Soledad jak zwykle ucieszyła się z odwiedzin Samuela. Jego obecność od pierwszego spotkania działała na nią jak balsam. Bała się do tego przyznać sama przed sobą i dlatego utrzymywała niejaki dystans między nimi. Widziała jednak, że Samuel nic sobie z niego nie robi. Czuła się jednak nieco mniej jak małe zagubione dziecko, gdy mogła się postroszyć. Po jego wizytach zawsze sama siebie strofowała za taką dziecinadę. Tego wieczoru postanowiła przestać z tą zabawą. W końcu jest dorosła... od całkiem dłuższego czasu. Te przemyślenia przerwał spokojny głos Samuela:
-Zbliża się Nowy Rok. Powinnaś się zająć dopełnieniem Tradycji. Kiedy masz zamiar spotkać się z Księciem?
-A mogę nigdy? - westchnęła zadając retoryczne pytanie. - Pewnie już niedługo. Ale ciągle próbuję się przekonać do planu udawania jednej z Twojego klanu.
Rozłożyła ręce i spojrzała krytycznie w swoje odbicie w lustrze wbudowanym w drzwi szafy. Spojrzała na nią poważna, niewysoka, młoda kobieta o drobnej budowie. Dobrej jakości buty na niewielkiej platformie dodawały jej wzrostu. Czarne, skórzane obcisłe spodnie, jedwabna czarna koszula - z kołnierzykiem zapiętym po szyję ale za to bez rękawów - wpuszczona w nie z jednej strony z wystudiowaną niedbałością. Był to jej podświadomy ukłon do luzackiego, ulicznego stylu do jakiego przywykła za ludzkiego życia. Włosy upięte w spory kok, dyskretny makijaż. Urodzinowy pierścień z grawerunkiem jaki dostała od Raula. Kilka delikatnych bransolet. Odbicie w jej mniemaniu nie mówiło “jestem Gangrelem”. Popatrzyła w oczy Samuela, odbijające się również w lustrze.
- Czy ja wyglądam na Gangrela? - widząc zamyślone spojrzenie Samuela odwróciła
się do niego nagle zaalarmowana: - Coś się stało? - spytała z niepokojem.
- Pamiętaj, że jesteś młoda. - odparł wymijająco Samuel - I nie, nic się nie stało. Wpadł mi do głowy po prostu niedorzeczny pomysł, którego nie udałoby się wprowadzić w życie.
- To znaczy jaki pomysł? - Sol dopytywała się ze zmarszczonymi brwiami.
- Zastanawiałem się czy nie dobrze byłoby jeszcze w tym roku udać się do Księcia, ale jako że dziś na to za późno, to musiałabyś to zrobić jutro. Poroniony pomysł, nikt cię na przyjęcie nie zaprosi.
- Staram się być dyskretna jak tylko mogę, więc raczej nie mają powodów podejrzewać, że jestem w mieście czy jego okolicy. Nie dałam okazji do zapraszania mnie gdziekolwiek, Samuelu. Co powinnam wiedzieć o Księciu? - odwróciła się twarzą do Gangrela, skupienie widoczne na jej obliczu.
- A wiesz już o nim cokolwiek? - zapytał Gangrel.
- Oprócz tego, że jest z klanu Tremere, nic więcej. - skrzywiła się niezadowolona. - Oprócz tego, powinnam się czegoś jeszcze obawiać?
- Obawiać mogłabyś się jeżeli byś zwlekała za długo ze spełnieniem Tradycji Gościnności. Nasz Książę nazywa się Terrence Seymour i faktycznie jest Tremere. Miałaś już z nimi do czynienia? Z tego co pamiętam, bo raz się z nim widziałem, jest rzeczowy. Nie jest typem okrutnika, nie to, co jego poprzednik, ale zważając kogo strącił z tronu bardzo dobrze umie o siebie zadbać i potrafi być stanowczy w walce.
Soledad skrzywiła się:
- Na walce się nie znam, młodzi Gangrele mogą się nie znać? Nie miałam do tej pory możliwości współpracy z tym klanem. Ale mój stwórca i mentor owszem. - wampirzyca starała się brzmieć rzeczowo i klinicznie, niczym rasowy prawnik, jakim w końcu była. - Gdzie powinnam się udać?- uniosła zdecydowanie podbródek.
- Aby spotkać się z Księciem czy aby stać się pełnoprawnym Gangrelem?
Sol nieco oklapła:
- Nie ułatwiasz, co? Poprawna kolejność to zostać Gangrelem by potem nie musieć kłamać księciu? - uśmiechnęła się krzywo. - Jak Ventrue zostaje Gangrelem? - dodała nieco naiwnie, podejrzewając jakiś spory podstęp.
- W dużej mierze kłamiąc. - stwierdził Samuel - Bo nie mówimy tutaj chyba o treningach i niedozwolonych zabawach, prawda?
