Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2016, 23:51   #2
SWAT
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Od + + + przy współpracy z Zombianną

Trochę żałował tej wędrówki, zostawił swój namiot na pastwę losu, zastawiając w nim prawie cały dobytek. Dobrze że zapłacił żołnierzom Hanzy by od czasu do czasu odganiali jakiś zbyt ciekawskich nieobecnością rusznikarza ludzi. On sam zaś zabrał tylko to co zmieściło się w dość sporym plecaku, na tyle dużym by nie dać się zaskoczyć losowi. A ten mógł w każdej chwili spierdolić Emilowi życie jeszcze bardziej, niż było do tej pory.

Papiery były w porządku. Nie przykuły wzroku strażników, ale za to wręcz zaczęli się ślinić do karabinu jaki wisiał na plecach Emila. M-14, amerykański karabin pamiętający z pewnością Wietnam. Jeden z klientów który bardzo się obłowił, stalker, zostawił go Kryukovowi do naprawy i rozpłynął się w Metrze. Emil oczywiście go naprawił, czekał na klienta ten karabin jakiś czas aż w końcu Emil stwierdził że dłużej czekać mu nie pozwoli i sam go przygarnął. Amunicja była cholernie rzadka, ale jeśli już ją ktoś miał, miał jej masę – rzadko kto ją kupował. Potem sam zaczął sobie po godzinach ten nabój dorabiać, na czarną godzinę zrobił sobie kilka magazynków. Aha, ten co zostawił ten karabin – znaleziono go po jakimś czasie, a raczej to co z niego zostało czyli rozgrabione zwłoki z raną od noża pomiędzy żebrami. Emil trochę żałował że nie wziął zapłaty z góry. Sąsiedztwo z Nowokuźniecką czasami się opłacało, czasami kosztowało kogoś nadzianego życie. Ot, codzienność.

Wystrzały w Metrze prawie zawsze kosztowały kogoś życie, nie inaczej z pewnością działo się teraz. To zawsze źle wróżyło, zawsze oznaczało to śmierć lub konających, a lekarze załamywali ręce bowiem było im bliżej do rzeźników niż do znachorów. Mandarynka podniosła łeb i spojrzała na Emila znacząco, jakby swoim pieskimi, smutnymi oczami chciała powiedzieć ”ej, stary, weźmy zawróćmy”. Emil zdjął rękę z korbki latarki i pogłaskał psinę.
- No już, spokojnie. Tylko podejrzymy czy nie ma tego kolesia i spadamy, może to tylko jakiś zabłąkany mutant z powierzchni. – ręka wrócił na korbkę i zakręciła kilkanaście razy, żarówka zajarzyła się żywiej.

Na wszelki wypadek Emil zdjął z pleców karabin i mocno go chwycił w połowie, aby w każdej chwili móc upuścić lampkę i móc się bronić. Nie miał zamiaru co prawda marnować amunicji, ale to była stacja sporna. Nawet na odległej Marksistowskiej się o tym mówiło, nawet na Rymskiej kiedy jeszcze był jej mieszkańcem. Zbliżył się do pierwszej osoby w zasięgu jego wzroku, a Mandarynka posłusznie potruchtała za nim trzymając się blisko nogi.
- Wiesz co tam się dzieje? – zaczął pytaniem, uważniej przyglądając się poruszeniu na stacji.

+ + +

- Wiesz co tam się dzieje? – zaczął pytaniem, uważniej przyglądając się poruszeniu na stacji.
W pierwszej chwili kobieta uniosła krytycznie lewą brew ku górze i prychnęła, zaraz jednak uśmiechnęła się nieznacznie.
- A czy przypominam ci Rasputina? - mruknęła z przekąsem, opierając plecy o obdrapaną ścianę. Obejrzała intruza od stóp do głowy, minimalnie dłużej zatrzymując uwagę w okolicach twarzy. - Brzmi jakby ktoś wygrał w karty worek naboi i nie wiedział co z nimi zrobić.
- Heh. - mruknął pod nosem Emil, wyciągając rękę do psa który bez przeszkód dał się pogłaskać po łbie. - O ile Rasputin miał cycki. - mruknął z przekąsem, po takiej odpowiedzi w Metrze mógł spodziewać się wszystkiego. Od kosy między żebra po kulę między oczy. Emil dość szybko się zreflektował i dodał - Oczywiście żartuje. Po prostu nie uśmiecha mi się dostać kawałkiem ołowiu w bebechy… Mi niestety brzmi tak samo, a to zawsze oznacza chujnie…
Brunetka w wojskowej kurtce rozłożyła bezradnie łapy, a przez jej twarz przemknął podobny do uśmiechu grymas. Nie wyglądała na urażoną, tylko rozbawioną, Przesunęła się nieznacznie w lewo, stając w głębszym cieniu i splunąwszy pod nogi westchnęła ciężko, wkładając w to zdecydowanie zbyt dużo przesady.
- Z takimi rozkminami lepiej zahacz gdzieś, gdzie da się umoczyć ryja w czymś wysokoprocentowym. Filozof się znalazł. - w powietrzu zawisło wiaderko sarkazmu. Skrzyżowała ręce na piersi i ścisnęła dłońmi ramiona tuż nad łokciami, wciąż wpatrując się w psiarza spode łba. - Nie no, dzięki że mnie oświeciłeś. Sama normalnie w życiu nie wpadłabym na to, że strzały oznaczają kłopoty. Uratowałeś mi życie. Chcesz coś konkretnego, czy tylko trzaskasz japą, bo nie wiem… lubisz? Nie podoba się klimat, droga wolna. Na siłę zatrzymywać nie będę, płakać też nie zamierzam.
Mężczyzna przypatrywał się dość długo kobiecie, po czym z westchnięciem pobłażliwości odwrócił od niej wzrok i postąpił kilka kroków naprzód by spojrzeć w mrok, opcji było wiele: porachunki miejscowych, atak Czerwonych, jakiś napad, w tej chwili mógł nawet zakładać tak głupie rzeczy jak np. zabicie jakiegoś dziadka snującego bajki na torach.
- Tak, tak. - odpowiedział kobiecie o wiele bardziej będąc ciekawym tego, co działo się na stacji, a ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - Na wysokoprocentowy trunek pójdę, ale tylko z tobą. - odwrócił się do niej i dopilnował by słabe światło ze stacji oświetliło jego twarz na której malował się ironiczny uśmieszek.
Pies cały czas trzymał się przy swoim Panu, miał szczęście że to była Hanza, na linii Czerwonej pewnie kazaliby mu go oddać do kuchni i został podany z grzybkami jakiemuś wysoko postawionemu urzędnikowi. Pies wraz z Emilem obserwował rozgrywające się na stacji wydarzenia. Broń miał w pogotowiu, lampkę wygasił i odwiesił na haczyk przy pasku.
- Nie powinnaś się tu sama kręcić “koleżanko”.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.

Ostatnio edytowane przez SWAT : 25-01-2016 o 17:53.
SWAT jest offline