Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2016, 14:39   #21
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Grigor, Janella, Markus

Trójka poszukiwaczy, z których tak po prawdzie tylko Grigor znał się na poszukiwaniach w profesjonalnym stopniu kręciła się za murami Marsember po wysokich trawach. Choć rozglądała się każda persona tej skromnej drużyny, tylko Genasi wiedział czego konkretnie szukać. Na szczęście Janella i Markus nie zawadzali i łowca mógł spokojnie działać. Niestety ponad godzina błąkania się nie przyniosła żadnych pozytywnych i efektywnych rezultatów. Kompani byli zmuszeni porzucić ten kierunek poszukiwań i powrócić do miejsca, gdzie trawa nie była tak wysoka i gęsta a ślady zdawały się bardziej widoczne. Tak też poczynili. Słońce powoli zbliżało się do zenitu. Ciepły i przyjemny wiatr od południa poruszał delikatnie bujnymi koronami drzew.
-Mmmm...- Sapnięcie Grigora zwróciło uwagę kompanów. Genasi przyjrzał się dokładnie śladom.

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami grupka udała się w przeciwnym kierunku, wszak przeszukiwanie wysokich traw nic im nie dało. Grigor prowadził, zaś Markus i Janella nie odstępowali go na krok, chcąc być w pogotowiu w razie gdyby zaszła takowa potrzeba. Ślady raz były wyraźniejsze, raz niemal znikały, lecz po dwóch godzinach marszu wgłąb lasu, który Grigor już jakiś czas temu dość dobrze poznał natrafili na niewielką jaskinię. Genasi bez problemu poznał, że była to kryjówka wilków, lecz to było kiedyś, albowiem wyraźnych śladów zwierząt tutaj nie było, po za smrodem mokrego piżma i poobgryzanymi kośćmi na około wejścia do jamy. Kompani ostrożnie weszli do środka. Jama była dość płytka i mała, dzięki czemu nie musieli długo szukać.
-Trup...- burknął Markus. Półnagi mężczyzna leżał tutaj od kilkunastu dni, przynajmniej według oględzin Markusa. Kapłan musiał znać się na takich rzeczach, nawet jeśli jego wiara nie miała nic wspólnego z domeną śmierci i tym podobnych. Na szczęście dziewczynki tutaj nie było.

Posiadłość Courtezów

Gardin poburkał coś pod nosem, gdy Shen wręczył mu adresy gnoma i półelfa. Koniec końców brodacz przeczytał raz jeszcze zapiski wykidajły i zmierzył go wzrokiem od stóp do głów.
-Łeb na karku masz, przynajmniej wiesz od czego zacząć.- dodał po chwili by lekko załagodzić napięcie pomiędzy nim a Shenem. Krasnolud odpowiedział na wszystkie pytania gościa, po czym zaprowadził go do matki zaginionej dziewczynki. Kobieta była roztrzęsiona, choć wciąż starała się zachowywać zimną krew i nie dawać po sobie poznać jak bardzo jest przerażona zaginięciem córki.
Jej wersja zgadzała się z odpowiedziami krasnoluda. Choć nie była pewna kto widział małą ostatni raz. Ponoć rankiem błąkała się po willi, a przed południem bawiła się w ogrodzie z swoją przyjaciółką, która również zaginęła. Była to jedyna osoba z poza willi, z którą dziewczynka spędzała czas. Courtezowa opowiedziała o kilku sytuacjach, w których dziewczynka znikała z domu, lecz zawsze wracała na kolację i złość Vincenta rozchodziła się po kościach, jednak mała nigdy nie opuszczała miasta, a przynajmniej jej przysięgi i zaklinanie się musiało wystarczyć rodzicom.

Kobieta zaprowadziła Shena i Kazraka do izby Marie. Według jej słów nic nie zginęło z pokoju, jej córka nie zabrała ze sobą niczego co mogłoby dać do myślenia o planach dłuższej wyprawy. Po krótkich oględzinach pokoju, mężczyźni i pani domu powrócili do salonu, gdzie kobieta opowiedziała trochę o mężu. Nic co mogłoby Shena zdziwić. Dobry człowiek, szczodre serce, pogodny, niekonfliktowy i wszystko co zbijało z tropu zemsty wrogów, choć Shen i tak swoje mógł podejrzewać. Na koniec kobieta opowiedziała o ojcowskiej miłości Vincenta i kloszu pod jakim trzymali dziecko. Marie nie opuszczała willi i nie miała żadnych ulubionych miejsc, do których mogłaby się udać. A to oznaczało, że kompani wciąż nie mieli żadnego punktu zaczepiania, do czasu aż kundel Speke'a nie ruszy w poszukiwania. Mieli tyle szczęścia, że Courtez nie miał zamiaru szczędzić na poszukiwaniach dziecka, przez co targowanie z półelfem miało nie stanowić większego problemu.
-Gardinie!- Courtezowa zawołała do salonu dowódce ochrony posiadłości. Brodacz po chwili zjawił się niczym lokaj.
-[i]Zadbaj by niczego im nie brakowało do poszukiwań.

