Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2016, 14:20   #23
Zuzu
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Abigail interesował coś kompletnie innego.
- Pół roku? - powtórzyła za najemnikiem robiąc przy tym wielkie oczy. Przespali pół roku, ale pod ziemią spędzić musieli o wiele więcej czasu. Ile dokładnie… i co zastaną na powierzchni gdy już stąd wyjdą? Jeśli stąd wyjdą. Może nie było to specjalnie długo, ale w powojennej zawierusze wystarczyło aby pozbyć się rodzin, przyjaciół. Tych wszystkich ważnych ludzi do tej pory przeplatających się przez ich życie. Na słowa Willa obudziła się w niej nadzieja. Wydawał się kojarzyć ich nowych znajomych, co dawało szanse na dogadanie się… jemu, ale nie jej. Ze swoją niebudzącą szacunku aparycją i niewielką posturą wykluczającą z automatu obsługę broni ciężkiej, stała na straconej pozycji. Nie znajdowali się na terenie przyjaznym ludziom, teraz liczyła się umiejętność radzenia sobie z przeciwnikiem i samodbania o własną dupę. Robienie za coś wymagającego ochrony odpadało, nie bez wyraźnego i sensownego powodu. Liczyć na człowieczeństwo w tym przypadku, nie liczyła. Lennox miał wyszkolenie i doświadczenie, co miała Ryan?
Ryan miała z nimi rozmawiać, po to wyszła z bezpiecznej kryjówki ciągnąc na dodatek pozostałe mrożonki. To był jej pomysł, jej plan… wypadało więc zabrać się do roboty. Inaczej cała akcja zakończy się oberwaniem kulką w łeb. Nerwowe ruchy najemników i ich nieprzyjazne podejście nie zwiastowały innego rozwiązania. Wykorzystała czas w jakim pozostali wymieniali się uwagami, skupiając uwagę na otoczeniu. Widziała uzbrojonych ludzi i ich więźnia, rzucającego blondynce ukradkowe i niezbyt przychylne spojrzenia. Pobita brunetka gapiła się na nią z taką miną, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, Abigail padłaby martwym trupem tam gdzie aktualnie siedziała. Powinna ją znać? Kojarzyć z przeszłości? Pewnie tak, lecz posiniaczona twarz pozostawała dla niej obca, a jej widok wzmagał frustrację. Kolejna niewiadoma… szkoda, że tylko ten rodzaj informacji przewijał się przez najbliższą okolicę. Próbowała się skupić, przywołać z pamięci konkretne obrazy, ale prócz wzmożonego bólu głowy nie osiągnęła żadnego sukcesu.

Raz jeszcze przeleciała w pamięci wydarzenia od obudzenia się w lodówce, przypominając sobie krok po kroku to, co wiedziała. Pobudka, trup… identyfikator z własnym nazwiskiem przypięty do pobrudzonego lekarskiego kitla. Broń, krótka notatka zaadresowana bezpośrednio do niej, wskazująca jedyny trop jaki mieli - obietnicę zdobycia odpowiedzi na dręczące pytania. Po co ktoś zadał sobie tyle trudu, aby jej pomóc? W świetle tych informacji słowa bruneta z karabinem wydawały się jak najbardziej sensowne. Któryś z zahibernowanych musiał tu pracować. Wyglądało na to, że chodzi właśnie o nią i chociaż ta opcja nie była Ryan miła, musiała pogodzić się z faktami. Tylko jak wykorzystać je korzyść swoją i Willa?
- Burris, prawda? - zwróciła się do kolesia bez czapki, używając miana podsłuchanego u widzianej wcześniej trójki zwiadowców. Trafiła w dziesiątkę, mężczyzna drgnął i skupił cała uwagę bezpośrednio na niej. Stojący obok kapturnik zareagował podobnie, wpierw jednak obracając głowę w stronę dowódcy na krótką chwilę. Pociągnęła temat, starając się mówić spokojnie i z przekonaniem, którego jej brakowało… ale tamci nie musieli o tym wiedzieć. - Opatrywałam kiedyś twoich ludzi. William nie kłamie, naprawdę pracował dla Posterunku. Ja też, ale to było dawno temu. Możecie nas nie kojarzyć, często byliśmy w rozjazdach. Nie będę się powoływać na solidarność i prosić cię żebyś oszczędził nas ze względu na stare czasy, bo to bez sensu. - zrobiła krótką pauzę potrzebną na zaczerpnięcie oddechu i wyprostowanie pleców. Siedziała na podłodze, facet stał. Patrzył na nią z góry, ona musiała zadzierać głowę. Pozycja do negocjacji kłopotliwa, mimo to mówiła dalej. - Wiem co widzisz. Kolejny problem, może nawet niebezpieczeństwo. Ale nie jesteśmy dla was zagrożeniem. Wy też nie jesteście tu przez przypadek, szukacie czegoś albo kogoś. Poszukiwania chyba nie idą po twojej myśli, co? - wskazała wzrokiem pobitą kobietę.
- Z tego co rozumiem jesteśmy odcięci od powierzchni, zamknięci z czymś co tu żyje. Widzieliśmy ślady, to coś wielkiego i silnego. Było w stanie rozbić komory hibernacyjne żeby dobrać się do śpiących wewnątrz ludzi i zrobić z nich siekaninę. To jakiś rodzaj gadziny, pewnie mutanta pokrytego pancerzem z łusek ciężkich do przebicia. Czy jest sam… nie. Chodzi ich kilka sztuk. Teren jak widać nie jest bezpieczny, im szybciej kompleks odzyska swobodne połączenie z powierzchnią tym lepiej. Jeżeli będziemy współpracować, pójdzie nam sprawniej. William i Czart potrafią sobie radzić, przydadzą się wam. Cel mamy ten sam. Chcemy stąd wyjść, wrócić do domów. Jeśli po drodze uda się dowiedzieć dlaczego tu wylądowaliśmy tym lepiej. Wy chcecie coś zdobyć i też wyjść bez uszczerbków na zdrowiu. Załatwić sprawę przy najmniejszej ilości komplikacji… ale wasz informator postanowił to utrudnić. Kim ona jest, naukowcem? Członkiem personelu który tu pracował? Ważne, że nie chce współpracować, inaczej oszczędzilibyście jej razów. Ale to nie jedyna wasza opcja. Na górze jest komputer, ale żeby uzyskać do niego dostęp potrzeba hasła. Dogadajmy się.

Ledwo Abigail skończyła mówić, druga kobieta szarpnęła się do przodu i tylko ręka Ruska powstrzymała ją przed dalszym ruchem.
- Nu… spakojna, dziewuszka, spakojna. - rzucił rozbawiony, chwytając niesfornego więźnia za bark i wyszczerzył złośliwie klawiaturę żółtych od nikotyny zębów - Bo ja cje bede musiał inaczej uspokoić.

- Czyli jednak. - Burris mruknął z satysfakcją, jakby zachowanie obu kobiet potwierdziło jego wcześniejszą teorię. Wyglądał na wyjątkowo zadowolonego, pozwolił sobie nawet na szybki uśmieszek, po czym zrobił krok w stronę jeńców, rozkładając ręce w parodii bezradności - Sorry laleczko, ale jeśli myślisz, że dam ci broń w te małe łapki to chyba żeś blond łebkiem w ścianę przyjebała. Twoi funfle też jej nie dostaną, aż tak głupi kurwa jeszcze nie jestem. - warknął naraz ostrzej - Gdzie jest niby ten komputer i skąd o nim wiesz? Podobno nic nie pamiętasz.

Ryan zdusiła w sobie chęć żeby wychylić się do tyłu i zachować bez zmian odległość między nimi. Nie podobało się jej że koleś podchodzi. Z bliższego dystansu mógł zrobić coś głupiego bez większego wysiłku. Wystarczy jeden kopniak i straci zęby.
- Pamięć wraca, ale nie tak szybko jakbym chciała. Nie oczekuję że nas uzbroicie, tylko nie zabijecie i razem stąd wyjdziemy. Co potem to już zależy od ciebie, ale możemy ci się przydać.- odpowiedziała szybko - Komputer jest na drugim poziomie. W środku są informacje o wszystkich projektach nad którymi tu pracowano, wyniki badań, logi i rejestry. Terminal zabezpieczono hasłem. Podam ci je i pomogę wyciągnąć wszelkie dane. Potrzebujesz kogoś, kto w prosty sposób streści ci sens tych notatek. Nie będę stwarzać problemów, pójdę na pełną współpracę i niczego nie zataję w zamian za nasze bezpieczeństwo. Znam te korytarze, byłam tu… ale nie jako więzień. Har-Mageddon. Jesteśmy pod ziemią, w pozostałościach po silosie rakietowym. Jest tylko jedno wejście, teraz zapieczętowane. Innych nie ma, podobne rozwiązanie pozwala w razie kłopotów odciąć budynek od reszty świata. Kłopotów które jak widać nastąpiły. Amnezja jest przejściowa. To mi zostawiono broń… przepraszam Will, powinnam ci powiedzieć - obróciła się do Lennoxa i uśmiechnęła się gorzko - Bałam się, że kiedy się dowiesz, nie będziesz umiał mi zaufać. Wiesz jak mam na nazwisko… powiedz je głośno.

- Ryan - jej nazwisko wróciło z odmętów pamięci - Abigail Ryan, medyczka - wyrecytował, jakby składał meldunek ze stanu osobowego oddziału. Na wspomnienie broni - topornego rewolweru Kortha, odczuł bolesną stratę. Zostały mu tylko gołe ręce przeciwko ich Galilom. Zaczęło mu brakować swojego ulubionego pistoletu Hersthala kalibru czterdzieści pięć i karabinka z tej samej firmy. Wtedy nie bałby sie stawić czoła tym najemnikom, jeśli trzeba by było, wytłukłby ich wszystkich w ciemnościach tych katakumb. Uśmiechnął się do swoich myśli i odpowiedział najemnikom: - Naprawdę nam zależy tylko na tym by się stąd wydostać.

- Chcecie dowodów że nie kłamię i wiem czego szukać? Mam je w kieszeni. Pozwól mi je wyciągnąć, jestem na celowniku. - blondynka wypaliła kiedy tylko Lennox skończył mówić. - Mój stary identyfikator i list z instrukcjami zostawionymi przez osobę od klamki. Jestem jedna, was jest trójka. Zacznę kombinować to mnie zastrzelicie, co wam szkodzi?

- Patrz ją, już myśli o kombinowaniu - pierwszy odezwał się kapturnik, podpierając swoją wypowiedź skierowaniem lufy prosto w pierś Ryan. Kliknął odbezpieczany mechanizm, odkrytą część twarzy ozdobił wredny uśmiech. - I raptem wydostać się chcą… Posterunkowiec, jakiś kaszalot i cizia z tego pierdolnika. No się świetnie składa.

Dla odmiany szef grupy pozostawał spokojny. Wodził wzrokiem od klęczącego żołnierza do niewielkiej blondynki, czasem zahaczając o milczącego uparcie Czarta. Starał się nie okazywać radości, ale i tak patrzył na jeńców niczym na świąteczny prezent od losu. W końcu zaśmiał się pod nosem i pstryknięciem posłał dopalonego fajka pod ścianę.
- Chyba właśnie przestajesz nam być potrzebna. - westchnął z udawanym smutkiem, zwracając się do milczącej uparcie brunetki. Jakby na umówiony znak Rusek bez ceregieli zdzielił ją błyskawicznie pięścią w bok głowy. Kobieta krzyknęła i upadła na ziemię oszołomiona.
- Wyciągaj co tam masz, ale bez gwałtownych ruchów. Będziesz coś kręcić rozwalimy cię zanim zdążysz pierdnąć… a ty mordo siedź na dupie i pilnuj kumpla - warknął w kierunku Lennox’a - Może nawet się polubimy.

Abigail powoli sięgnęła do kieszeni spodni i po chwili poszukiwań wyciągnęła stamtąd prostokątny kawałek plastiku i złożoną na cztery kartkę. Zauważyła, że tylko się ruszyła, naraz dwie z trzech luf skierowały się bezpośrednio na jej pierś. Tylko rusek machał beztrosko swoją klamką William’owi z boku czaszki. Popatrzyła na oba przedmioty i bez słowa wyciągnęła je w stronę zainteresowanego.

Ten zgarnął je i chwilę obrała w dłoniach, wpierw przyglądając się identyfikatorowi, potem notatce
- Ryan… - mruknął pod nosem - Mówisz, że to twoje. Zobaczymy.

Fiszce poświecił więcej uwagi, przelatując wzrokiem po utrwalonych w niej słowach.
- Jest gówno warta - prychnął, chwytając papier miedzy kciuk a palec wskazujący lewej dłoni i zamachał nim kobiecie przed nosem. Rzeczywiście kawałek u dołu został wyrwany, kartka nie była kompletna. Na chuj mi połowa kodu?

- Jest tu - puknęła się palcem w skroń. Na korytarzu dyskretnie przedarła list chcąc się zabezpieczyć zarówno przed najemnikami, jak i towarzyszami niedoli. Jeszcze wpadliby na pomysł, że skoro mają hasło, Ryan nie jest im do niczego potrzebna. A tak kupiła sobie przynajmniej bezpieczeństwo. Chwilowe bezpieczeństwo - dostrzegła to w oczach Buriss’a, gdy minęło pierwsze zdziwienie i pojawiła się złość.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline