Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2016, 16:50   #7
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
https://www.youtube.com/watch?v=kxuvy-_F8iw

Obrońcy Komsomolskiej nie przestawali się kłócić. Wystrzały w tunelu nie robiły na nich żadnego wrażenia. Czy byli aż tak głupi, czy po prostu przywykli do dziwnych odgłosów i czuli się na stacji przejściowej na tyle bezpiecznie, żeby mieć to w czterech literach?
Jurij, do diaska! Czy ty w ogóle słyszysz co ty bredzisz? Jeden z trzech żołnierzy pukał się w głowę. Nosił na niej czarną, typową miękką czapkę, taką jaką nosili czasem wojskowi albo nurkowie. Zwykła taka. W ogóle gość wyglądał w najzwyklejszy sposób. Żylasty, o niebieskich oczach i o typowej, ruskiej twarzy, w której widać było, że całe jego pokolenie przodków skażone było FASem, przez tradycyjne, zbyt częste sięganie po wódeczkę.
Nie zwrócili w ogóle uwagi na rozmawiającą dwójkę, która czekała tuż przy wejściu do korytarza.

Emil poświecił w tunel. Gęsty mrok wchłaniał światło latarki, nie pokazując nic konkretnego.
Ciemno. Mroczno jak zwykle. Nic.

Jak ktokolwiek może przejść cztery kilometry, powiadam, cztery kilometry górą?! Czy ty myślisz choć trochę? Nie da się, tyle ci powiem, to jest niemożliwe. Słyszałem od jednego takiego.
Mówił, że Czerwoni pilnują...
Sciszył głos.
Znów zaczęli coś między sobą nerwowo z Jurijem szeptać, kłócąc się zawzięcie i gestykulując zamaszyście. Tylko ten trzeci stał tuż obok, trochę słuchając, trochę olewając i mając na jednym oku całą okolicę.


Stukot butów stał się wyraźniejszy. Ktoś nadchodził. A raczej nadchodzili. Ale odgłos kroków nie był nerwowy, raczej szybki i zdecydowany.
Ten uważniejszy z żołnierzy klepnął kolegów po ramieniu i skinął głową, dając ręką jakiś umówiony znak.
Dwójka mężczyzn przestała się kłócić, wyjęli latarki, przygotowali broń i podeszli do tunelowego wyjścia.
Poświecili w korytarz, ale wszystko robili niespiesznie, rutynowo i niechętnie też zamilkli.
Odgłos kroków zbliżał się powoli, miarowo. Szło kilka osób, ale jeszcze światło latarek ich nie łapało.
Stać. Zadudnił ten niezainteresowany kłótnią kolegów. Chyba był wyższy stopniem od nich i bardziej doświadczony. Wyjąć dokumenty. Przedstawić się. Podać cel podróży. Podejść powoli.

No i wtedy się zaczęło.
Zaświstało parę kul. Jedna przeleciała tuż koło Emila i trafiła jego nowo poznaną rozmówczynię prosto w klatkę piersiową. Nie zdołała nawet odpowiedzieć na stwierdzenie rusznikarza. Już było za późno. Jej wykrzywione w ironicznym uśmieszku usta na kilka długich sekund, jak w spowolnionym filmie zamarły, by po chwili ułożyć się w grymas pełen niedowierzania i bólu. Jej twarz pobladła a oczy zaszkliły się. To był koniec.
Inna kula dosięgła w ramię Jurija. Ten wrzasnął zaskoczony i bólem i obrotem spraw.
Co tu się działo?!


Ognisko zgasło. Ludzie się rozpierzchli, część schowała się do już dawno opuszczonego i wyczyszczonego ze wszystkich sprzętów składzika.
Simon Przycupnął przy ścianie tunelu. Było tam trochę bardziej wilgotno i od betonowej ściany ciągnęło zimnem.
Ciemność zgęstniała. Nerwowe westchnienia, okrzyki i szepty zaczęły milknąć. Ludzie jak szczury pouciekali dobrze wiedząc, że nie ma co się mieszać w nie swoje sprawy- ich życie było cenniejsze, niż te wszystkie przed chwilą opowiedziane bzdury. Czar prysł razem ze śmiercią Andrieja.
Andriej leżał obok dogorywającego ogniska. Był pokiereszowany serią, ale gdzie i jak tego Simon nie był w stanie ocenić- leżał za daleko. Ale czy był sens w ogóle sprawdzać jak trup wyglądał?
No trup jak trup, pewnie oczy już się szkliste zrobiły, tępe w wyrazie, ciało sflaczało. Ręce na boki rozrzucone, a wszystko to w powiększającej się kałuży gęstej, ciepłej krwi. Nic szczególnego.
Simon usłyszał ruch za sobą. Zobaczył, że ktoś skrywał się również przy ścianie. Ktoś nowy, kto tu dopiero przyszedł, chyba nie zdając sobie sprawy co dokładnie przed chwilą zaszło. A może właśnie wiedział i przyszedł zwabiony wystrzałami, by posprzątać? Podobno czasem zdarzali się w metrze amatorzy ludzkiego mięsa...
Ale nie mógł się przypatrzeć- oczy przyzwyczaiły się do blasku jasnego ognia i gdy zapadła ciemność trudno było mężczyźnie określić któż to taki.
Dymitr właśnie dotarł do miejsca, z którego prawdopodobnie usłyszał wystrzał. Wszystko na to wskazywało.
Dogasające ognisko, trup zaraz przy nim, ludzie chowający się to u to tam.
Atmosfera była gęsta. Powietrze w tunelu wydawało się duszne, czuć było zapach strachu.
Nagle, z daleka obaj mężczyźni usłyszeli wystrzały, które dochodziły już z Komsomolskiej.
Ale Dima nigdzie nie zauważył umówionego gościa- a miał być właśnie tu na dwusetnym metrze za stacją. A Może to ten zabity?
A może to któryś z tych pochowanych po kątach, jak karaluchy?
Na pewno to nie był atak żadnego mutanta ani potwora z powierzchni. Dziwna, śmierdząca sprawa.


Lepsze to niż nic. Dzięki.
Z Bogiem, dzieciaku. Uważaj na siebie. Mruknął za Wasilijem obły gość.
Tunel pochłonął młodzieńca całkowicie.
Minął ostatni posterunek, na którym siedzieli trzej mężczyźni, którzy nerwowo patrzyli się w głąb ciemności. Słyszeli lepiej od swoich kolegów na stacji wystrzały.
Lepiej miej się na baczności synek. Lepiej nie iść tam samemu.Mruknął jeden z nich do chłopaczka. Dzisiaj coś nerwowo jest.
Rzadko kiedy ktokolwiek szedł sam po tunelach metra. Prawdą było, że kiedyś kolejką można było z jednego końca na drugi przejechać w niecałą godzinę. Teraz ta sama wyprawa potrafiła zająć całe tygodnie. Była to droga niebezpieczna i pełna zasadzek. Zazwyczaj najbezpieczniej było iść z jakąś karawaną.
Mrok był nieprzenikniony. Tylko gdzieś za jego plecami migało coraz słabiej delikatne światło ogniska, które im dalej szedł tym bardziej nikłe się stawało, a w końcu zaabsorbowała je ciemność.
Latarka czasami przeszkadzała. Skupiała uwagę tylko w miejscu, na który padł snop światła, osłabiała inne zmysły, no i w jakimś stopniu oślepiała.
Tutaj tunel był pusty i cichy. Wasilij słyszał tylko swoje kroki, które odbijały się cichym echem od surowych ścian. Gdzieś tam, w ciemności skapywała co jakiś czas jakaś kropla wody. Zapewne radioaktywnej, prześlizgiwała się przez jakąś szparę na powierzchni i spokojnie, z uporem przenikała w głąb, by wypłynąć przez pęknięcie w betonowym suficie.
Co było teraz na powierzchni? Lato? Zima? Dzień? Noc? Deszcz czy śnieg?
Tego Wasil mógł nigdy się nie dowiedzieć. Może nigdy to go nie interesowało. Może nigdy nie zainteresuje? To już nie była sprawa ludzi.
Teraz liczyło się dla niego, by znaleźć ojca.
Tunele metra w jakiś sposób żyły. W swój własny, niezbadany, nienamacalny sposób. Niektórzy handlarze z Hanzy, którzy większość swojego życia żyli w podróży między stacjami opowiadali różne historie na ten temat.
Na przykład o tym dziwnym uczuciu, że coś za tobą jest i musisz się obejrzeć, żeby to sprawdzić. Tak jak teraz zrobił to chłopaczek.
A w tunelu było cicho i spokojnie. Dziwne uczucie narastało.
Mimo, że tunel miał tylko trochę ponad kilometrowej długości, Wasilowi wydawało się, że Prospiekt znajduje się bardzo, bardzo daleko.
Ruszył dalej.


Na Dostojewskiej popatrzyli jeszcze chwilę za młodym podróżnikiem i Czeczen pokręcił głową. Obły machnął ręką i znów sięgnął po swój kubek, w którym zostało mniej niż połowa płynu.
Daję mu tydzień życia. Mruknął posępnie brodaty. Młody i głupi jest. Ojczulka będzie szukał. Nie wie jeszcze, że pewnie go nie znajdzie. Jeśli był stalkerem, to gdzieś go zaciukali.Albo Ci na górze go rozszarpali. Zawsze tak to się kończy.Westchnął ciężko. Patrz Piecia, w jakich obrzydliwych czasach przyszło nam żyć. Rodzice opuszczają swoje dzieci dla mrzonek, a te ze zgryzoty i smutku próbują ich szukać...
Podrapał się swoją wielką łapą po szczecinie.
Łysawy Piecia kwinął głową. Obaj pogrążyli się w ponurych rozmyślaniach i zupełnie nie zauważyli, że mała dziewczynka przeszła obok nich cichutko, na paluszkach i zniknęła za Wasją.
Tekla była chudziutka, leciutka i drobna, przez co przemykanie się niezauważoną było jej konikiem.
Miała też dużo szczęścia. Nikt nie próbował jej zatrzymać, przemykała nieuchwytna dla wzroku kryjąc się w mroku korytarzy przed pogranicznikami, którzy wesoło sobie gawędzili przy ognisku.
Na rozgałęzieniu tuneli usłyszała cichy odgłos kroków. Ucieszyła się i skręciła w odpowiedni korytarz, domyślając się, że to tędy szedł Wasilij.
Mrok otulał szczelnie dziewczynkę, ale ta się wcale nie bała. Tunel był cichy, spokojny i absolutnie nic się w nim nie działo.

-Heeej, też jesteś taki ciekawski jak ja? Założę się, że idziesz na Prospekt! Zakładamy się? Tylko powiedz co masz, bo wieeesz, za darmo to nic nie ma. -

krzyknęła dziarsko dziewczynka, co wystraszyło nie na żarty nastolatka. Mógł teraz poznać to straszne uczucie, które do tej pory nigdy nie nawiedziło go w takim stopniu.
Żołądek podszedł mu do gardła i czuł, że właśnie zaplótł się w mały i bolesny supeł. Kolana mu zmiękły i zmieniły się w dwa ciężkie do ruszenia kołki, a na plecy i czoło wystąpił lodowaty pot.
Serce załomotało jak przestraszone zwierzątko, które rzucało się histerycznie o pręty klatki.
Dziewczynka była tak uradowana, że gdy ten się gwałtownie odwrócił zaświeciła mu latarką po twarzy.
To najgorsze, co mogło się zdarzyć. Chłopak krzyknął z bólu i zdumienia.
Skąd ta mała siusiumajtka się tu wzięła?!
Światło latarki było naprawdę jasne i mocne. Na Dostojewskiej panował półmrok, w tunelu było ciemno jak w dupie i taka niespodziewana jasność potrafiła wyrządzić sporą krzywdę dla nieprzyzwyczajonych oczu.


