Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2015, 15:15   #3
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Burda w karczmie dla stałych bywalców nie była czymś nowym czy nadzwyczajnym. Nawet jeśli za łby bierze się krasnolud z jakimś futrzakiem. I podczas gdy większość zebranych w karczmie albo przyglądała się im z zaciekawieniem, albo starała się zejść z drogi walczącym, to jeden z gości zajmował się po prostu sobą i talerzem, który stał przed nim. Wypełniony ciepłą zupą, w której to maczał co jakiś czas chleb, i zagryzał go w milczeniu. Dla każdego postronnego obserwatora, który choć przez ułamek sekundy zawiesił na przybyszu oko, było wiadomym że nie pochodzi on z tych stron.
Choć sam wygląd i zachowanie nieznajomego na to wskazywało, to strój który miał na sobie, wyróżniał go nade wszystko. Uszyte z czarnej, jedwabnej tkaniny, składało się dwóch warstw, a jego najbardziej charakterystyczną cechą były szerokie rękawy. Mało kto mógł wiedzieć, że nazywało się hanfu. Na nogach miał założone coś w rodzaju butów, które uszyte były z grubego i dość wytrzymałego materiału, z gumową podeszwą, która miała chronić stopę przed otarciami. One nazywały się jika-tabi. Na prawej ręce miał koraliki które oplatały jego nadgarstek. Plecak, w którym trzymał najpotrzebniejsze rzeczy, leżał tuż koło jego nogi, a bukłak z wodą miał przewieszony przez ramię. Broni, poza długim, drewnianym kijem, którego koniec wieńczy metalowy okrąg przecięty metalową średnicą zakończoną krzyżem. Po bokach przy trzonie, zawieszone są po trzy z każdej ze stron, metalowe obręcze Poza tym nie można było dostrzec, by ów mężczyzna, miał przy sobie jakąkolwiek broń.
Na skupionej, owalnej twarzy mężczyzny, któremu zostało parę wiosen do czterdziestki, można było dostrzec niewielkie zmarszczki - kurze łapki, co świadczyło o tym, że mężczyzna lubił się uśmiechać. Podczas całej walki był on zajęty talerzem, jakby ten całkowicie go pochłaniał, bowiem ani razu nie skierował swoich ciemnych oczu w kierunku walczących. Być może było to efektem tak dobrego i smacznego jedzenia, albo mogło to świadczyć, że od dawna jest on w drodze, i nie często miał okazję zjeść coś ciepłego. Człowiek ów miał dość delikatne rysy twarzy, prawie jak u chłopca i nie wyglądał groźnie. Jego kruczo-czarne włosy, które były krótko przystrzyżone, jako kolejna rzecz świadczyły że, mężczyzna jest obcym w tej krainie. I była to prawda, bowiem pochodził on z Bontar, a prawie całe życie spędził w rejonie Gór Światła. Co go tu sprowadziło, co kazało mu przebyć taki kawał drogi tego nikt nie mógł wiedzieć, tym bardziej że jego twarz zdawała się być nieprzenikniona i nadzwyczaj spokojna.
Gdy istota zwana Dzwoneczkiem, odezwała się do niego, ten tylko uśmiechnął się delikatnie rozszerzając swoje duże mięsiste usta, które były cielistej barwy. Nie odpowiedział jej nawet słowem, choć jego grube ciemne brwi, delikatnie zmarszczyły się tak samo jak jego czoło, tylko kiwnął głową na oznakę szacunku.
Gdy w końcu skończył jeść, opróżniając do końca talerz, wyprostował się i płynnym ruchem strzepał okruszki jedzenia, które znalazły się na rękawach. Wziął kubek z wodą i przechylił go spokojnie do ust. W tym czasie walka dobiegła końca, a brunatna ciecz barwiła karczemną podłogę. Dla mnicha, bo tym był ów nieznajomy, było głupotą takie szafowanie swoim życiem, bowiem dla niego nie było cenniejszej rzeczy na świecie. Wychowany z daleka od brutalnej cywilizacji, nie rozumiał jak można od głupiej wymiany zdań przejść do sporu, który kończy się utratą życia.
Gdy zobaczył jak za wróżką podąża dość spora grupa, podniósł z ziemi swój dobytek, który przerzucił przez ramię. Poprawił bukłak z wodą, który karczmarz za darmo napełnił i chwycił w wolną dłoń swój kij. Skinieniem głowy podziękował Katupirowi za posiłek, uregulował rachunek i ruszył na górę. Karczmarz, który jeszcze przez chwilę, przyglądał się nieznajomemu zauważył jak ten porusza się delikatnie i cicho. Do tego był osobą, na którą nikt nie zwraca normalnie uwagi, bowiem jego obecność nie zakłócała “aury” mijanych ludzi.
Fei Li, wchodził powoli na górę z uśmiechem na twarzy. Miał mieszane uczucia co do mijanych istot, ale nie szukał zwady, ani też nie należał do istot, które oceniają po wyglądzie. Sam też był tu obcym, ale do tej pory nie spotkał się ze złym traktowaniem. Cel jego wędrówki był na górze. Czuł delikatny dreszcz podniecenia, na tyle mocno, że gdy pokonywał kolejne stopnie schodów rzucił do siebie cicho:
-Podróż na tysiąc mil zaczyna się od pierwszego kroku
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)

Ostatnio edytowane przez valtharys : 24-12-2015 o 15:19.
valtharys jest offline