Ponowne borykanie się z świątynną biurokracją w sprawie widzenia z bratem Tytusem, okazało się niepotrzebne. Okutany w opończę zakonnik wyszedł z budynku i ruszył w stronę miasta, przemykając od bramy do bramy, w ten sposób usiłując pozostać suchym. Cel jego podróży pozostawał nieznany. Nie pozostało nic innego jak podążyć za nim.
Brat Tytus raz przyspieszał, raz zwalniał. Nie kluczył, ani też nie oglądał się. Zmierzał prosto do celu, którym okazała się stara kamienica, zlokalizowana w pobliżu górujących nad okolicą, cylindrycznych budynków Spichlerzy. Zakonnik zniknął za odrapanymi drzwiami, a po chwili w pokoju na piętrze okno rozświetlił blask świecy. |