Towarzyszko Kotova!Odezwał się dziarskim tonem rosły mężczyzna, który siedział za rozklekotanym lichym biureczkiem w namiocie dowództwa. Pachniało tu odrobinę zaduchem i tym charakterystycznym zapachem butwienia, który kiedyś można było poczuć w starych, zabytkowych, drewnianych cerkwiach.
Oprócz Kotovej i mężczyzny za biurkiem, pod brezentowymi ścianami namiotu, na stołeczkach siedziało ściśniętych dziesięciu ludzi. Przysłuchiwali się rozmowie z przychylnym zainteresowaniem.
Mężczyzna, który przemówił był pod pięćdziesiątkę i na jego twarzy widniał kilkudniowy, nierówny zarost poprzetykany powoli następującą siwizną. W swoich spracowanych rękach trzymał jakieś poplamione kartki z nierównym, trudnym do rozczytania pismem.
Ostatnim razem dobrze się spisałyście! No!Uśmiechnął się szeroko. Gdyby reszta tak wzorcowo jak wy szerzyła idee międzystacjonówki, już dawno zaszlibyśmy o wiele, wiele dalej. Zebrani zaśmiali się cicho na tę drobną uwagę. No. Co to ja chciałem mówić?Zmarszczył czoło.
Kuzniecow był jednym z ojców założycieli Międzynarodowej Brygady Rewolucyjnej im. Che Guevary. Został również jednogłośnie wybrany przywódcą w ostatnim głosowaniu.
Podrapał się po wielkim nochalu.
A! Tak!Zajrzał w notatki.Czekaliśmy tu wszyscy na was, towarzyszko Lily. Wiemy, że świetnie nadajecie się do tego zadania. Możecie oczywiście odmówić, ale uważamy, razem z towarzyszami i towarzyszkami, że jesteście najlepsze do tejże misji.Otworzył jedną z szafeczek rozklekotanego biurka i wyjął podrobiony paszport Hanzy. W danych osobowych widniało imię Ksenia Jarcov, lat 25. Książeczka była trochę zmięta i poplamiona.
Udało nam się zdobyć i przerobić dokumenty jakiejś nieszczęśniczki.Popukał palcem w ów rzecz leżącą na blacie. Sprawa wygląda następująco Odkaszlnął, a jego ton z miłego zmienił się na bardzo poważny. Aby szerzyć rewolucyjne idee i by reszta Metra w końcu zapaliła się od naszego entuzjastycznego anarchistycznego ognia, musimy chociaż spróbować przeniknąć do obozu wroga i rozeznać stuację. Na chwilę obecną nasze partyzanckie oddziały od czasu do czasu kąsają ten zamknięty układ wzajemnej adoracji okryty zgnilizną, jaką jest Hanza i jej poplecznicy.Zamilkł na chwilę. Ale to nie wszystko. Tu nie chodzi tak naprawdę o Hanzę. Nasi towarzysze Tu wzrok Kuzniecowa przesunął się na siedzące pod jedną ścianę współbraci i skinął im z poważaniem głową. Zdobyli bardzo ważne informacje.
Lily nie mogła się teraz odwrócić i przypatrzyć się, kto to dokładnie miał być, ale była pewna że to pewnie Iwo „Rozczochraniec” i Saszka – jej dwóch dobrych kamratów, którzy wyspecjalizowali się w najdelikatniejszych misjach.
Metro toczy robak.Podjął po krótkiej chwili przywódca, ale machnął ręką na zebranych, żeby przestali się chichrać. No, no, nie wielki czerw, dajcie spokój!Zaśmiał się. Chodzi o tę zgniliznę, stary układ sprzed wojny, ucisk ludu! Hanza razem z Polis podzieliła sobie metro, zawłaszczyła strefy, zagrodziła dostęp do czystej wody, do grzybów do życia bez radiacji! Tak!
To w naszych rękach leży los uciśniętej masy! Proletariatu! Ludu pracującego! Czyste stacje dla wszystkich, tak! Ale my możemy temu zaradzić. Od towarzyszy Rozczochrańca i Saszki dowiedziałem się, że podobno było paru śmiałków, którzy dotarli do Szmaragdowego Grodu. Tak, do tej owianej legendą i mitem stacji, gdzie podobno wszystkiego jest w bród! Musimy odkryć, czy to jest prawda. Otworzyć wrota dobrobytu dla międzystacjonówki, podzielić wszystkim po równo. Tylko wtedy nastąpi rewolucja. Prawdziwy anarchizm, nie potrzeba będzie żadnych podziałów!
Ale musimy to zrobić przed Hanzą, Polis i Czerwonymi. Wszyscy wiemy, że Czerwonych od Szmaragdowego Grodu dzieli tylko jedna i w dodatku zburzona stacja. Ale Czerwoni nie mają jednego!
Podniósł palec do góry i popatrzył po zebranych. Klucza! Tak! Podobno żeby otworzyć wrota do Grodu potrzeba klucza. Jak on wygląda i czym jest, czy szyfrem czy jakimś przedmiotem, ty towarzyszko Lily musisz się dowiedzieć.Wzrok mężczyzny utkwił w dziewczynie. Na stacjach Krasnoprieznieńska, Oktiabrska i Teatralna przebywają nasi ludzie. Jeśli zbierzesz jakieś informacje- przekażesz im.Dowódca wyjął z szafeczki jeszcze jedną rzecz- czysty arkusz papieru, zapisany drobnym drukiem. Zapoznajcie się z tymi informacjami i spalcie to jak najszybciej. Macie tu spis naszych ludzi, jak się nazywają i gdzie dokładnie mieszkają. Nie noście tego przy sobie. Towarzysz Banzai wyda wam broń i skafander, na wszelki wypadek. Możliwe, że będziecie musieli wyjść na powierzchnię, jeśli wszystkie pogłoski się sprawdzą. Powodzenia.
Wszyscy stali i zaczęli się rozchodzić. Lily miała nową misję, tym razem samotnie miała stawić czoło wszystkim przeciwnościom. Los międzystacjonówki należał teraz od jej sukcesu lub porażki.

Mały oddział rewolucjonistów odstawił ją na drezynie na tory prowadzące na stację Pawielecka.
Pawielecka była ziemią niczyją – przez pech, że nie posiadała hermetycznie zamykanych wrót i krwiożerczy pomiot z góry uwielbiał tutaj zaglądać, schodząc po ruchomych schodach na dół.
Z Pawieleckiej można było przejść po okazaniu dokumentów na teren Hanzy i dalej już poruszać się swobodnie.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 26-01-2016 o 17:12.
Ravage jest offline