Po trzech minutach znalazła pierwszy grzybek.
Wyrastał z powalonego pnia drzewa i miał, nie da się ukryć, bardzo charakterystyczny kształt.
Teoria grzyboznawstwa głosiła, że gdzie jest jeden grzyb, tam powinny być i następne. Ten jednak najwyraźniej nie słyszał o tym... albo był zdeklarowanym samotnikiem.
Były za to liście.
Co prawda rosły dość wysoko, na gładkim pniu, który raczej nie ułatwiał wspinaczki, ale z pewnością nie był to problem, z którym nie można by sobie poradzić.