Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-12-2015, 23:32   #1
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zaris - Prawdy Fałszywe [18+]


Wybierając miejsce na spoczynek zwykle kierowano się wpierw sakiewką, a dopiero później panującymi warunkami. Niektórzy, ci co szczęśliwsi, mogli sobie pozwolić by zapomnieć o punkcie pierwszym i przejść do drugiego. Rzadko się zdarzało, by karczma nie dość że tania była to i dobrą obsługą się cieszyła. Do takich to wyjątków należał Kogucik. Nic więc dziwnego, że wieczorową porą tłum dość znaczny się pod jego dachem zebrał. Stoliki zostały zajęte, pokoje wynajęte i nawet przy szynku nie brakowało chętnych na piwo, które Katupir serwował. Dziewczęta biegały od klienta do klienta, przynosząc zamówienia i zbierając nowe. Było ich pięć, każda pochodząca z ludzkiej rasy i ładna niczym obrazek. Właściciel wiedział doskonale, jak zadbać o to, by jego przybytek miał duże powodzenie i wykorzystywał ku temu wszystkie znane sztuczki. Od smacznego jedzenia, przez mocne piwo do wygodnych łóżek i uroczych służek.

Nawet jednak w najlepszych przybytkach zdarzają się sytuacje, które psują innym przyjemność z chwil odpoczynku po ciężkim dniu.
Wróżka zniknęła na górze, pozostawiając za sobą całkiem sporych rozmiarów awanturę. Wilkołak z krasnoludem najwyraźniej do serca wzięli sobie walkę i nie zamierzali poprzestać na wytargiwaniu sobie nawzajem kłaków. Ostrza poszły w ruch, stół i krzesła w drzazgi. Ci, którzy nie chcieli mieć z owym zamieszaniem nic do czynienia, oddalili się na bezpieczną odległość, czy to korzystając natychmiast z propozycji wróżki, czy też w trosce o swoje dobro wybierając cichsze miejsca by dokończyć trunku czy kolacji.
Jedną z osób, które zdawały się bardziej zadaniem, niż walką zainteresowana, była kobieta, która do karczmy przybyła w towarzystwie anioła.


Na znak, dany od niego, wstała i ruszyła na górę pozostawiając swego towarzysza by samotnie przyglądał się szybko nabierającego tempa starciu. Ten najwyraźniej nic przeciwko nie miał, odsunął się jedynie nieco, o mały włos, czy też raczej pióro, nie zderzając z ghulem.
Istota ta, będąca przedstawicielką tej ładniejszej części swej rasy, czym prędzej odsunęła się od niego, nie chcąc przyciągać do siebie większej uwagi niż było to konieczne. Jak nic ktoś mógłby później całą winę zrzucić na jej osobę. Wiadomo bowiem było, a przynajmniej tak plotki głosiły, że ghule pecha przynosiły. Szczęściem, oczy wszystkich zwrócone były w innym kierunku, więc bez dalszego zwlekania, mogła się ona udać w swoją drogę, która bynajmniej nie przypadkowo wiodła śladami wyprzedzającej ją nieco, ludzkiej kobiety.

Goście karczmy przyglądający się walce, po pierwszym zaskoczeniu poczęli czynić zakłady o to, kto wygra. Katupir pozwolił im na to, bacznie jednak przyglądając się zarówno walczącym, jak i tym, którzy prócz nich w sali pozostali. Rzec przy tym należało, że nie wszyscy się wycofali na bezpieczną odległość. Wzrok karczmarza ze szczególną uwagą przyglądał się bladej elfce, która ze spokojem popijała wino w towarzystwie złotowłosego elfa.


Niby nie było w owym widoku niczego specjalnego, jednak.... Wysokie elfy zwykle nie odwiedzały jego przybytku, woląc korzystać z gościny możnych królestwa. Gdy takowa nie była dostępna, zatrzymywały się w karczmach prowadzonych przez przedstawicieli ich własnej rasy. Nic zatem dziwnego, że ich widok przyciągał wzrok Katupira.
To, oraz nietypowy towarzysz kobiety.


Obok niej bowiem, oparty o ścianę, stał mortol i w przeciwieństwie do elfki, nie spuszczał wzroku z walczących. Jego dłonie spoczywały na dwuręcznym mieczu, w każdej chwili gotowe by skorzystać z owego oręża. Pozostawał jednak nieruchomy, niczym posąg, spowity w czarny płaszcz.
Przy tej samej ścianie, nieco jednak głębiej, tuż przy kominku, siedział przy swym stoliku mnich. Człowiek ów był kolejną ostoją w chaosie, jaki panował wokoło. Czy został tam na własne życzenie, czy też odcięto mu drogę odwrotu, nie było wiadome. Faktem jednak było, iż wzrok jego uważnie śledził wilkołaka i krasnoluda, jednak ingerować w ich spór jego właściciel zamiaru nie miał, czekając cierpliwie, aż ci swoje sprawy zakończą co by i jemu dane zostało podążenie ścieżką wyznaczoną wolą bogów. Jedyną reakcją były słowa, które usta jego opuściły, a których raczej nikt usłyszeć nie zdołał. Lub tak też się jemu zdawało...
- Wąż nie zmieni swojej krętej natury, nawet kiedy się wśliźnie w prostą rurę bambusową.
Po drugiej stronie, także w cieniu kominka, siedział odziany w zbroję mężczyzna, na pierwszy rzut oka wyglądający na człowieka.


Wrażenie to psuła jednak prawa jego ręka, ozdobiona szponami. Nieznajomy nie wydawał się zbytnio walką zainteresowany. W przeciwieństwie do jego towarzyszki, która wyskoczywszy na stół by lepszy mieć widok, śledziła ową potyczkę, raz za razem pocierając dłonią kocie uszy, budząc przy tym do życia przypięte do nich dzwonki.


Ogon dziewczyny raz za razem uderzał w blat stołu, lub też zamierał, gdy akcja, którą obserwowała zdawała się dochodzić do punktu kulminacyjnego.
Moonrie nie były często spotykaną rasą. Chodziły plotki, iż są tworem magów, powołanym do życia by spełniać ich zachcianki. Inne z kolei głosiły, iż są one cząstkami Oren, które oddzieliły się od Mocy, gdy ta odwiedzała Zaris w cielesnej powłoce. Jakkolwiek by nie było, spotkanie Moonrii uznawane było za szczęśliwy omen.

W międzyczasie, z dala od owych kłopotów, w spokojnej, głównej części karczmy, skąd doskonały widok mieli na całe zajście, siedziała demonica, a obok niej wilkołak.


Kobieta wydawała się bardziej zainteresowana schodami, na których zniknęła wróżka niż całą walką. Czy też swym towarzyszem. Jej spojrzenie jednak szybko wróciło do niego i rozmowy, którą prowadzili. Na chwilę jedynie zboczyło ku mężczyźnie stojącemu pod arkadą dzielącą salę, w której przebywała od tej, w której odbyła się walka.


Ten zaś nie zwracał uwagi na nic, ani na nikogo. Zdawać się mogło, że wręcz całe zajście przegapił, skupiony na swym kuflu. Baczny obserwator mógł jednak dostrzec, iż od czasu do czasu jego spojrzenie omiata zebranych gości, czujne i zimne, niczym lód. Poruszył się tylko raz, a wydarzyło się to w chwilę przed ową nieszczęsną kłótnią, gdy wyraźnie podpity człowiek, zatrzymał się przy stoliku demonicy i zaczął ją obrzucać słownym łajnem. Uspokoił się jednak, gdy reakcja wilkołaka ukróciła nieco ów wylew rasowej miłości.
Reakcję tą bez wątpienia wychwyciła rybja, która miejsce zajmowała przy stole nieopodal, wraz z towarzyszącym jej wilkołakiem. Tych ostatnich dość dużo owego wieczoru się zebrało w karczmie, przez co niepokój gości wzrastał w tempie przyspieszonym. Każdy bowiem wiedział, że gdzie ich zbyt dużo się zebrało tam o kłopoty łatwo. Uwaga kobiety szybko jednak pomknęła ku wróżce i walczących i na nich się zatrzymała, korzystając z okazji że nikt przy zdrowych zmysłach nie zbliżał się do ich miejsca, dzięki czemu widok miała dość dobry. Posiadane przez nią towarzystwo miało niekiedy i dobre strony, pośród licznych złych.

Chwila, na którą wszyscy czekali, nastąpiła gdy ostrze przebiło się przez obronę krasnoluda i zagłębiło w jego ciele. Rozjuszony wilkołak rozglądał się po gapiach, szukając kolejnej zaczepki. Wybór jego padł na mortola, który wciąż wzrok swój wbijał w niego. Wzrok ów wyraźnie wilkołakowi się nie spodobał.
- Masz coś do mnie? - warknął ledwie zrozumiale i z obnażonym mieczem postąpił krok w stronę chodzącego po śmierci. Był to jego ostatni krok.
- Tak - rozległ się głuchy głos, który z ust mortola się wydobył.
- Wspaniale! - Głośny, pełen wesołości głosik, był pierwszym komentarzem dotyczącym owej zupełnie niepotrzebnej śmierci. Moonria zeskoczyła ze stołu i pognała w stronę trupów barwiących swą krwią podłogę sali. Gdy do nich dotarła, przystanęła między jednym, a drugim i kręcąc głową wyraźnie miała problem w wybraniu którego to powinna obdarzyć swą uwagą jako pierwszego.
- Dzwonku… Zostaw ich, mamy robotę. - Jej towarzysz wstał niechętnie ze swego miejsca i powolnym krokiem ruszył ku Moonrii, która przysiadła w końcu na pozbawionym głowy tułowiu wilkołaka i z ciekawością przyglądała się leżącej pod stopami gapiów głowie. - Pobrudzisz sobie wstążki.
Argument ten, musiał trafić do istoty, bowiem niechętnie opuściła zajmowane wcześniej miejsce i stanęła przy boku wojownika.
- Robota - zgodziła się, kiwając głową i radośnie się uśmiechając. - Wąż lubi swą wolność. Rurki nie dla węża. Za ciasne, zbytnio uwierają. - Skinęła głową mnichowi bowiem do niego owe słowa skierowała, a następnie chwyciła za szponiastą dłoń swego towarzysza i ruszyła za nim ku schodom.
Dźwięk dzwonków rozległ się ponownie, łącząc z powoli nabierającymi rozpędu komentarzami i wymianą riv’ów. Jedni stracili, inni zyskali. Życie toczyło się dalej.

Wreszcie do całej sprawy wtrącił się Katupir, który widać czekał aż sprawa sama się rozwiąże.
- No, dość już tego będzie. - Orzekł twardym głosem, wkraczając do sali i rozglądając się wokoło, oceniając szkody. - Mariso zawołaj no Persa i Zumira, niech się ciałami zajmą. Przedstawienie skończone.
Trupami zajęto się szybko i z wprawą, która wskazywała iż nie był to pierwszy raz, ani też ostatni, gdy Kogucika podłoga krwią spłynęła. Pers i Zumir okazali się być bliźniakami o znacznie rozwiniętej muskulaturze, którzy bez większych problemów wytaszczyli ciała z sali i zanieśli je na tyły karczmy. Co się później z nimi działo… To już owej karczmy pozostało tajemnicą.
Goście rozeszli się by sprawy swoje pozałatwiać. Jedni udali się na górę, inni znaleźli sobie nowe miejsca i pili dalej, a jeszcze inni opuścili karczmę by poszukać spokojniejszego lokalu. Na ich miejsce pojawili się nowi, interes kręcił się dalej, a w jednym z pokoi na górze losy się rozstrzygały przypadkowej grupy istot, które postanowiły podjąć się zadania, jakie na ich barki chciała złożyć wróżka. Czy jednak aby na pewno przypadkowi byli? To się miało dopiero okazać...
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”

Ostatnio edytowane przez Grave Witch : 25-12-2015 o 16:34.
Grave Witch jest offline