Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 11:02   #22
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
William instynktownie obliczał odległość w krokach do nieznajomego. Szacował wzrokiem trzymany przez niego automat i nijak szanse na dobiegnięcie i obezwładnienie mężczyzny nie chciały wyglądać inaczej niż na mierne. Facet był chyba dowódcą tej bandy, szybko jednak zauważył trzymaną przez Lennoxa broń. Komandos uniósł ją do góry, podobnie jak drugą rękę. Nie zatrzymał się jednak od razu, próbując zrobić krok czy dwa, odpowiadając:
- Nic im się nie stało, minęli nas przy klatce schodowej.
Zatrzymał się i czekał na odpowiedź mężczyzny.

- Broń na glebę. - powtórzył, wskazując na wspomniany pistolet wylotem własnej lufy - Ostatni raz kurwa uprzejmie proszę.

Gdzieś ponad jego ramieniem wyrosła kolejna gęba, tym razem w kapturze. W panujących warunkach widać było tylko jej dolną część z otworzonymi w lekkim zdziwieniu ustami.
- Ludzie - sapnął nie mogąc uwierzyć w to, co widzi i dorzucił za swoje plecy - A mówiłaś szmato, że nikogo tu nie będzie oprócz tego zjeba w stróżówce!

- Wszyscy zostali ewakuowani - zza progu doleciał ich wcześniej słyszany kobiecy sopran. Wyrzucał z siebie w pośpiechu kolejne drżące, nerwowe słowa - Został tylko technik nadzorują… - nie dokończyła. Rozległ się głośny plask z jakim skóra uderzyła o skórę i po chwili dołączył do tego hurgot padającego na podłogę ciężaru.

- Suka! My cię rozjebac’ powinni już wczoraj! - Rusek wysyczał wyjątkowo niezadowolonym tonem, ze słyszalnym wyraźnie zapewnieniem, że bardzo chętnie wprowadziłby swój plan w fazę realizacji.

Pierwszy zbrojny odsunął się, robiąc miejsce człowiekowi w kapturze i dołączając dzięki temu kolejny karabin do ogólnej puli. Przez cały krótki incydent w sali z której się wyłonił, nie odrywał wzroku od kłopotliwej, obcej trójcy.

- Możesz już rzucić, Willy - mruknął Czart pod nosem i podbródkiem wskazał kompanowi, że lepiej będzie jak miotnie spluwą o ziemię. Jak mają ich rozjebać, to jedna spluwa ich nie uratuje. Wyleźli na widok, teraz będzie trzeba się dogadać. Na wpół świadomy tego, że to Abigail miała gadać z bandą, Czart uśmiechnął się tak neutralnie i mało wyraziście, jak tylko mógł. Kącik ust skrzywił mu się, jakby zagryzł słowa cytryną. - Nie wbiliśmy tu na wycieczkę, ani po to, żeby zbierać zalegający po okolicy szajs. Przypadkiem się tu zawinęliśmy i nie wiem, jak nasi aniołowie stróże, ale ja nie mam zwyczaju napierdalać się o nic ubrany w piżamę. Zróbmy to tak, my powiemy co i jak w części kompleksu, skąd wyszliśmy, a wy powiecie nam, którędy wyjść z tej dziury? Zgoda? - Uniósł dłoń do uścisku przed herszta bandy.

Facet z odkrytą twarzą zmrużył czujnie oczy, przyglądając się mówiącemu z uwagą i cynicznym uśmiechem, błąkającym się na zaciśniętych wargach.
- I tak powiecie, a czy po dobroci, czy nie… zobaczymy - stwierdził tylko, kiwając brodą w kierunku wejścia. Na ten znak drugi najemnik odsunął się, robiąc niespodziewanym gościom przejście. Ciągle dzielił uwagę między nowe zagrożenie, a resztę korytarza, węsząc potencjalną zasadzkę lub fortel.

Ryan nienawidziła kiedy ktoś mierzył do niej z broni, a teraz miała przed sobą dwie wycelowane pośrednio we własną pierś. Sytuacja była więc wysoko niekomfortowa, ale tego właśnie się spodziewała na początek. Nikt normalny nie przywitałby ich tutaj z otwartymi ramionami, częstując wódką i zaopatrując w brakujące elementy garderoby. Chociażby buty. Butów brakowało Abigail najbardziej. Zimna posadzka przy każdym kroku przypominała w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje, a jej chłód wstrząsał i tak wyziębionym ciałem, zmuszając je do ciągłego dygotu.
Była zmarznięta, głodna i w dziwny sposób zmęczona, o strachu wolała nawet nie myśleć. Uzbrojeni ludzi wydawali się mieć przynajmniej kilka odpowiedzi.
- Po dobroci - odezwała się w końcu, spoglądając dowodzącemu facetowi prosto w oczy - Dlatego do was wyszliśmy. Żeby porozmawiać, nie walczyć. Will, odłóż broń nim kogoś poniosą nerwy.
Uśmiechnęła się dość nerwowo i jako pierwsza przeszła przy najemnikach, kierując się do obstawianej przez nich sali.

- Ależ wszyscy tu jesteśmy wyluzowani! Chodzące, kurwa oazy spokoju. Rekreacyjnie się włóczymy po tym wypizdowie. Z tym, że my przynajmniej nie popierdalamy na bosaka i z jedną klamką na trzech. Troje. Jeden chuj - mężczyzna wzruszył ramionami i machnął ręką w kierunku drzwi, brodą wskazując na Czarta - Wasza parka. Do środka, ręce na widoku. Będzie grzeczni, to pogadamy jak mówiła blondyneczka: po dobroci, przyjacielsku i w atmosferze wspólnego zrozumienia… a jak zaczniecie robić problemy, szybko się skończy dzień dziecka. - zakończył warcząc przez zęby, głowę obrócił w stronę Lennox’a:
- Liczę do trzech. Raz…

William nie zamierzał dłużej zwlekać. I tak długo testował cierpliwość gościa z automatem w rękach. Opuścił powoli dłoń ku podłodze i położył rewolwer na ziemi. Pokazał że ma puste dłonie i ruszył za pozostałymi.

Pierwszym co zobaczyli przekraczając próg, była siedząca w kącie po lewo ciemnowłosa kobieta: potargana, z sińcami na twarzy i skrępowanymi drutem rękami. Drut opleciono dość ciasno wokół chudych nadgarstków przez co wżynał się w skórę, zostawiając zaczerwienienie i drobne ranki, dookoła wątpliwej jakości biżuterii. Nad nią stał zarośnięty typek z klamką w jednej i łomem w drugiej spracowanej łapie. Wielkością komora dorównywała tej z szeregiem sarkofagów, z tym, że zamiast szklanych trumien na środku, pod ścianami pozostawiono pancerne szafki z szeregiem przekładni, drążków i martwych teraz lampek. Dla Alfie’go wyglądały jak kolejny złom, ale dziewczyna rozpoznała w nich generatory i panele sterujące siecią elektryczną. Upewniła się, dostrzegając w półmroku pod sufitem skorodowaną tabliczkę z piorunami i trupią czaszką.

- Nu, masz kolegów - Rusek wskazał łomem na gości, po chwili przeniósł uwagę na swojego jeńca - Ty zna ich? - spytał i z miną cierpiętnika uniósł oczy ku sufitowi, gdy kobieta pokręciła przecząco głową - Trudno… skąd wy tu? - ostatnie pytanie skierował ku obcym.

