Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2016, 10:55   #29
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Grigor, Janella, Markus

Poszukiwania śladów nie przyniosły żadnych efektów. Zabójca nie zostawił po sobie nic co mogłoby wpaść Grigorowi w oczy. Być może gdyby natrafili na zwłoki jakiś czas temu, łowca potrafiłby odnaleźć coś więcej po za znikomymi śladami butów w grząskiej ziemi przed wejściem do jamy. Koniec końców trójka poszukiwaczy małej dziewczynki opuściła miejsce zbrodni i skierowała się na zachód, nadal mając mury Marsember po lewej stronie. Trup nigdzie im nie ucieknie a ślady dziewczynki były znacznie ważniejsze. Grigor kroczył ostrożnie i zapobiegawczo, dokładnie się rozglądając i wodząc wzrokiem za czymkolwiek co mogłoby nie pasować do okolicznej przyrody jak choćby pozostawiona w popłochu zabawka, czy zgubiony but. Niestety kolejne dwie godziny poszukiwań poszły na marne, albowiem kompani dotarli do zachodniej bramy, jedynej w miarę bezpiecznej drogi do Suzail. Gdy troje poszukiwaczy tylko się zbliżyło, na przeciw wyszła im dwójka uzbrojonych w odbezpieczone kusze strażników miejskich.

-Kim jesteście i po cóż kręcicie się pod murami?- spytał bez pardonu jeden z nich, wysoki i postawny niemal jak Grigor szeregowy strażnik.
-Uspokój się młody.- burknął towarzyszący mu człek, znacznie niższy i zdecydowanie bardziej herlawy -Ten tutaj ma symbol Oghmy.- dostrzegł rozpoznając w mężczyźnie "dobry charakter".
-Daruj panie.- skruszył się błyskawicznie wysoki strażnik -Ciężkie to czasy dla straży. Jedni pracują za dwóch a inni...- machnął tylko ręką -Niestety musicie odpowiedzieć na moje pytania. To tylko rutynowa kontrola, ale takie mamy rozkazy.- wyjaśnił osobnik.

Posiadłość Benitezów

Shen wraz z Kazrakiem udali się do domostwa Benitezów, które znajdowało się niedaleko posiadłości Courtez. Była to znacznie mniejsza posesja, nie tak piękna i nie tak zadbana. Być może dlatego iż o tutejszy ogród nie miał kto tak dbać jak o ogród Courtezów. Ricko Benitez był starym znajomym Vincenta, lecz ich zawodowe wpływy znacznie się różniły. Ricko był niegdyś wspaniałym kuśnierzem, lecz po śmierci syna wpadł w szpony walających się po podłodze salonu flaszek wina, brandy czy grogu. Od coraz mniej wypłacalnego człeka zaczęli odchodzić łowcy zwierzyny a futro samo przecie nie przyjdzie do warsztatu. Tak też interes Beniteza podupadał, z resztą podobnie jak i jego właściciel. Gdy u drzwi mężczyzny pojawił się krasnoludzki wojownik i człeczy wykidajło, do środka wpuściła ich żona Beniteza. Gruba i wielka baba, która mogłaby próbować swych sił na pięści z Shenem. Rosa, bo tak ponoć się zwała, według wiedzy Kazraka była kobietą z wyższych sfer za sprawą majątku ojca, które po jego śmierci odziedziczyła i... przehulała.

Gdy Kazrak wyjaśnił powody ich wizyty, kobieta zaprowadziła dwójkę gości do gabinetu jej męża by pokazać, pijaną i nieprzytomną szmatę z dwutygodniowym zarostem śpiącą w swoich wymiocinach na biurku. Być może Benitez nawet nie był świadomy zniknięcia drugiego dziecka. Rosa jednak przeżywała to mocno. Takie przynajmniej sprawiała wrażenie. Prędko podała dokładny rysopis dziecka, lecz żadna z tych informacji nie mogła pomóc w wypatrzeniu dziewczynki w tłumie, ot zwykłe i przeciętne dziecko w zwykłym ubraniu. Często wychodziła do Courtezów, często zostawała tam na noc, lecz zawsze pytała o zgodę. Mimo problemów w domu sama problematyczna nie była. Shen skrupulatnie zanotował wszystkie podane przez Benitezową informacje po czym wraz z Kazrakiem opuścili posiadłość by wrócić do domu Courtezów. Wciąż nie mieli nic, lecz odnalezienie dziecka w wielkim mieście nie było prostą rzeczą, a Shen głęboko wierzył, że to sprawa, która nie może go przerosnąć, wszak znajdywał tak ukryte menty, że dziecko nie powinno być dla problemem.

John czekał już na miejscu. Był uczesany a z szafy wyciągnął najlepszą koszulę i spodnie. Choć wciąż śmierdział psim gównem i rynsztokiem, miał zamiar zrobić dobre wrażenie. Jego towarzyszem był mały sięgający do połowy ludzkiego piszczela pies o białym futrze z czarną łatką na pyszczku. Bynajmniej nie był to słodki kundelek, który prosiłby się o drapanie za uchem. To był mały skurwiel, który błyskawicznie puścił się w stronę Kazraka próbując ugryźć go w kostkę.
-Ej! Zostaw! Chodź tu jełopie!- krzyczał kuternoga, lecz pies kompletnie nie dbał o rozkazy swego pana i w zaparte atakował krasnoluda.
-Jestem jak chciałeś.- burknął do Shena -Dawaj ubranie i ruszajmy!-


Nidrim, Thazar, Athea

Trójka kompanów przekroczyła wschodnią bramę, odprowadzona gniewnym wzrokiem dowódcy zmiany, któremu ewidentnie coś się nie podobało. Athea czuła ten gniew, Thazar z resztą również doskonale wyczuł dziwne zachowanie strażnika. Towarzysze maszerowali szybko, nie tracąc ani chwili. Pogoda im sprzyjała a wiatr tego dnia był wyjątkowo spokojny. Skupieni na rozglądaniu się zbytnio nie rozmawiali.
Droga traktem dłużyła się, lecz w zaparte maszerowali dalej. Po dwóch godzinach drogi Nidrim zaczął mieć wątpliwości, czy dziewczynki mogły się zapuścić tak daleko od miasta. Trakt prowadził wiele mil za wschód a w grupie nie było nikogo kto mógłby się znać lepiej niż przeciętny człowiek na podejmowaniu tropów. Athea wciąż miała w głowie pomysł najęcia psów do poszukiwań i myśl ta coraz głośniej dobijała się w jej głowie do zdrowego rozsądku.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline