Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-12-2015, 17:49   #116
Dziadek Zielarz
 
Dziadek Zielarz's Avatar
 
Reputacja: 1 Dziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemuDziadek Zielarz to imię znane każdemu
Podczas rytuału posłusznie wykonywał co mu kazano, choć prawdę powiedziawszy nie wierzył by to cokolwiek dało. Nathan starał się nie patrzeć na innych, zwłaszcza na Stevena, którego wybryk wydał mu się w równej mierze własną winą. W drodze na farmę wyjaśniono mu pokrótce co się wydarzyło, co samo w sobie brzmiało dość nieprawdopodobnie. Mógł doświadczyć więcej zjawisk paranormalnych przez ostatnich kilka dni niż w całym życiu, ale żeby stała za tym wszystkim jakaś indiańska klątwa? Naprawdę? To przecież nie tak miało wyglądać, to wymykało się nauce, logice, zdrowemu rozsądkowi. Ale oto stał w pierścieniu ognia słuchając magicznych formuł. Potem podano mu jakieś obrzydlistwo, które bez wątpienia było zaprawione jakimś środkiem halucynogennym, to by wyjaśniało złudzenie w którym teraz się znajdował.

- To sen na jawie. - powiedział dla pewności, jednak jego własny głos zabrzmiał obco, jakby nie należał do niego.

Płaszcz i szeroki kapelusz też nie były jego, prawdziwy był za to ból rozsadzający krtań po wyplutym błocie i dymie. Weston odkaszlnął jeszcze parę razy by pozbyć się natrętnego drapania w gardle. Demon stał niewzruszony śledząc go swymi pustymi oczodołami. Nathan sięgnął odruchowo do kieszeni i wymacał tam kanciasty kształt telefonu, obok znajdowała się zmięta paczka chusteczek. Zatem nie był w jakiejś projekcji. To znaczy był, ale nie była ona zupełnie oderwana od rzeczywistości. Mężczyzna przetarł oczy jakby miał nadzieję, że wizja zniknie i znowu stanie przy ognisku na farmie Wolfhowla, nic takiego jednak się nie stało.

- Po co to wszystko? - Weston zwrócił się do bladej istoty zwanej Innuaki - Czego chcesz?

Istota nie odpowiedziała. Stała bez ruchu i słowa w miejscu w którym ujrzał ją po raz pierwszy. Weston zrobił kilka kroków w stronę potwora. Z tego co mówił Wolfhowl mieli się z nim skonfrontować, ale co to mogło oznaczać? Chyba nie miał się na niego rzucić z pięściami? Gdzieś od strony lasu dobiegały zniekształcone odgłosy, ludzkie krzyki, wystrzały. Mężczyzna przysłuchiwał im się przez chwilę bezskutecznie próbując wyłowić poszczególne dźwięki. Przyjrzał się drzewu, pod którym stał Innuaki, rozejrzał się po ziemi szukając czegoś co naprowadziłoby go na odpowiedni trop.

- Czego chcesz? - ponowił pytanie zbliżając się na odległość kilku metrów.

Kiedy podszedł blizej kruki zakrakały głośno i złowieszczo. Załomotały skrzydałmi. Spore stado ozobników poderwało się do lotu, krótkiego i przycięzkiego siadając prawie natychmiast na kilku konarach. Odsłoniły wiszące na drzewie ciało.

- Nie…

Nathan zbladł, głos uwiązł mu w gardle, a pewność siebie gdzieś odpłynęła. To była April. Jej skora ociekała krwią - poodrywana dziobami od ciała, poszarpana do kości, podziobana, poznaczona głębokimi ranami. Białoskory demon wyciągnął chudą dłoń w stronę Nathana i wskazał go długim, kościstym paluchem.

W pierwszym odruchu poczuł niedowierzanie. Nie mógł, nie chciał uwierzyć, że to co widzi jest prawdziwe. Ale jak mógł temu zaprzeczyć? W nozdrzach czuł drażniący zapach krwi, widział czerwone strużki cieknące po pniu. Jego przyjaciółka nie żyła, albo jeszcze dogorywała, a on nie mógł nic z tym zrobić.

Poczuł gniew. Poczuł jak drżące, obolałe od gryzącego dymu gardło wypełnia mu piekąca gorycz, wykrzywiająca twarz w grymas. Poczuł jak zaciska pięść, jak skóra tężeje mu z napięcia. Chciał zaatakować, uderzyć, zetrzeć tę istotę w proch i pył, sprawić by poczuła strach i ból, tak jak oni, tak jak bezwładna April na drzewie. Wyrwać się wreszcie z zaszczucia, wyjść z ukrycia i raz na zawsze przepędzić cholerstwo. Zrobił kilka kroków naprzód tak, że niemal stanął twarzą w twarz ze stworem.

Jednak potem coś go tknęło. Spojrzał przez czerwoną mgiełkę, która zasnuła mu obraz na bladego stwora celującego w niego palcem. Przecież tego chciał prawda? CHCIAŁ by popadli w morderczy szał, by pozwolili kierować się emocjami, by karmili go swoim gniewem, istotę która miała być gniewu uosobieniem. Demon przecież doskonale wiedzial co należało zrobić by doprowadzić ich do upadku i trzeba było przyznać, robił to diabelnie precyzyjnie.

Mężczyzna całą siłą woli zmusił się by poluzować zaciśniętą pięść. Uspokoił oddech, na ile był w stanie i spojrzał znowu w ciemne bezduszne jamy.

- Nie.

Teraz jednak nie było to słabe, łamiące się niedowierzanie. Tym razem był przekonany, wiedział, że nie może mu się poddać. Podświadomość krzyczała, ostrzegała przed niebezpieczeństwem, wszystkie kontrolki ostrzegały że stanie mu się to samo, że będzie cierpiał. On jednak tkwił uparcie przed bladolicym, walcząc całą siłą woli o spokój.

- Nie sprowokujesz mnie. Nie zastraszysz. Odejdziesz.

Innuaki stał spokojnie. Nieporuszony. Tylko ręka lekko mu zadrżała i przestrzeń na wysokości łokcia zafalowała.


- Ty zapewne nie znasz wybaczenia. - tutaj Weston zerknął na poszarpane ciało przyjaciółki i przełknął gorzki smak w ustach powstrzymując drżenie rąk - Jesteś jego przeciwieństwem. Ale może nigdy go nie zaznałeś? Czym ty właściwie jesteś?

Nie odpowiedział. Stał nadal nieporuszony wskazując palcem Nathana. Niczym posłaniec śmierci.

Mężczyzna uniósł rękę naprzeciw istoty i wycelował własny palec w szpon tamtego, tak że niemal się stykały. Stali tak naprzeciw siebie wzajemnie oskarżycielsko wskazując drugiego, aż wreszcie Weston sięgnął o brakujące centymetry próbując dotknąć istoty.

Palce zetknęły się ze sobą a przez ciało Nathana przeskoczył potężny impuls. Poczuł się tak, jakby dotknął lodowatego lustra. Wody z górskiego jeziora. Zamrożonego płynu. Czegoś zimnego i .. złego. Bo to nie było tylko doznanie psychicznej natury lecz bardziej duchowej.

Pojął czym jest ów demon. Czystą nienawiścią. Zimną i bezduszną. taką, której nic nie przebłaga. Nic nie ugasi. Nic nie zerwie. Chyba nic…

Informatyk trwał w osłupieniu przez dłuższą chwilę nie mogąc się zdobyć na najmniejszy ruch, jakby przez miejsce styku raził go silny prąd. W końcu udało mu się przewalczyć obezwładniające wrażenie i zmusił się by zerwać kontakt. Popatrzył na swoją dłoń jakby spodziewał się znaleźć na koniuszku palca czarny ślad po odmrożeniu, jednak na całe szczęście się mylił. Weston powoli uniósł oczy w stronę Innuaki, który wciąż stał niewzruszenie jak posąg.

Nienawiść.

Tylko jak ją przewalczyć? Miłością? Taaa… to jest dobre w bajkach. Tutaj miał zupełnie naukowy przypadek. W każdym razie miałby, gdyby nie znajdował się w narkotycznej indiańskiej wizji naprzeciw ducha mordującego rodziny mieszkające w domu na wzgórzu.

Znaleźć innych. Przyszło mu to do głowy zupełnie spontanicznie, jakby poczucie zagubienia wzięło wreszcie nad nim górę i próbowało pokierować we właściwą stronę. Nathan sięgnął do kieszeni i wyciągnął telefon. Chciał do nich zadzwonić, wydało mu się to tak naturalne, że nie zastanowił się nawet, czy w świecie duchów ma to jakiś sens. Wybrał numer i drżącą ręką uniósł aparat do ucha.

Usłyszał głos. Zniekształcony. Niewyraźny ale intencyjnie zrozumiały.

- Halo....

- Halo? Tu Nathan. Kto mówi?

Odpowiedzią były zupełnie niezrozumiałe trzaski i szumy...

- Halo? Halo?! Jest tam kto?

Weston spojrzał na wyświetlacz. Maddison Craven. Połączenie ciągle nabijało sekundy, jednak z głośnika dobiegał już wyłącznie mechaniczny hałas. Mężczyzna patrzył przez chwilę na ekran, po czym opuścił bezwładnie rękę wypuszczając telefon na ziemię. Czuł, że słabnie. Jak długo można się opierać? Uniósł oczy ku drzewu, tam gdzie wisiała April. Kosmyki włosów pozlepianych krwią spływały w nieładzie na twarz. Twarz, która zwykle wyrażała tyle dziecięcego optymizmu i ufności. Teraz zraniona, pocięta, zniszczona. Jak mógł na to pozwolić? Po co ją w to wciągnął? Z ciekawości, z durnej ciekawości. Nic więcej za tym nie stało, nawet cierpienie Cravenów zdawało mu się czymś co jego osobiście nie dotyka. Jednak teraz spoglądał na owoce własnej ignorancji.

Demon stał niewzruszenie ze szponem oskarżycielsko wycelowanym w pierś mężczyzny.

- Wybacz, April. Zawiodłem Cię. Zawiodłem nas oboje.
 
Dziadek Zielarz jest offline