Krasnolud skinął głową i zza pasa wyciągnął mieszek ze złotem.
-Dwadzieścia złociszy chyba starczy co? Pogadaj z tym twoim półwąskodupcem o najęciu psa. Ja pójdę do gnoma jak kazałeś.- rzekł po czym rzucił Shenowi złoto -Jeszcze coś?- spytał by się upewnić.

Trójnogi pies

Tajga rozsiadła się wygodnie w gospodzie, której klimat bardzo sprzyjał relaksacyjnemu zamienianiu złota w piwo czy wino a zalotników chcących ufundować kobiecie odrobinę alkoholu a w dalszym planie pewnikiem wziąć na sianie lub karczemnym pokoju nie brakowało. Tajga zamówiła posiłek i cierpliwie na niego poczekała, a kiedy córka gospodarza przyniosła do stolika zamówienie, kobieta od razu zajęła się konsumpcją. Niedługo później, zanim jeszcze dokończyła jeść do Psa wszedł dobrze jej znany młodzik, który miał rozpytać tu i tam. Chłopak szybko podbiegł do stolika i posłał Tajdze uśmiech satysfakcji, jaki nie raz widywała na twarzach swoich adoratorów, którym wydawało się, że "tak" na propozycję wina oznaczało bramę do raju nieba.
-Nic chłopaki nie słyszeli o żadnych dziewuchach, ale Kurt, pamiętasz Kurta?- spytał by się upewnić.

Tajga miała przed oczami dorosłego już mężczyznę, który był swego rodzaju mentorem dla tych szczyli. Kiedyś ponoć przepił swój majątek a żona zostawiła go zabierając dwójkę dzieci, to też załamany chłopina zaczął otaczać się dziećmi z misją nauczenia ich czegoś mądrego o życiu. Tajga przytaknęła młodzikowi.
-No! To pytałem też Kurta. Mówił, że nie ma jak pomóc, ale ponoć w mieście od jakiegoś czasu nocuje grajek z zachodu, a ci ludzie ponoć mają świetny słuch nie tylko do muzyki, ale też i do plotek oraz wieści. Kurt mówi, że może on będzie w stanie jakoś pomóc.- był zadowolony, że mógł się na coś przydać, choć nie znał wartości owych informacji, ale fakt, że Tajga dostrzeże jego starania już dawały mu powody do dumy.
-To potomek elfa i człeka. Kurt nie znał jego imienia, ale w południe grywa na lutni na rynku, w górnym mieście.- dodał na koniec.

Nidrim, Thazar, Athea

Trójka poszukiwaczy zaginionej dziewczynki ruszyła zgodnie z ustaleniami w wschodnim kierunku. Kompani najpierw opuścili wyspy i wrócili do górnego miasta, następnie udali się do doków, by skierować kroki w kierunku wschodniej bramy, owianej raczej kiepską sławą z powodu zaniedbań strażników miejskich i podejrzeń o przymykanie oczu na niektóre awantury w mieście. Athea wzięła głęboki wdech, gdy ujrzała dowódcę warty, który to zawsze posyłał jej pełne zalotu uśmiechy. Nie był jedyny w Marsember, lecz jedyny, który mógł zagrozić pozostałym osobnikom starającym się o wdzięki Athei. Natrętny i pozbawiony jakiegokolwiek uroku osobistego człek już z daleka wypatrzył białogłową, a uśmiech na jego gębie pojawił się tak szybko jak grzyby po deszczu. Człek czym prędzej się wyprostował i wyszedł poszukiwaczom na przeciw.
-Kogo widzą moje piękne oczy?- spytał po czym dworsko się pokłonił -Panienka z obstawą gdzie się wybiera, jeśli oczywiście wolno spytać?- zagaił.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline