Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-01-2016, 15:57   #21
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Mierz wysoko i idź naprzód
Dawno się tak nie zmachał i o mały włos nie dostał palpitacji serca. Kręciło mu się we łbie i odczuwał poważny głód, a mięśnie najwyraźniej przez znacznie dłuższy okres czasu niż mu się wydawało nie miały okazji do ruchu.
Jego tymczasowe towarzystwo najwyraźniej uznało, że pierdoli go symbolicznie, bo się gdzieś zaszwendało. Trudno, musiał sobie jakoś poradzić sam. W przebłyskach większej przytomności zauważył, że zostawia za sobą krwawe ślady. Cicho westchnął. Zdjął szybko skarpety i równie szybko boso przebiegł na górę, nie zostawiając na dole niczego. Mimo iż kątem oka dostrzegł plecy kolegów, nie zatrzymywał się. Zamierzał trzymać się swoich postanowień.
Skoro towarzystwo zdecydowało się ujawnić tamtym - cóż, teraz to był ich problem.
Podłoga była zimna, ale pierdolić to - przeżył starcie z mutantami, to tą niedogodność też przeżyje. Teraz znajdował się piętro wyżej niż blondynka z kamratami.
Musiał się zmierzyć z nowymi niedogodnościami.
To piętro było o wiele czystsze niż poprzednie. Owszem, gdzieniegdzie waliły się łuski karabinowe, ale panowało też więcej światła i porządku. Korytarz był pełen jasnych płytek i ścian. Sanders stanął chyba w poczekalni - jak u dentysty. Dostrzegł fotel, połamane drzewko, którego nie potrafił zidentyfikować, nawet dostrzegł gazety. W pobliżu Sandersa znajdowała się też stróżówka, przy drzwiach której ujrzał przestrzelony elektroniczny zamek… świeżo przestrzelony. Ktoś tu niedawno był? Musiał się upewnić wpierw, że nikt tu się na niego nie czai bądź że przypadkowo na kogoś nie wpadnie. Gdy potwierdził, że pomieszczenie jest puste, postanowił wykorzystać chwilę na prowizoryczne zaopatrzenie ramienia. Sanders nie należał do wybitnych uzdrowicieli, ba! on nie posiadał nawet dostatecznej medycznej wiedzy, z czego powodu metaforycznie pluł sobie w brodę. Teraz naprawdę przydałby się porządny medyk, a tak - musiało na razie wystarczyć solidne przewiązanie rozszarpanego ramienia porcją bandaży. Tylko po to, by się nie wykrwawić - nie zamierzał eksperymentować z tym CeHa-coś tam.
Kiedy zaopatrzył się po swojemu, rzucił okiem na czasopisma. Wszystko medyczne - może nawet chętnie by je sobie poczytał, ale wiedział, że nie ma na to czasu. Były bardzo postrzępione, ale ciągle zdatne do czytania magazyny medyczne. Przedwojenne. Jest też kilka gazet powojennych - te są wydrukowane w widocznie gorszej jakości.
Nowojorskie. Po drodze zobaczył, że na ścianie był panel z cyferkami - wyrwany, ale ciągle go widać bo się majtał na dwóch kablach.
Sanders wszedł do stróżówki, gdzie dodatkowo znalazł plan ewakuacyjny tegoż piętra - przyda się, toteż rozpiska nie uratowała się przed chciwymi jankeskimi łapskami. Teraz można było łatwiej zwiedzać. Oko zwiadowcy wylapało coś jeszcze ciekawego - na podłodze przy wybitych szklanych drzwaich prowadzacych w prawa odnoge korytarza dostrzegl ślady. Prowadziły w obie strony, dużo śladów - na oko z 12 osób przetoczyło się przez ten korytarz. Trzynastą osobę ciągnięto - i w przeciwieństwie do reszty śladów jej odciski to zwykłe buciki, niewielkie jak u kobiety. Nie wojskowe trepy. Niektóre ślady były nowsze - trudno powiedzieć jak “nowe”, ale pewnie godzina, dzień… dwa dni? W dodatku ktoś nie wyłączył muzyki, bo mężczyzna usłyszał, jak jakiś sprzęt nadawał utwór właśnie zza tych rozwalonych drzwi. To nie było to samo, co słyszał na dole, w pokoju z abominacją. Nieważne, nie przyszedł na Mam Talent, nie musiał w tę muzykę wnikać. Inne kwestie zaprzątywały mu teraz łeb.
Trio, które wcześniej podsłuchiwał na dole, udało się do komór, gdzie wcześniej obudzili się jego towarzysze. Aczkolwiek chuj wie, czy ktoś z tego trio albo innych przydupasów tutaj się nie zaszwenda.
Postanowił zaryzykować.
Otworzył ostrożnie drzwi prowadzące w umuzycznioną odnogę korytarza. Po co ktoś chciał zostawiać włączony sprzęt? Czy to było celowe zagranie czy niedopatrzenie spowodowane pośpiechem? Wydawałoby się, że to pierwsze.
Tropiciel przyczaił się ponownie w stróżówce i rzucił okiem na zdobytą mapę. Jak na jego ucho, muzyka rozlegała się z okolic pomieszczeń socjalnych.
To ktoś tam mieszkał?
Cóż, nieważne, Sanders wchodził teraz do biura, które na mapie znajdowało się najbliżej rozzwalonych drzwi.
Biurka, jakieś kompy, dystrybutor z wodą, jakieś szafki. Ołówki, papierzyska, kubki, bardzo dużo notatek, ale to same ciągi cyfrowe i równania - typowe biuro. Człowiek na głodzie i pragnieniu kierował się czymś innym niż chęć zanurzania się w papierach. Ciemnowłosy w którymś biurku znalazł paczkę suszonego mięsa i krakersów, a woda w dystrybutorze nadawała się do picia. Nie omieszkał więc zaspokoić swój głód - przywłaszczył sobie jedzenie, które nadal było zdatne do jedzenia, a którego nikt nie tykał od paru miesięcy, a co do kubków - przydałoby się nie zostawiać po sobie śladów.
Tak więc naczynia pozostały nietknięte. Za to nie omieszkał wziąć sobie jeden ołówek i parę kartek papieru. Nie zamierzał przepatrywać papierów, które go przyprawiały o oczopląs i z których prędzej Abigail by odczytała cokolwiek. Haker z niego też był żaden, toteż cyfrowe maszyny zostawił tak samo w spokoju. Za to pusty słoik po cukrze, który stał w jednej z zakurzonych szafek, nie śmiał nie zabrać ze sobą. Opakowanie zostało natychmiast wykorzystane jako opakowanie na jad ścierwa, które zabrał ze sobą z piwnicy. Szczęście mu musiało dopisać - oczywiście Sandersowi, bo znalazł jeszcze jeden pusty słoik, który wypełnił krwią zdechlaka, Zwierza jednak nie wywalił; miał pewien głupi pomysł na wykorzystanie go. Choćby na sztuczki z zaskoczeniem przeciwnika.
W jednej szafce znalazł spodnie ubrania w lepszym stanie niż te, co miał na sobie. Za to dużego kosza na wywalenie swoich nie znalazł. Mimo to zdecydował się przebrać szybko - nie miał najmniejszego zamiaru szwendać się w dziadostwie, w które go odziano. Z braku laku stare odzienie poupychał do najmniej używanej szafy, zapychając przy okazji tamtejszą przestrzeń. Pozbył się lekarskiego kitla - acz nadal mógł być doktorem Sandersem.
Doktor Sanders - wyleczy cię kuracją z ołowiu i łatwopalnego kumpla z piwnicy.
Ponieważ w pomieszczeniu Sanders nie znalazł już nic godnego jego uwagi, postanowił pójść dalej, w kolejny korytarz... może znajdzie pierwszego “pacjenta”.
Albo prędzej pewnie sam nim zostanie - kolejny raz wrażenie obserwowania go przez kogoś dało mu się we znaki.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 04-01-2016 o 16:06.
Ryo jest offline