- Niedozwolonych zabawach? - przez chwilę nie rozumiała - Mówisz o… więzach krwi, tak? Nie, nie mówimy o tym, Samuelu. - potrząsnęła głową. - Myślisz, że książę uwierzy w moją opowiastkę? Może lepiej ją przetrenujmy? - Soledad ponownie sięgnęła do swojego prawniczego wychowania.
- Jeżeli sądzisz, że tak będzie najlepiej. - skinął głową Gangrel - Co więc zamierzasz mu powiedzieć, kiedy zapyta cię o Klan?
Soledad zamknęła szafę i stanęła przed Samuelem w rozluźnionej pozie. Splotła dłonie za plecami, przyjmując otwartą pozycję, pamiętała o mowie ciała.
- Nazywam się Artemis Royo, klanu Gangrel, przybyłam z Delaware. Pragnę prosić o zezwolenie na pobyt w twej domenie, mości książę - skłoniła głowę z szacunkiem i wyciągnęła dłoń imitując gest całowania pierścienia. - I jak?
- Trochę zbyt spinasz się na oficjalność. - stwierdził z uśmiechem Samuel - Ja aż taki poprawny nie umiałem być.
- To może tak: - Sol skłoniła krótko głową wciąż w rozluźnionej postawie - Artemis Royo, klan Gangrel z Delaware. - zaczęła i utknęła. Skrzywiła się. Nieoficjalne słowa jakoś nie chciałby napłynąć. Otrzepała się i spróbowała jeszcze raz: Artemis Royo z klanu Bestii z Delaware. Proszę o zezwolnie pobytu w domenie, książę. - spojrzała na Samuela. - Lepiej?
- Lepiej. -pochwalił ją starszy Gangrel - A teraz powiedz dlaczego chcesz się zatrzymać akurat w Portsmouth?
- Zostałam wysłana przez tamtejszy klan na nauki do Samuela Wadema. W między czasie mogę wspomóc wspólnotę swoimi umiejętnościami. Cholera! - sama złapała się na oficjalnych tonach - Moi współklanowcy wysłali mnie na szkolenie do Samuela Wadema. W zamian za pozwolenie, mogę pomóc tutejszym nieumarłym w kwestiach związanych z bezpieczeństwem, programowaniem, hakowaniem. - spojrzała na Samuela oczekując jego opinii.
- Cóż to za szkolenie?
Sol specjalnie dodała nieco skrzywioną minę:
- Umiejętności przeżycia poza dużymi miastami, poznanie bliżej swojej bestii, nauka mocy. - dorzuciła wzruszenie ramion i przestapiła nonszalancko, przenosząc ciężar ciała na lewą nogę i wypychając nieco biodro w czymś co wedle jej mniemania miało przypominać postawę buntowniczą a przez to zgodną z jej “klanem”.
Gangrel pokiwał głową.
- Dobrze, tylko taka rada – w razie czego nie próbuj przekolorować, bo... a w sumie najwyżej rozśmieszysz Księcia. - zaśmiał się Samuel, po czym dodał – Przepraszam, nie będzie tak źle.
Przynajmniej nie dodał „Mam nadzieję”.
-Mówisz o umiejętnościach czy pozie? - Sol poczuła się nieco zdezorientowana - To
zgłoszę się do Szeryfa 1 stycznia. Gdzie mogę go znaleźć? No i czy Ty też się pojawisz, żeby potwierdzić moje słowa czy nie?
- O pozie. - odparł Gangrel - Kręci się po całym Portsmouth, jeżeli można to tak powiedzieć, ale najłatwiej pytać o niego w Elizjum. Mogę nawet go z tobą umówić, jeżeli chcesz.
- Dobrze, jeśli to nie sprawi Ci kłopotu. - kiwnęła głową Sol, przyjmując krytykę. - Do czasu spotkania pozostanę tutaj. Jak nazywa się Szeryf? Z jakiego jest klanu? A Ty wybierasz się na bal?
- Kelsey Arkwright, jest moim współklanowcem. - odparł Gangrel - Na bal? Wyobrażasz sobie mnie na balu? - uśmiechnął się Samuel.
- No cóż, gdyby ubrać Cię w dobrej jakości garnitur lub smoking, przyciąć włosy i ogolić… - Sol wzięła pytanie Samuela poważnie. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Gangrel z niej żartuje. - Ach… - uśmiechnęła się i potrząsnęła głową - przepraszam. Chyba najtrudniej będzie przekonać innych Gangreli do tego, że dzielę wasz klan. Ale dobrze, jeśli możesz nas umówić, to chętnie skorzystam z oferty. A jakie masz plany na jutro? - spojrzała ponownie wampirowi w twarz. - Może… wpadniesz? Porozmawiamy na temat Twoich potrzeb prawnych.
- Ty wolisz uniknąć spotkania z Księciem, ja wolę unikać spotkania z moimi potrzebami prawnymi. - wyszczerzył się Gangrel - Tak czy inaczej daj mi z godzinę, może dwie, a pójdę teraz do Elizjum i sprawdzę czy nie ma tam Arkwrighta... i ewentualnie rozmówię się z nim.
- No dobrze, ale im szybciej zaczniemy pracować nad kłopotami prawnymi, tym szybciej je rozwiążemy. Czy mam Cię postawić pod ścianą tak jak Ty mnie z tradycją? - zaśmiała się Soledad - Zadzwonisz czy wrócisz?
- Jeżeli nie zajmie mi to za długo to wrócę. - odparł mężczyzna - Dobrze?
- Dobrze - kiwnęła głową z poważną miną tak typową dla niej - Będę czekać. - przez chwilę zawahała się jeszcze na chwilę, jakby chciała coś dodać ale zrezygnowała. - Samuel… dziękuję Ci. - uśmiechnęła się - za … wszystko - zrobiła nieokreślony ruch ręką.
- Nie musisz. - wyszczerzył się Gangrel.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak Samuel obiecywał, tak zrobił. Po około dwóch godzinach do mieszkanka Soledad powrócił Gangrel w nieokreślonym nastroju. Już od progu odezwał się do "młodej Gangrelki":
- Zaczynam robić się zazdrosny, Soledad.
- To znaczy? I nie Soledad, Artemis.
- Artemis, tak. - uśmiechnął się pod nosem - Widzisz, spotkałem Szeryfa i przekazałem mu sprawę. - zaczął, ale urwał po tym stwierdzeniu.
Soledad podeszła bliżej mężczyzny obserwując mowę jego ciała.
- Przekazałeś sprawę i …? - bił od niej spokój. Ten rodzaj spokoju, który jest narzucany ogromnym wysiłkiem siły woli.
- Lubisz przyjęcia sylwestrowe? - zapytał niewinnie Gangrel.
- Lubię, zazwyczaj. Ale mówiłeś, że nie zostałabym zaproszona. Czemu to się zmieniło? - rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Nie wiem. - odparł rozbrajająco szczerze Samuel - Znaczy, przedstawiłem sprawę, a kiedy Kelsey usłyszał, że chodzi o dopełnienie Tradycji Gościnności od razu zaproponował dzień jutrzejszy i przyjęcie organizowane przez Księcia. - rozłożył bezradnie ręce.
- No dobrze, ale… nie mam żadnej kreacji. - ze stresu to była pierwsza rzecz jaka przyszła jej do głowy, bo zapakowała jedynie kilka par spodni i bluzek. - Mam iść w spodniach skórzanych? To nie urazi księcia?
- Na pewno przydałoby się coś, czego nie nosisz na codzień… Jakieś lepsze spodnie i bluzka przynajmniej, rozumiesz, odświętne.
Soledad otworzyła szafę pokazując jej zawartość:
- Mam takie i takie - pokazała kolejną doskonałej jakości parę skórzanych spodni z lekkim pobłyskiem - oraz takie - wskazała na atłasowe czarne spodnie. - Może czerwona jedwabna bluzka? Mam też jedną parę pantofli na wysokim obcasie - pokazując buty ułożone równiutko w szafie - ale Gangrel w szpilkach?
- Naprawdę to wszystko zabrałaś? - spojrzał zaskoczony Samuel - Co do szpilek, to zawsze możesz udawać, że jest ci w nich szczególnie źle - zaśmiał się - ale możesz zawsze wziąć do innego. Bluzka i spodnie brzmią dobrze. Przyjęcie rozpocznie się około ósmej wieczorem jutro, więc na sprawunki na ma co już liczyć.
Soledad pokiwała głową:
- Nooooo, tak, to są rzeczy na podróż. - pokiwała głową - Dobrze. Czyli widzimy się tutaj
około 1 tak? Przynieś wszystkie papiery i maile, czy co tam masz w związku ze swoją sprawą. - powiedziała prawniczym tonem, nawykłym do posłuchu.
- Najpierw kwestia przyjęcia. Jak załatwisz sprawy z Księciem wtedy zajmiemy się moją - odparł wymijająco Gangrel - Pamiętaj tylko. Około ósmej wieczorem, Wieżowiec Gunwharf. Mieści się on na wybrzeżu o tej samej nazwie.
- Dobrze, będę pamiętać. Mam się powołać na nazwisko szeryfa, tak?
- Tak będzie najlepiej. Mają tam już mieć osoby, które poprowadzą.
- Ok. Zadzwonię przed wyjściem z balu i spotkamy się tutaj - naciskała na Samuela. Nie chciała mu dać okazji do wymówki.
- Dobrze, już dobrze. Jesteś straszliwie uparta.
- Nie chcesz poznać moich wad - mrugnęła do mężczyzny.