, chyba mnie nie zastrzelą od razu. - dokończyła z przekąsem.

- Masz rację, do głowy im taki pomysł nie przyjdzie. Obstawiam, że woleliby cię rzucającą się. - Czart zgubił gdzieś dobry humor i uśmiech i teraz stał zgarbiony i ponury. Wszędzie było ciemno, duszno, ciasno. Nie przepadał za takimi klimatami. Wolał mieć nad głową niebo albo dach, a nie Bóg wiele ile pięter do powierzchni ziemi. Czuł się trochę jak w klatce. Wkurwiony był i tyle. Ale przecież dziewczyny do tych Rusków nie puści. - Zaczajmy się na schodach, za zakrętem, zobaczmy kto to.

- Nie róbmy nic głupiego
- Will wtrącił się do rozmowy. - Póki co nic co tu widzieliśmy, nie pozwala nam przypuszczać, że Ci ludzie, kimkolwiek są, będą do nas przyjaźnie nastawieni. Jeśli to była ochrona bunkra, to raczej mają za zadanie wyczyścić wszystko, co znajdą na swojej drodze. Ponownie, jeśli to szabrownicy, to nie ucieszą się z konkurencji. Dlatego pomysł Czarta jest niezły. Proponowałbym, by jedno z nas zrobiło trochę hałasu w tej ciemnej części korytarza, a reszta zaczai się tam, gdzie proponowałeś - spojrzał na Czarta. - Być może uda się ich zneutralizować, może niekoniecznie zabijać. Na pewno mają przy sobie jakieś zasoby materiałowe, ale może też informacje?

Dół gówniany, góra mniej chujowa. Niższe piętro śmierdziało zdechlakami, a góra wydawała się bardziej przyjazna uciekinierom. Jakkolwiek, krew ciągnęła się i po górze, i po dole. Trudno było powiedzieć, skąd i gdzie wleczono zwłoki (o ile było to truchło), ale pewnie zwłoki. Nikt raczej nie bawił się w łopatki i wiaderka, gdy chodziło o ślady krwi. Było trochę łusek po nabojach, trochę krwi, jakieś tam zadrapania… Sanders pobieżnie przysłuchiwał się rozmowie towarzyszy, bo wolał przyglądnąć się uważniej otoczeniu. Może gadzina nie była nekrofilem i nie poszła na dół dymać nieboszczyków, ale lubowała się w czatowaniu na sufitach, żeby spaść komuś na kark. Najpewniej takim, co lubili zapierdalać ołowiem i kalibrem 5mm. A w wolnym czasie piłowała sobie porządnie szpony - Sanders spojrzał w górę i zobaczył ściany zarypane w pizdu dużymi pazurami. Aczkolwiek… nie były to świeże ślady. Dziad przyszedł z dołu jakiś czas temu… przypuszczalnie z tydzień do miesiąca temu. Wilgoć i kapiąca woda wygładziły rysy. Prawdopodobnie gad ruszył w głąb ich piętra i polował na nowe ofiary.
- Nic o nich nie wiemy - rzekł Sanders, dotychczas milczący. - Nie wiemy, czy działają sami i co mają za cel. Nie bawmy się w żadnych chojraków, bo nawet nie wiemy nic o tej całej zjebanej bazie, w której jesteśmy. Zejdźmy stąd.
Chwilowo zdecydował się obrać dół na tymczasową kryjówkę. Z jakichś dziwnych powodów uznał, że chce się udać zbadać niższe piętro, które śmierdziało śmiercią. Możliwe, że niespodziewanie zaktywowały się w nim cząstki masochizmu albo autodestrukcji. Jednak czas uciekał, tak samo jak odległość tamtej dwójki od grupy, przy której stał, trzeba było zejść z widoku. - Popieram plan zaczajenia się na schodach i sprawdzenia kto to - oznajmił i ruszył się ukryć pod schodami, żeby później dyskretnie poznać, czy to mogą być “towarzysze niedoli” czy ich pogromcy. Jakoś nie czuł potrzeby nastawiania karku. - ale nie widzę potrzeby robienia hałasu - rzucił do Lennoxa. - Nie musimy dawać znaku innym, że ktoś jeszcze poza nimi się tu kręci. Nie jesteśmy tu sami, uwaga na karki - wskazał od niechcenia ślady po wielkich pazurach, po czym zszedł na dół na tyle, żeby zejść z oczu Ruskom, a jednocześnie mieć wygląd na piętro C i możliwość obserwowania niższego pięterka.

- Pierwsza sensowna myśl dzisiaj. - blondynka uśmiechnęła się pod nosem i biorąc przykład z zarośniętego, przyczaiła się w cieniu. Tropicielem albo złodziejem była koszmarnym, dlatego przykleiła się do ciemnego kąta kawałek od drzwi, woląc w razie czego móc zerkać na dolne piętro i zdać się na słuch. Widok konkurencji był jej do szczęścia niepotrzebny.
-Zgaście latarkę - dopowiedziała, samej przyduszając pochodnie o podłogę. Do jej ponownego rozpalenia wystarczył sam żar, ogień tylko zwracał teraz niepotrzebną uwagę.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline