Smiech wampirzycy był dla Leonarda niczym poranny , letni deszcz dla wysuszonej , spękanej od suszy ziemi .
Rycerz jakis czas temu przestał się zastanawiac , skad u tej kobiety taki magnetyzm ... jakas niewytłumaczalna siła pchała go w jej strone , mimo ze w głebi duszy czuł strach przed „nocnymi potworami „ o jakich nie raz śpiewał w karczmach .
Z ulga przyjął zachętę wampirzycy , można powiedzieć z wdzięcznością uśmiechnął się do niej ...
Bo gdyby odrzuciła jego „propozycje stał by jak ten głupek przy hałdzie żwiru ze zdjętym , nikomu nie potrzebnym płaszczem ... W zamian za to otrzymał nagrodę w postaci możliwości muśnięcia jej szyi ...
Zapinając klamrę lekko przymknął oczy , delektując się każdym odłamkiem tej chwili ...
Gdy stanęli do siebie twarzą w twarz , bliżej niż dopuszczały to arystokratyczne reguły w jego głowie zawirowało ... spojrzał wampirzycy głęboko w oczy ... na bardzo krotka chwile , ale dla niego ta chwila trwała całe wieki ... Z radością utopił by się w tych oczach koloru ciemnego bursztynu ... Przez ten moment cały świat zatrzymał się na jedno uderzenie serca ...
Koniecpolski z drżeniem rak zapiał złota klamrę i zdając się lekko speszony sytuacja . Kaszlnął i zrobił kilka kroków ... Celowo ruszył w strone ławy , tak by nieznacznie potknac się o nią ... Miał nadzieje ze jego „niefortunne zachowanie „ wzbudzi w wampirzycy o wiele cieplejsze uczucia , niż gdyby starał się być „zakutym łbem „ o stalowych miesniach ...
Jakoś pozbierał się i usmiechnał się niepewnie w strone wampirzycy szukajac w jej oczach współczucia ? rozbawienia ? – wiadomo ze wszystko jest lepsze od obojetnosci . |