Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-11-2015, 02:14   #468
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Jayson "Godzilla" Atkinson - Pomiot Godzilli


Jayson czuł się doprowadzony do ostateczności. Przed przemianą i daniem upustom swoicm chaotycznym dzikim instynktom które w nim na co dzień drzemały ateraz kotłowały się tuż pod skórą powstrzymywała go już tylko obecność szefa i świadomość miejsca gdzie się znajduje. Bo ta sierściuchowa gnida rozjątrzał i wkurwiał go na całego ani przez moment nie odpuszczając mimo licznych uprzedzeń ze strony Godzilli by się spacyfikował.

I najwyraźniej gnojek zlewał wysiłki Jay'a by go nie rozerwać na strzępy prowokując go wręcz do tego. Tak jak i teraz. Przy szefie oskarżył go o kłamstwo i sabotaż z zatajaniem informacji przed reszta grupy. Do tego nawijał do niego jak do jakiegoś jebniętego półmózga, non stop przeinaczał słowa czy po prostu łgał jak suka bura. Generalnie po prostu zlewał Atkinsona na całej linii i pernamentnie przy każdej okazji. Takie zachowanie nikomu nie mogło ujść płazem. Jeśli ten sierściuch o najwyraźniej samobójczych zapędach brał Godzillę za jakiegoś menelskiego obszczymura co to się przestraszy i stuli uszy po sobie bo ten na niego spojrzy, krzyknie no to kurwa był świetny moment na ostateczną weryfikację tego wrażenia!

Wciąż wrzał z gniewu gotów rozszarpać szczawia od ręki gdy nagle wtrącił się Adrian i w paru słowach uciszył i przegnał całą grupkę. Gadka o kręgu pojedynków była dla Atkinsona jak jasne, zielone światło by problemotwórczego debila załatwić raz na dobre. Wjedzie dwóch. Wyjdzie jeden. Czy tak czy siak problem się rozwiąże bo Godzilla nie był dłużej w stanie znieść tego cholernika i jego kłamliwych, brudnych zagrywek. W dziupli Cas okazał się mięczakiem nie przyjmując wyzwania ale teraz było inaczej. Tylko Bill... Bill został z Adrianem... I wyglądało, że to nie będzie stan pernamentny.

Mokol nie zgadzał się z tą decyzją szefa. Ale to Adrian był jednak szefem. Obaj z Bill'em byli też wilkołakami. A mimo to nie było mu łatwo zaakceptować tą decyzję. Ociągał się z opuszczeniem łaźni nie chcąc opuścić wilkołaka. Bill nie sprawiał na nim wrażenia bystrzaka ale miał swoją prostolinijną prostoduszność. Trochę jakby nie do końca mógł się odnaleźć w takiej sytuacji czy w ogóle w życiu. Takie miał wrażenie choć znał go właściwie ze dwie doby. A jednak poświęcił się zadaniu całkowicie. W przeciwieństwie do tego sierściuchowego pana superważniaka z masą superwąznych spraw na kocim łbie który robił wszystko poza wykonaniem zadania. ~ Kurwa tego basteta mogłby rozszarpać a nie Arnula... I tak nie ma z niego żadnego pożytku a tylko dym i zamęt robi wszędzie gdzie się pojawi... ~ pomyślał z żalem i rozczarowaniem.

Bill właściwie był spoko. Przynajmniej się starał zrobić co należało do niego i nie robił jakichś głupich, krętactw i grał w otwarte karty tak jak i Brygada KITT'a. Jak ustalili, że pójdzie do portu by pogadać z ocjem Szczeniaka to jak powiedział tak zrobił. Wskoczył z młodymi do umbry i tam ocalił Cas przed zmorą i samemu płacąc za to ranami. A po powrocie nie powiedział słowa skargi na to i pozostał skromny. Nie jak ten rozpieszczony i popieprzony sierściuch domagający się supertraktowania na każdym kroku jakby chuj wie co robił dla nich a ledwo się pętał po kątach sprawy odnalezienia młodych. Ba! Nawet w dziupli Cas powiedział co prawda "nie" mokolowi ale próbował chociaż mediować pomiędzy nimi. I właściwie on namówił go by od reki pojechać do Adriana bo póki użerał się z siersciuchem jakoś stracił perspektywę dla całej sprawy. A już w drodze tutaj zaoferował się jako jedyny, że chociaż spróbuje robić za drugiego kierowcę. Bo Cas jechała z fochem jakby ja normalnie siłą wciągnęli do samochodu i na jakieś tortury czy co wieźli. Bill może nie był doskonały ale był. I był z nimi. Dawał z siebie wszystko co mógł. Zdecydowanie w oczach mokola nie zasługiwał na śmierć. Machinalnie wręcz porównywał go z bastetem i przy każdym kroku mu wychodziło, że Adrian załatwił nie tego co trzeba.

Ale Bill był wojownikiem. Wilkołakiem. Wikingiem. Nie pisana była mu śmierć ze starości. Choć nie w kurwa kiblu za w sumie nie wiadomo za co. To jednak prawo twarde ale prawo. Musiało działać jeśli system miał działać. Pod wpływem impulsu zaczął mówić. Miał nadzieję, że Bill lub jego duch jakoś to usłyszy.

Cieszy się dzisiaj wikingów plemię,
Kolejny wojownik pdrzuca snu brzemię.
Kończy swój kres i cierpienie,
Kończy się nędza i osamotnienie.
Cieszcie się wilczy bracia w zewie,
Zaczyna się uczta jak wybawienie.
Walkirię czekać będą na twe skinienie,
Boś chwałą okrył swoje plemię.
Wilk z krukiem poszedł w inne istnienie,
I jego ocalił w elfickiej arenie.
Przed zmorą zasłonił pierzaste nasienie,
I krwią zapłacił za swe poświęcenie.
Powrócił z zaświatów na swoje stracenie,
Pan ziemski jego wyraża oburzenie.
Lecz Bill Arnul od dziś łowy zaczyna,
Będzie polować po wieki istnienia.
I z mieczem czekać z przodkami zamierza,
By czekać na bitwę kresu przymierza.
A dziś smutać się już nie trzeba,
A podziw wyrazić jak wiking umiera.

Skończył. Rozejrzał się. Wciąż był w pobliżu łaźni. Adrian i Bill wciąż byli w środku. Nie spodziewał się już zobaczyć Bill'a żywego. Pod drzwiami widział tylko Adę. Reszta się zmyła. Ta cholerna kocia tchórzofretka też i Godzilli odwlokła się okazja by wyrównać z gnojkiem rachunki. A krąg czekał. Żal i rozgoryczenie przytłumiły w pierwszej chwili wściekłość ale siersiuch uzbiererał sobie jej tyle uczciwą i wytrwałą pracą, że nie szło mu tego puścić płazem. Niech wróci. Musi. Jay poczeka na niego. Rzuci mu wyzwanie, przy wszystkich. A potem w kręgu, przy wszystkich odeżre mu łeb! I tak go nie używał. I kurwa skończa się te kocie figle. Bo w nagłą przemianę siersciucha nie wierzył. Poza tym krew przelana w walce dobrze komponowała się z pogrzebem wikinga i wojownika.

- Ada, chciałbym skorzystać z kręgu tak jak mówił szef. I zaproszę tam Chrisa. Ale boję się, ża te tchórzliwa, krętacza menda odmówi. Co wtedy? Mogę go tam... Noo... Wiesz... Wrzucić czy co tak w razie czego? - zaniepokoił się tym jak tak dumał nad rozwojem możliwych scenariuszy. Zazwyczaj walczył z wojownikami. Szczury mu nie podskakiwały a jak próbowały to się je szybko sprwadzało do odpowiedniego poziomu. Ale ten mały kotełek udawał, że chce się bawić z dużymi aligatorami w ich gadzie gierki a jak szło do finału to nagle krzyczał na cały świat, że jest tylko mały kotełek. Szlag mógł normalnie trafić! Tego też obawiał się tym razem. Bo nie walki. Walka to był chaos i ryzyko ale jednak do zaakceptowania dla niego. I był zdeterminowany rozwiązać siersiuchowy problem tu i teraz. Jakby liczyło się same znalezienie w kręgu to nawet w razie odmowy mógł by się postarać by dodać sierściuszkowi odwagi znaleźć się w kręgu. Irytowała go myśl, że gnojek mógłby mu zwiać spod szczęk i szponów, zwykłą, tandetną odmową walki.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline