Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2015, 09:20   #20
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację





"Jeśli mężczyzna znajdzie młodą kobietę - dziewicę niezaślubioną - pochwyci ją i śpi z nią, a znajdą ich, odda ten mężczyzna, który z nią spał, ojcu młodej kobiety pięćdziesiąt syklów srebra i zostanie ona jego żoną. Za to, że jej gwałt zadał, nie będzie jej mógł porzucić przez całe swe życie."
Księga Powtórzonego Prawa 22:28-29






SANDERS

Spieszył się, nie miał innego wyjścia, o ile chciał przeżyć. Łapiąc truchło za ogon, Sanders zerwał się do ucieczki, biegnąc ile sił w nogach prosto do majaczących gdzieś za plecami drzwi. Krwawił, poszarpane ramię piekło jak wszyscy diabli, nerwy zaś zmusiły serce do wytężonej pracy. Czuł je w piersi - głośny, silny i przyspieszony łomot, zdający się łamać żebra. Wyciskał z płuc i tak płytki oddech. Mężczyzna miał wrażenie, że ten huk odbija się od ścian i sufitu, wpędzając w szał czające się dookoła maszkary, podjudza je. Spomiędzy skrzyń dolatywały go kolejne syknięcia i szmery, tym razem bardziej zniecierpliwione i wrogie. Głodne.

Przed sobą, zaraz na granicy widoczności dostrzegł przemykający cień podobnych gabarytów, co zabite przed chwilą stworzenie. Drugi skoczył gdzieś nad jego głową. Coś szarpnęło go za włosy, wytrącając z rytmu. Z impetem zatoczył się na metalowe pudło. Zimna, śliska stal nie należała do miękkich powierzchni, przekonał się o tym na własnej skórze, obijając i tak pulsujące tępym bólem ramię. Sapnął, wzrok zmąciła czerń, nie poddawał się jednak, nie mógł. Musiał biec!

Odbił się od przeszkody i zmusił ciało do wzmożonego wysiłku, lawirując między stertami śmieci, byle dalej, przed siebie! Bardziej wyczuł niż zobaczył, jak szponiasta łapa wielkości jego własnej wyłania się z mroku i z szybkością błyskawicy dąży w jego kierunku. Instynktownie rzucił się do przodu, przetaczając po brudnej podłodze, a podmuch powietrza na tyle karku był jasnym dowodem, że lata treningów w terenie nie poszły na marne. Gdyby nie one...

Szarpnięcie za nogawkę, drobne pazury wbijają się w łydkę. Nagłe ukłucie bólu, wykrzywiające jego twarz na podobieństwo szaleńczej maski. Łomot krwi w uszach zagłusza inne dźwięki. Szybko! Szybciej! Nie ma czasu!
Krew i ciemność. Czy to ogień trzymał bestie z dala od niego? Nie wiedział, nie miał czasu się zastanawiać. Pochodnia dogasa, rzucając coraz mniej światła, a wraz z jej agonią poruszenie wokół tropiciela wzmaga się, aż do momentu krytycznego apogeum. Gdzieś z oddali dobiega go niski, basowy pomruk, wprawiający w wibracje przyczepioną do ludzkiego szkieletu masę mięsa. Część łuskowatej drobnicy zastyga na ułamek sekundy, obracając łby w stronę źródła hałasu.

Nie zdechnie tu, nie w taki sposób!

Ruch, musiał pozostać w ruchu. Odturlał się więc od wroga i poderwał na równe nogi. Był już tak blisko! Jeszcze tylko kawałek, dosłownie parę kroków. Uda się!

Jeszcze tylko pięć metrów... cztery... Szarpanie nie pomaga, tym bardziej kiedy następuje z dwóch stron. Na plecach ląduje gorący ciężar, ale cios łokciem odrywa go od skóry przy akompaniamencie zaskoczonego pisku.
Doskonale wie, że krwawi, lecz wtłoczona w mięśnie adrenalina pomaga utrzymać pion, motywuje do ostatniego wysiłku. Dopada do drzwi - solidnych, grubych. Kurewsko ciężkich. Zapiera się o nie i z całą pozostałą resztką sił pcha do przodu. Wpierw zapora wydaje się nieczuła na jego perswazję, po chwili poddaje się ze zgrzytem protestu i nieznośnie wolno zaczyna się zamykać.

Pierwsze uderzenie od zewnątrz, a po min kolejne i jeszcze jedno. Pazury zgrzytające o metal utrudniają Sanders'owi operacje, odrzucają do tyłu. Zaciska zęby i ponownie dopada do włazu, impetem własnego ciała pomagając sobie w pracy Bose stopy ślizgają się po zimnej posadzce, twarz czerwienieje z wysiłku.

Nie uda się, kurwa jego mać, nie ud...

Zachrobotał zamek, ulga prawie ścięła go z nóg. Dysząc ciężko padł na kolana, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to koniec. Na razie. Dla pewności zablokował drzwi metalową nogą od krzesłą - teraz już ciemną i zimną pozostałością po pochodni.

Oddech zaczyna wracać do normy, pot i krew mieszają się jednolitą bejcę, oblepiającą skórę ramienia, szyi i pleców jednolitą, lepką skorupą. Myśli robią się klarowne, wzrok wędruje do ściskanego kurczowo ogona. Ścierwo... zabrał ze sobą ścierwo. Po cholerę mu ono? Ach, no tak. Trucizna.
Drzwi zatrzymały to przed czym uciekał, tylko na jak długo?



ABIGAIL


CZART


WILLIAM


Podobno kobieta ma zawsze rację. Czy tak było i w tym przypadku? Nie mieli pojęcia, a sprawdzić dało się to tylko w jeden sposób. Pomysł Abigail nie spodobał się reszcie, cholernie się nie spodobał. Nie oponowali jednak, podejmując się roli wsparcia, mizernej ochrony i sami nie wiedzieli czego, pewno kolejnych celów na strzelnicy, o ile banda najemnych nie postanowi wykończyć ich w jakiś o niebo mniej przyjemny sposób. Ryzykowali wszystkim co posiadali, a nie mieli przecież wiele. Zdrowie, wolność, życie - wcześniej owe wartości uważali za coś pewnego, co towarzyszyło im przez większość czasu. Momentami co prawda kładli je wszystkie na szali, rzucając Kostusze wyzwanie. Zupełnie tak jak teraz, z tą różnicą, że praktycznie wystawiali się na łaskę, bądź niełaskę drugiej strony. Zagubieni, rozkojarzeni, z wciąż dręczącą umysły amnezją, stanowili łatwy cel dla ludzi wyposażonych tak jak chociażby widziana wcześniej trójka zwiadowców.

Poczekali aż tamci znikną za rogiem i dopiero wtedy wyszli na korytarz, stąpając ostrożnie pomiędzy rozrzuconymi na podłodze karabinowymi łuskami. Nie zabrali ze sobą światła, lecz wisząca u powały jarzeniówka pozwalała wystarczająco rozeznać się w terenie.

- Postępy? - usłyszeli głos tego, z którym mieli porozmawiać w pierwszej kolejności .

Odpowiedział mu już znajomy, zaciągający po rosyjsku pomruk.
- Niet. Kak komandir pospieszać będzie, to wolniej pójdzie - nie wydawał się zadowolony z zawracania dupy przy pracy, cokolwiek robił. Wraz ze słowami pojawił się suchy, metaliczny klekot z jakim przekładał coś ciężkiego.

Załom skrywał dalszą część korytarza, ciągnącego się dobre kilkanaście metrów nim znów zakręcał, oświetlony kolejną lampą. Po prawej stronie, w progu drzwi diablo podobnych do tych mijanych wcześniej, świeciło się światło. Nim jednak zdołali ujrzeć co się tam znajduje, na ich powitanie wysunęła się czarna, oksydowana lufa karabinu, a za nią reszta jej właściciela. Tak jak reszta bandy miał na grzbiecie mundur maskujący, lecz nie nosił niczego na głowie dzięki czemu mogli dostrzec jego gębę - dość młodą, ponurą, ze średnio nastrajającą do rozmowy miną.


W jego oczach błysnęło zaskoczenie, cofnął się o krok, wędrując wzrokiem po trzech nieuzbrojonych, obcych postaciach. Konsternacja jednak nie trwałą długo, tym bardziej, że zza ich pleców dobiegł podejrzany rumor i przytłumione odgłosy kotłowaniny.

Podniósł broń i mierząc nią w posiadającego pistolet Lennox'a, wyszczerzył nienawistnie zęby.
- Klamka na glebę, Roger, rusz tu dupę! - po warkotliwym tonie rozpoznali tego, którego Rusek tytułował dowódcą - Gdzie moi ludzie?



 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline