Po tym jak Stefan usłyszał pytanie Władimira rozłożył się wygodniej na siedlisku, pogładziwszy wąs i wziąwszy kilka głębszych łyków miodu z uśmiechem na twarzy rozpoczął swą przemowę: Nie raz już chadzali za morze kozacy, nie raz już zdobycz nie małą wzięli, nie jeden Pan ma łupów ich pełno na ścianie obwieszonych.
Tak jak Tatarzy są nieprzewidywalni tak i kozaków nikt nie wytropi zamysłów.
Nigdy nie wiadomo gdzie kozackie oczy spojrzą, a Turecka granica za duża do obrony, tak jak nasza, dlatego Tatarzy tak nas kroją, to i dobrze, że za to śiczowcy Turków batem smagną, to i może tamtych sfolgują i nauczkę wezmą.
Przeto należy się lękać bardziej lennika Turków, tych przebrzydłych sebaków Tatarów, bo w drodze, lub w powrocie niebezpieczni strasznie być mogą.
Dlatego po was już tu wyjadę, gdy wracać będziecie, by winem i miodem Bohaterów powitać na ojczyzny łonie.
Mam nadzieje że serce Przyjaciela udobruchałem tą nowiną bo wiem że wojsko sułtana straszne i mocne i na nie was bym samych za nic w świecie nie posłał bo i po cóż by mi było mieć tak zacne dusze na sumieniu. Czy coś jeszcze? Rzekł jeszcze nieco zmęczonym głosem.
__________________ W ferworze walki, na polu bitwy jakim jest życie obronną ręką wychodzą tylko Ci, których serca nie potrafią klęknąć przed nieprawością. |