Shen był mniej więcej zadowolony z wizyty u Cortezów. Zabrał ze sobą kila ubrań należących do Mari, dla potrzeb złapani tropu przez psa i przed wyjściem dokładniej przyjrzał się portretowi, który krasnolud miał zabrać do gnomiego fałszerza. Teraz przynajmniej pozna dziewczynę, jak ja spotka.
Na początek postanowił odwiedzić Speke'a. Pytanie tylko sam, czy w towarzystwie.
- Idę do psiarczyka, bo tu czas się liczy, aby trop nie wywietrzał, czy co tam. Potem do rodziców drugiej dziewczynki. Idziesz ze mną, czy masz swoje plany? -
Pytanie skierowane było do Kazraka, ale bez względu na jego odpowiedz, swoich planów nie zamiaru zmienić. Po chwili potrzebne na odpowiedz krasnoludowi, wyszedł dziarsko przed rezydencje i ruszył do domu myśliwego.
*****
Rozpadająca się chałupa, stała niedaleko portu. Obok była stajnia, jakieś magazyny i inne takie. Generalnie uroczo, swojsko i tak jak lubił. Shen pierwsze korki skierował do stajni a w zasadzie przed nią, do stojącego tam żłobu.
- Mogę je pożyczyć na chwilę. Oddam, obiecuje. -
Pytanie skierowane było do jakiegoś starego dziadygi, który akurat wyrzucał gnój z boksów, prosto na ulice a dotyczyło dwóch wiader, które Shen już miał w łapskach. Staruch popatrzył tylko na zakazaną gębę zbrojnego i uznał, że nie warto rzucać żadnej ciętej riposty. Pokiwał tylko głową i szybko skrył się w środku. Shen zaś, napełnił obydwa wiadra lodowatą wodą ze żłoba i ruszył do chaty.
Drzwi otworzył kopniakiem. Nie za mocnym, bo obawiał, się ze bucior przejdzie na wylot. Na szczecie były jeszcze solidne. W środku było ciemno, duszno, w powietrzu czuło się wilgoć i śmierdziało mokrymi psami i gównem. Od razu przywitało go też ujadanie z głębi domu, lub może zza niego. Tam musiała być psiarnia. Shen postawił jedno z wiader na rozklekotanym stole i ruszył przez chałupę w poszukiwaniu gospodarza. Znalazł go w kącie. Brudny, śmierdzący alkoholem i odchodami, leżał na stercie łachmanów, która robiła tu za łózko. Shen uśmiechnął się do siebie.
~~ Dokładnie taki jak go pamiętam. Idealny do tej roboty ~~. Męczyna uśmiechnął się do swoich myśli po czym wylał całą zawartość wiadra na śpiącego człowieka.
- Co do chuja!!! -
Reakcja była mniej więcej taka, jak się spodziewał.
- Zajebie skurwysynu! Słyszysz, zajebie jak psa! -
Shen roześmiał się tylko i cofnął nieco w głąb pomieszczenia, siadając na jedynym ocalałym krześle. Z tego miejsca obserwował jak Speke niezdarnie próbuje się uwolnić z kłębowiska podartych przez psy szmat i łachmanów. W końcu, po serii przekleństw, upadków i po rozdzieraniu co oporniejszych kawałków, udało mu się. Psiarz rozejrzał się po pomieszczeniu i w końcu udało mu się dostrzec Shen siedzącego przy stole. Od razu też na niego ruszył z pianą na ustach, postukując przy tym drewnianą nogą po podłodze. Fearsheld tylko uśmiechnął się pod nosem i kopnął pod nogi szarżującego jakiś zydel. Efekt znów był przekomiczny, po Speke wywinął malowniczego kozła, lądując ryjem w psim gównie, którego pełno było na podłodze. Zanim się z niego wydostał, zapał mu wyraźnie minął i rzucił tylko złowrogie spojrzenie w stronę siedzącego.
- Witej John. To ja Shen. Z Tańczącej Elfki. Bywałeś tam, jak jeszcze było cie stać. Na kurwy i na łaźnie. -
Speke przyjrzał mu się nieco uważniej, na tyle, na ile to było możliwe w tej ciemnicy.
- Shen... Pamiętam Cie. Wyjebałeś mnie kiedyś gołego na ulice! Musiałem tak do chałupy wracać skurwysynu! - - Taka praca, ale rodziny w to nie mieszajmy. Z resztą w mieście niektórzy byli ciekawi co masz dłuższe, chuja czy drewnianą nogą. - - A żebyś zdechł! Czego chcesz?! - - Robotę mam dla Ciebie. Dobrze płatną. Może znów będzie cie stać na kurwy. Kto wie, może nawet na łaźnie. - - Robotę? Jaką robotę? -
Skoro już skupił na sobie uwagę myśliwego, Shen wyłuszczył mu szybko o co chodzi i czego się od niego oczekuje. Dał mu ubranie małej i zlecił stawić się z odpowiednim do tropienia psem u Cortezów. Poszukiwanie miał zacząć od razu, nawet jakby Shena tam jeszcze nie było. Fearsheld nie sądził, aby tak się stało ale nawet jeśli, to znalezienie kuternogi z psem na smyczy nie powinno przysporzyć mu problemu w razie czego.
- Wszystko jasne? - - Jak, kurwa słońce odbite w jajcach bulteriera. Może jakaś zaliczka? - - Żebyś się z miejsca znowu schlał? Nie ma mowy. Masz pół godziny aby stawić się u Cortezów i zacząć szukać. Spodziewają się Ciebie. Będę tam czekał, albo szybko dołączę. - - Oby Cie pchły oblazły i po jajach pogryzły! - - Też się cieszę na tą współpracę. A i jeszcze jedno... -
Shen wstał, chwycił drugie wiadro i wylał całą zawartość na mężczyznę.
- Czego do kurwy nędzy?! Już nie śpię! - - To na zapach. I oddaj wiadra dziadydze w stajni. Obiecałem. - *****
Po wizycie u Speke'a Shen udał się do domu Benitezów szukając informacji o drugiej dziewczynce. Chciał tam zadać podobne pytanie, co u Cortezów. W końcu ktoś coś musiał wiedzieć. Dać jakiś punkt zaczepienia w poszukiwaniach.
Shen podszedł do bramy i zadzwonił zawieszonym tam dzwonkiem. Po chwili pojawiał się służący. Zlustrował przybyłego wzrokiem i na podstawie tych oględzin dopasował odpowiednie powitanie.
- Czego tu? - - Nazywam się Shen. Na zlecenia Pana Corteza prowadzę poszukiwania jego córki Mari. Zaginęła razem z Laurą Benitez. Chce porozmawiać z jej rodziną w tej sprawie. -