Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2015, 15:44   #11
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Drobna kobieta, o odcieniu skóry przypominającym zatopiony w karmelu orzech włoski, stała w zaparowanej miniaturowej łazience podrzędnego hoteliku, urządzonego w stylu, nieznanej Mohini, odmiany gotyku. Dziś był ważny dzień i wcale nie dlatego, że biali obchodzili zakończenie roku kalendarzowego. Młoda wampirzyca miała stawić się przed obliczem miejskiego księcia i być może, pertraktować o jej przyszłym losie w Portsmouth. Miasto jak miasto, nie porywało ale i nie odrażało. Ravnoska nie obraziłaby się za możliwość zamieszkania na parę miesięcy w stałym miejscu; od biedy wykonałaby jakąś robociznę dla tutejszej władzy, co by za bardzo nie sapali jej w kark za każdym razem gdy pójdzie okradać pobliskie kasyna.
- Arararara… - przecierając dłonią lustro, dziewczyna spojrzała w swoje zamazane oblicze. Tyle lat minęło, a ona wciąż była taka sama, niezmienna niczym wykute w kamieniu oblicze świętej Sity. Czekało ją mnóstwo pracy, nie wspominając o tym, że dalej nie wiedziała jak dostać się na umówione miejsce. Owinąwszy się w puchaty, hotelowy ręcznik, przeszła do maciupeńkiego pokoiku, zagraconego pod sam sufit meblami, każdym w innym kolorze, każdym nie do pary, a jednocześnie idealnie pasującym do całego wnętrza. Wysypując zawartość kosmetyczki na materac, poczęła zastanawiać się makijażem, kiedy do drzwi ktoś zapukał.

- KYA?! - warknęła poirytowana, prostując się i podchodząc do wejścia do jej pokoju. - Kto tam? - zapytała podejrzliwie, przykładając ucho do chłodnego drewna drzwi.
- Obsługa hotelowa, to ja Mary, przyniosłam kwiaty dla ciebie. - odparła ciepło, kobieta.
- Aćća… przepraszam! - zapiała wampirzyca, wpuszczając ją do środka - Na śmierć zapomniałam. - przywitała się z grubawą panią po sześćdziesiątce.
- Nic nie szkodzi kochaniutka. Proszę… - Mary wręczyła Mohini pokaźny bukiet, słodko pachnących kwiatów -… a tu reszta. Wyspałaś się po wczorajszej imprezie? Powinnaś coś zjeść zanim wyjdziesz na miasto.
- Hai, hai. Dziękuję.- wampirzyca przyjęła podarek, oglądając go z ukontentowaną miną. - A… mapa? - zapytała, przypominając sobie o niej w ostatniej chwili.
- Nie martw się. Jak zejdziesz do recepcji Tom wydrukuje ci mapkę i wytłumaczy jak dojść do interesującego cię miejsca.- odparła wesoło, oglądając pobojowisko w pokoju nr 13 - Lece się przebrać… o której wychodzisz, to wpadnę „posprzątać”. - na widok skołowanej miny Mohini, kobieta roześmiała się i dodała - Dobra, nie ważne. Będę się kręcić w pobliżu. Szykuj się i… do zobaczenia za rok! Ho, ho, hooo~
- Szczęśliwego Nowego Roku Mary. - zawołała za odchodzącą sprzątaczko-recepcjonistko-kucharką, która pomachała dziewczynie, nie odwracając się do niej.

***

Ubrana w trójkolorowe sari z czerwoną bluzeczką w malowane czarne kwiaty, przyglądała się przez chwilę swojemu przystrojonemu i wymalowanemu, na bollywoodzką modłę, obliczu. Rzadko kiedy tak się stroiła, po pierwsze nie miała dla kogo, a po drugie… nie za bardzo miała w co. Wygrane z kasyn wydawała na paliwo i hotele. Od ładnych paru lat, nie miała stałego pobytu zamieszkania ani pracy. Sam nocny tryb życia też nie ułatwiał sprawy. Mohini nie miała szans wyjść na zakupy, nawet gdyby znalazła trochę zaskórniaków, gdyż wszystkie butiki zamykano wcześnie przed zachodem słońca.
Brak konta bankowego oraz całkowite kalectwo w świecie internetu i technologii, dodatkowo izolował wampirzyce, spychając ją w najgłębszy cień egzystencji, kogoś kto do końca życia będzie chodzić w jednych i tych samych ciuchach.
Kobieta była jednak zaradna i mało rozrzutna. Pielęgnowanie w sobie pasji zbieraczki, również się przydawało, gdyż wampirzyca nie mogła narzekać na niedostatek wszelkiego rodzaju produktów. Jeśli miała czas i chęci, nurkowała w ogromie syfu jaki nagromadziła przez te wszystkie lata w swoim maciupeńkim autku, po czym wynurzała się z miną zwycięscy trzymając oburącz rzecz, której potrzebowała.
- Która to godzina, are??!! Siódma??!! - kobieta w popłochu pląsała po pokoju, zbierając z różnych miejsc biżuterię jaką planowała założyć. Nie było tego ani dużo, ani nic kosztownego, przynajmniej w jej mniemaniu. Ot sześć imitujących złoto, bransoletek na kostki u nogi. Każda oczywiście zachęcająco błyszcząca, wesoło brzęcząca przy każdym ruchu i najważniejsze… każda innego etnicznego rodzaju i motywu.
Tona, rzeźbionych bransoletek na nadgarstki, tworzące istny świecąco-dzwoniący pancerzyk. Łańcuszek z czerwonych i zielonych koralików oraz prawdziwa duma… jedyny zestaw czegokolwiek, jaki miała w posiadaniu. Ślubna tikka i jhumka. Prezent i pamiątka od rodziców. Oby przyniosły jej szczęście…

Udekorowana niczym świąteczna choinka, Mohini przyozdobiła luźny koczek, wcześniej przygotowanym, sznurem ze świeżych, pomarańczowych goździków, które przyniosła jej Mary. Była gotowa. Zegar wskazywał w pół do ósmej. Zarzucając plecione, wełniane palto w indyjskie wzory wyszła dumnie, niczym paw na wybiegu, zapominając o torebce i kluczykach do samochodu.
- PSIA MAĆ! - wydarła się wściekle w połowie schodów, zawracając niczym dzwoniąca do mszy, burza.

***

- Tom… Hej, Toooooom. TOM OBUDŹ SIĘ! - wampirzyca odgięła słuchawkę od ucha drzemiącego recepcjonisty, który w przerażeniu wyprostował się, mało nie spadając ze stołka barowego, a następnie zamarł z przygłupią miną na widok, stojącej po drugiej stronie kontuaru, kobiety.
- …mapę… wydrukujesz… mapę, czy mi wydrukujesz, hej, słuchasz mnie? - skonsternowana Mohini, zamrugała do mężczyzny, machając mu przed twarzą.
- Tak, mapa, już się robi. Erm, gdzie chcesz się udać. - czerwony na całej twarzy mężczyzna po czterdziestce, dopadł myszki starego komputera.
- Wieżowiec Gunwharf w Nabrzeżu Gunwharf? - dziewczyna miała nadzieję, że dobrze zapamiętała nazwę.
Anglik przez chwilę stukał, z uporem maniaka, w klawiaturę, starając się nie patrzeć na rozmówczynię
„Szybciej bo ci łeb urwę…” pomyślała Kainitka, uśmiechając się uroczo. - Masz jakieś plany na sylwestra? - spytała od niechcenia, czekając, aż stara drukarka wypluje z siebie mapkę.
- Pewnie będziemy z Mary oglądać relację koncertu z Londynu. - odparł z nieukrywanym smutkiem, czyhając na kartkę, która powoli zaczynała wyłaniać się z trzewi plastikowego pudła z napisem SAMSUNG. - O. Gotowe. Zaznaczę ci markerem jak masz jechać.

***

Trzynaście minut po ósmej. Dotarła, spóźniona. Mohini przyglądała się z ciekawością budynkowi. Czuła tremę przed dzisiejszym występem, nie wiedziała co ją czeka w środku, nie widziała, którą z masek przyodziać, nie wiedziała czy kiedykolwiek wyjdzie z tego betonowego kloca, nie wiedziała…
„A w dupie z tym…” pomyślała buńczuczono.



 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline