Hiroshi Sugita
Na kamiennej ziemi siedział mężczyzna średniego wieku. Jego kolana dotykały ziemi, a tułów opierał się na piętach. Jego odzież z górnej części ciała była zsunięta na kolana, obnażając umięśniony tors.
Najpierw poczuł jego uderzenie, mroźne, przenikające jego ciało jak ostrze miecza, a później go usłyszał. Otworzył oczy i zobaczył jak rozganiał i kotłował mleczną mgłę otaczającą wszystko wokoło. Wiatr. Jaki wstyd! – pomyślał ze zgrozą – Coś się nie udało... Ja przecież...- Siedział tak chwilę osłupiony tym co widzi, że widzi, że to jednak nie koniec, nie bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. Po chwili zebrał myśli i nagle dotarło do niego, że jest po drugiej stronie. Tym bardziej zdumiony uświadamiał sobie, że mimo wszystko jest, istnieje.
Wstał okrywając swoje ciało kimonem, bogato zdobionym na piersiach i plecach znakiem koła, w środek którego wpisany był liść klonu. Miał wysoko wygolone czoło, a długie włosy upięte były w kok. Jego twarz starannie ogolona była raczej beznamiętna, choć w oczach zauważyć można było błysk podniecenia. Mężczyzna był średnio-wysokiego wzrostu. Za życia z pewnością nie mogł ważyć więcej jak 70 kg.
Zauważył trzy istoty stojące nieopodal, z którymi łączyła go ta sama niebieska aura. – Duchy cudzoziemców? – pomyślał – Słyszałem o nich w starych legendach, więc tak wyglądają.... – Ciężko mu było oderwać wzrok od ich sylwetek, ich dziwnego ubioru i kształtów twarzy. – Co to jest? – pomyślał patrząc na czerwoną ścieżkę – Krew... Chciał iść za śladem, lecz nie wiedział, w którą stronę, lecz obecność błękitnawych istot była bardziej intrygująca i zdecydowanie odkładała wszelkie inne działania na drugi plan.
- Jestem Sugita Hiroshi - odezwał się dumnie mężczyzna lekko skłanijąc głowę w stronę cudzoziemców. - A właściwie byłem... - dodał patrząc na swoje niebieskawe ręce - człowiekiem... |