Całą drogę Wolmar przygotowywał się do wciśnięcia klechom zręcznej historyjki na temat tkniętego nagłą pobożnością, a przy tym opętanego przez demona mężczyzny. Coś o umierającej matce, rodzinnym spadku, albo i obu tych rzeczach na raz. W efekcie mieli dostać możliwość widzenia z bratem Gervarsiusem, jak określił go bufon w habicie, do którego ich skierowano. Ten z nieukrywaną przyjemnością uniemożliwił im widzenia z podejrzanym, pozorując jedynie wolę współpracy ze Strażą Miejską.
Zapał Kleina gdzieś wyparował. - W Mieście Wilka demon także opętał władze świątynne. Może i tutaj zdołał już zebrać popleczników. - Powiedział, gdy wyszli od ojca Valdreda. - Skoro jednak my nie mogliśmy zobaczyć się z Gevarsiusem, to powinniśmy porozmawiać z bratem Tytusem. Może dowiemy się czegoś ciekawego? - zastanawiał się na głos.
Byli już na zewnątrz. Przestało padać, jednak ruch w ciemnych uliczkach nie spodobał się czarodziejowi. - Zdecydowanie powinniśmy poprosić o widzenie z bratem Tytusem, zanim zupełnie damy sobie spokój ze świątynią. - Rzekł do pozostałych.
Droga powrotna mogła okazać się trudniejsza, niż w tę stronę, dlatego dobrze byłoby, gdyby wyprawa do świątyni okazała się bardziej owocna, niż była do tej pory.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |