Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2015, 15:37   #15
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację




“Potem ujrzałem: w niebie została otwarta świątynia Przybytku Świadectwa i ze świątyni wyszło siedmiu aniołów, mających siedem plag, odzianych w czysty, lśniący len, przepasanych na piersiach złotymi pasami. I jedno z czterech Zwierząt3 podało siedmiu aniołom siedem czasz złotych, pełnych gniewu Boga żyjącego na wieki wieków. A świątynia napełniła się dymem od chwały Boga i Jego potęgi. I nikt nie mógł wejść do świątyni, aż się spełniło siedem plag siedmiu aniołów.”
AP 15. 5-8



Tym razem ciemność nie budziła obaw, łaskawie skrywając skutecznie ludzkie sylwetki, przyczajone w bezruchu na klatce schodowej. Czuli się niepewnie, praktycznie bezbronni w obliczu wroga i jeśli męska część grupy jakoś radziła sobie ze stresem, to ich towarzyszka trzęsła się wyraźnie, rzucając nerwowymi spojrzeniami to na górę, to na dół schodów. Co się tam czaiło, czy w swej złośliwości wybierze na atak akurat ten moment? Okazja nadarzała się idealna, cztery dania z własnej woli zebrały się na jednym półmisku, jakby zapraszając do tego aby ktoś zaatakował ich zza pleców.
Czekali cierpliwie, podobni gromadce sępów, zebranych nad konającą gdzieś na Pustkowiach zwierzyną. Ich cierpliwość została wynagrodzona w chwili, w której zza rogu korytarza dobiegło ich kolejne uderzenie o metal i wyraźnie wściekły głos, zaciągający śpiewnie we wschodniopogańskim narzeczu. Wciąż znajdował się tam gdzie poprzednio, dźwięki nie oddalały się ani nie zbliżały, nabrały tylko większej irytacji.
- Suka! - w wypowiedzi prócz złości dało się też wyczuć rezygnację - Nu… ja z tym nic nie zrobi, komandir. Kak my w czarnej żopie sjedzieli, tak sjedzim nadal.

- Ten też zdechł? - odpowiedział drugi mężczyzna, ten spokojny. Mówił powoli, ospale, jakby nad czymś wyraźnie dumał.

- Da. - Rusek prychnął i dorzucił z pretensją - A ja mówił: nie idzmy tu, komandir, my innej raboty to do smierci mamy. Po co nam to, mówił ja przecie. Nu ale komandir nie słuchał, to tera komandir myśli jak nas stąd wydostac’.

- Wysadźmy drzwi do kanciapy i przyciśnijmy tego cwela z ochrony - do rozmowy dołączyła kobieta - Granat albo dwa któryś z chłopaków jeszcze ma.

- Granat albo dwa? - facet odwarknął tracąc dotychczasowe opanowanie - W tej jebanej piwnicy? Chcesz kurwa żeby to wszystko nam się na łeb zawaliło? Żadnych wybuchów. Dimitri, sprawdź ostatni generator i spierdalamy do reszty… a wy nie tracić czujności. Nie chcę tutaj więcej trupów niż to konieczne.

- Powinniśmy sprawdzić resztę piętra.. Tak… na wszelki wypadek. W planach wyglądały na jakieś schowki, czy magazyny. Może znajdziemy tam coś, co pomoże nam się stąd wydostać. - wtrącił się cichy, nieśmiały kobiety sopran, do tej pory najwyraźniej przysłuchujący się dyskusji gdzieś z boku.

Reszta umilkła na dłuższą chwilę i jedynie suchy kaszel mącił ów spokój. Kasłała ta, która odezwała się ostatnia. O ile zmarznięta, schowana na klatce chodowej czwórka zagubionych ludzi dobrze słyszała.

- Sony, Dana, Charlie. - dowódca nie bawił się najwyraźniej w powtarzanie tego, co zostało już powiedziane, nie chcąc tracić czasu na zbędne trzaskanie ozorem. Odpowiedziały mu trzy mruknięcia, przytakujące i niezbyt zadowolone. Nikt jednak nie zgłaszał żadnych obiekcji, zaszurały buty. Ktoś szczęknął zapalniczką, następny przeładował broń. Po chwili cała trójka wytoczyła się zwartym szykiem zza rogu, wchodząc w oświetlany przez zamontowaną pod sufitem jarzeniówkę. W mundurach maskujących i z nasuniętymi na głowy kapturami oraz czapkami i owiniętymi wokół dolnych partii twarzy chustami ciężko było ich zidentyfikować inaczej niż po sposobie chodzenia i uzbrojeniu. Dwóch trzymało w dłoniach karabiny, drobniejsza sylwetka nerwowo ściskała obrzyna.
- Zawsze nam się trafia najgorsza robota. - sarknęła, bębniąc palcami o stalową lufę.

- No co poradzisz? - rzucił filozoficznie jej towarzysz, posyłając ku sufitowi chmurę papierosowego dymu. W mdłym świetle lampy jego dłonie miały wyraźnie ciemną barwę - Trochę się zjebało.

- Trochę? Weź mnie nie wkurwiaj, Sony. Gdybym wiedział ze tak będzie, nie wstawałbym z tej rudej kurewki… jak ona miała? Lisa, Lilly, Lois? - zapytał trzeci, przysadzisty kloc przenosząc uwagę z broni na dalszą część tunelu.

- Lois czy Lilly, jeden chuj. - Murzyn wzruszył tylko ramionami i ponownie się zaciągnął.

Przedmówca prychnął, niezadowolony że otoczenie nie podziela jego zamiłowania do jakże oczywistych, porządnych rozrywek, woląc szwendanie się po potencjalnie niebezpiecznych zadupiach.
- No… ale nie mój, niestety.

- Co poradzisz? Czasem się pierdoli…- kobieta pokręciła okręconą w chustę głową. -Zakład że nikt więcej nie przeżył?

- Frajerskich zakładów nie robię. - białas nie wydawał się przekonany, co do sensu podobnego układu - Ogarnijmy to na biegu. Nie podoba mi się ten burdel. Wszędzie jucha, łuski… a trupa widziałeś? No kurwa właśnie. Za czysto, za cicho.

-Jeszcze piwnicy nie sprawdziliśmy. - dorzuciła jadowicie jego towarzyszka.

-Weź sklej mordę, dobre? - warkot Murzyna osadził pozostałą dwójkę, skutecznie kończąc wszelkie dyskusje. - I nie powtarzaj tego głośno przy Burris’ie, bo nas tam jeszcze pośle na ochotników. Cuchnie stamtąd jak z grobu, a nie spieszy mi się do niego. Wam chyba też... no właśnie. Dana, ogarniasz sufit. Charlie, bierzesz tył.

W milczeniu minęli wejście na schody, ignorując lub nie zauważając czterech par podkrążonych oczu, przyczajonych w bezruchu i nawet nie oddychających. Ruszyli wgłąb korytarza, w stronę komór hibernacyjnych, opuszczonych kilkanaście minut temu przez niemych obserwatorów.



 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 24-11-2015 o 15:54.
Zombianna jest offline