- Hej! - z lekka się oburzył. - Moja wina, że Lyn oburzona, bo ty podczas startu szarpałaś statkiem?! Mój nauczyciel logiki pewnie złapałby się za głowę… - drugie zdanie wymamrotał pod nosem kręcąc głową. - A kto ci kazał dać statek do puli? Trzeba być bardziej rozsądnym - zadarł nosa mając na mysli siebie.
Zrobiła się z lekka czerwona na twarzy. Zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta. Moja?! Ja miałam świetną passę, dopóki TY SIĘ NIE PRZYPAŁĘTAŁEŚ!Wstała z fotela i znów go dźgnęła palcem w pierś. - Auć! - odsunął się. - Nie musisz uciekać sie do przemocy fizycznej... - powiedział znacznie bardziej uległym tonem. Sięgała mu ledwo do barków i ważył pewnie trzy razy tyle co ona. Jak widać muszę!Fuknęła.To jest mój dom! Moje miejsce! Moje życie a ty tu wtargnąłeś, nieproszony! I MASZ Z TEGO SATYSFAKCJĘ, SATYSFAKCJĘ Z MOJEJ UDRĘKI, WIDZĘ TO!Krzyknęła, nie mogąc się opanować.
Odsunął się do niej. Nie był pewien do czego jest zdolna i nie chciał tego sprawdzać na swojej skórze. - Po czym twierdzisz, że cieszy mnie twoja udręka? - zapytał nagle smutno. Nie pogrywaj ze mną! Widzę jak się zachowujesz łajzo.
Zagotował się prawie. Różne słowa cisnęły mu się na usta, ale zacisnął je jak imadło i przysłowiowa para wyleciała mu z uszu. Prychnął tylko, odwrócił się na pięcie i wyszedł z kokpitu.
Oparła ręce na biodrach. Popatrzyła się za Vashem i przymknęła oczy.
Odetchnęła.
W końcu. W KOŃCU.
Bardzo powoli usiadła z powrotem na fotelu, który z powrotem ustawiła na wprost konsoli i rzuciła okiem na dane, które wyrzucił z siebie komputer. Wszystko było w porządku.
Za niedługi czas wyjdą z hiperprzestrzeni i trzeba będzie zająć się pracą. Teraz mogła się wyluzować chociaż na chwilę. Odsapnąć, nerwy podreperować...
Tymczasem van Halen pomaszerował do maszynowni. Miał w sumie zamiar wejść do pracowni, ale tam siedzała mechanik więc odpuścił. Ominął też luk transportowy, tam było straszne echo. Ostatecznie zatrzymał się dopiero w maszynowni.
Stojąc pomiędzy dwoma potężnymi silnikami zasilanymi napędem nadprzestrzennym ledwo słyszał własne myśly. Otworzył szeroko swą paszczę i zaryczał wyładowując całą frustrację jaka w nim narosła w towarzystwie tych dwóch szalonych lasek.
Wył przez dobre kilka minut. Kiedy skończył miał lekko zdarte gardło. - Lepiej - wychrypiał. Z powrotem miał dobry humor. Miał dużo wolnego czasu. Poszedł do pokoju sypialnego, który miał teraz dla siebie (nie miał zamiaru nawet poruszać kwesti kajuty kapitańskiej).
Naprawdę był podekscytowany na myśl o czekającej ich przygodzie. |