- Ciężko to wytłumaczyć. Jeszcze ciężej pewnie będzie wam uwierzyć - Abigail poczuła się do wyjaśnienia sytuacji trójki mrożonek, a przynajmniej próby. Usiadła pod ścianą, na przeciwko zaciągającego faceta z łomem i oparła o nią plecy. Znowu czuła się zagubiona nie w tej czasoprzestrzeni co potrzeba. Postawiła jednak na prawdę, woląc przynajmniej z początku sprawiać wrażenie szczerej. Wrażenia zagubienia udawać nie musiała. Nie patrzyła też na pobitą kobietę, skuloną pod nogami oprawcy. Czy ich też najemnicy potraktują pięściami i butem? Wyprowadzanie ich z równowagi nie zanosiło się na zdrowe. - Nie wiemy gdzie jest to “tu”, nie mamy kurwa zielonego pojęcia. Tym bardziej obca jest nam wiedza kto nas tu zamknął ani po co. My… nie pamiętamy. Obudziliśmy się pół godziny temu, na tym piętrze. W lodówkach. W tym i z tym co widzicie przy nas i na nas. Wasi ludzie poszli sprawdzać tamten rejon. Gdy wrócą potwierdzą że prócz komór hibernacyjnych nie ma tam kompletnie nic. Poza paroma trupami, ale to nie nasza sprawka. Też chcemy się stąd wydostać, gdziekolwiek się nie znajdujemy. - na koniec odwróciła głowę w stronę dowodzącego niewielkim oddziałem.

Kiedy zobaczył związaną i pobitą kobietę, drgnął, ale pozostał spokojny. Najemnicy widocznie czegoś od niej chcieli, a ta chyba nie zamierzała się z nimi tym dzielić. Czymkolwiek to było. Obejrzał wnętrze pomieszczenia, szukając dyskretnie jakichś charakterystycznych napisów, oznaczeń sprzętu mechanicznego czy czegokolwiek, co wyrwałoby z otchłani jego niepamięci, choćby drobną wskazówkę czy okruszek wspomnienia. Potem skupił się na najemnikach, analizował ich umundurowanie i uzbrojenie, a także sposób i słowa w jakich odnosili się do siebie. Nic więcej nie mógł na razie zrobić, a każda informacja, którą mógł w ten sposób zdobyć mogła być na wagę ich życia, bądź śmierci. Palce zacisnęły się bezwolnie w pięść “Nie pozwolę, żeby z nami zrobili to samo” - pomyślał.
- Nasze wybudzenie nie było przypadkowe - skierował swoje słowa do prowodyra grupy, kiedy skończyła Abigail. - Coś musieliście zrobić, majstrować przy elektryce albo systemach tego miejsca, że wszyscy zostaliśmy wybudzeni prawie w tym samym czasie. Co zrobiliście? - głos miał spokojny, ale całym sobą był sprężony do ataku, gdyby ktokolwiek chciał zrobić mu krzywdę.

- Podsumowując - mężczyzna przy drzwiach skrzyżował ręce na piersi, przestając na krótki moment ściskać karabin. Gapił się na obcych spode łba, wodząc uważnym spojrzeniem po ich wymizerowanych, bladych twarzach. Uśmiechał się przy tym kpiąco, nawet nie siląc się na zachowanie pozorów - Ktoś… ale oczywiście nie wiecie kto… zamknął was tu w nieznanym wam celu, zadając sobie tyle trudu żeby utrzymać was przy życiu dobre pół roku po… jak to nazwałaś? - tu zwrócił się do jeńca, lecz nie zależało mu na odpowiedzi. Sam ją znalazł. - Ewakuacja. Tak, cała obsada podwinęła ogony i spierdoliła, zostawiając was bezpiecznie śpiących… gdzie dokładnie też nie wiecie. Nie no kurwa, same niewiadome. Wygodne w chuj. I jeszcze dziwnym trafem budzicie się akurat kiedy robimy wjazd do tego pierdolnika. Co za szczęśliwy zbieg okoliczności. - pokręcił na koniec głową.

- Może ten cieć z góry ich obudził? - do dyskusji włączył się drugi zbrojny - Skoro dał radę nas tu zamknąć, równie dobrze mógł wypuścić całe badziewie które tu badali. Cholera wie co jeszcze wylazło z klatek.

- Spójrz na nich, na ich ręce. Od nich się tego nie dowiemy. Jebane króliki doświadczalne. - jego rozmówca prychnął, zapuszczając żurawia na korytarz za drzwiami - O ile nie kłamią, ale to szybko się wyjaśni. W najgorszym wypadku porobią za mięso armatnie, nic się nie zmarnuje.

- A jak oni parszywi, albo roznoszą jakąś zarazę? Może my rzygać krwią zaczniem, jak z nimi dłużej posjedzim? - w głosie Ruska pobrzmiewała wyraźna obawa. Widać nie uśmiechało mi się przebywanie z czymś co potencjalnie mogło okazać się szkodliwe. Obrócił zarośniętą gębę i pogłaskał skrępowaną kobietę czule łomem po włosach, na co ta tylko zapadła się w sobie i mocniej objęła ramionami. - My nie znaju nad czym tu pracowali, a suka gadać nie chce. Trzeba ją poprosić grzecznie, to szczekać zacznie, taka jej mać.

- Zostaw Dymitri, na wszystko przyjdzie czas. - szef skrzywił się jeszcze mocniej, o ile było to możliwe - Nie mędrkuj tylko zbierz dupę i do roboty. Dałem ci kurwa wolne? No nie wydaje mi się.

- Ja mówił parę minut temu.. nie da sje. - facet przewrócił teatralnie oczami - Nic sje nie zmienilo od tego czasu, komandir. Pierdolnęły styki, nie naprawię choćbym sje miał zesrac’.

- Dobra kurwa, wiecie że nic nie pamiętacie. Dlaczego miałbym was nie rozjebać z miejsca? Nieładnie tak robić mnie w chuja. - dowodzący bandą sięgnął do kieszeni, by po krótkich poszukiwaniach wyciągać stamtąd pogniecionego fajka i zapalniczkę. Zaklekotał mechanizm, pomieszczenie rozjaśnił wątły płomyk, a po chwili chmura siwego dymu zawisła w powietrzu - Niby was tu zamknęli… skąd w takim razie macie klamkę? Musieliście kogoś stąd znać, albo tu pracować. Zajebie jedno, potem drugiemu połamię nogi. W końcu zaczniecie gadać. - machnął ręką, na co ten nazywany Roger’em leniwie poprawił broń, czekając na rozkaz.

Sytuacja zaczynała robić się nieciekawa. Faktycznie nie mieli za dużo przekonywujących informacji, a ich przeciwnicy byli uzbrojeni i coraz bardziej nerwowi. Lennox jednak kiedy jego oczy przyzwyczaiły się do migoczącego światła zauważył kilka ciekawych szczegółów. Cały szpej jaki stał albo walał sie po ziemi nosił ślady orzełka, podobnego do tego, którego używało “collinsowo”, a sam pokój był kiedyś zapewne serwerownią. Kiedy jednak przyjrzał się twarzom napotkanych ludzi rozpoznał dwóch. Gdzieś jak przez mgłę kojarzył twarz dowódcy i tego drugiego, którego o ile dobrze pamiętał wołali Roger.
- Nie kojarzycie mnie? - zapytał przywódcy - Ja was już widziałem, dawno temu na Posterunku, tam was widziałem. Ciebie - wskazał na dowódcę bandy - i jego - skinął głową ku drugiemu najemnikowi - Roger? Tak na ciebie wołali? Lennox… sierżant, Pierwszy Zwiadowczy - wskazał na siebie - może też sobie coś przypomnicie, bo my, wskazał na pozostałą resztę, naprawdę nic więcej nie wiemy. Za to te wrońska - kopnał kawałek blachy z wizerunkiem orzełka - to widziałem w Collinsowie…

Odpowiedziała mu cisza, zyskał też uwagę całej uzbrojonej gromadki. Wciąż gapili się na niego z niechęcią, ale i zainteresowaniem z jakim dziecko obdarza wyjątkowo paskudnego robaka, sunącego po ziemi przed jego stopami.
- Taaaa… Ślepy by kurwa zauważył. No to żeś nas oświecił, nie ma co. Dzięki mordo, bez tego sami byśmy się nie domyślili. - mężczyzna z odsłoniętą twarzą zaciągnął się porządnie, zezując na wygrawerowane tu i tam ptasie logo. - Mówisz, że nas znasz… w takim razie dla kogo pracowaliśmy w chwili w której rzekomo nas widziałeś? Masz dla mnie szczegóły, czy tylko puste pierdolenie?
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline