Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2016, 17:23   #363
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Zonju V, południowo-zachodnia dzielnica
Musiał mądrze wybierać drogę. Najprostsza trasa do ulicy z południowej bramy do kosmorpotu była zablokowana barykadą. Zmusiło to go do podróży tą samą drogą, którą niedawno poruszał się oddział milicji z murów. Nie była to łatwa sprawa. Po eksplozji w pałacu cała okolica stała w płomieniach. Podmuch zniszczył budynki wokoło. Te najbliżej były wręcz zdmuchnięte, te nieco dalej straciły dachy i część ścian. Płonęło wszystko co mogło się zapalić. Jednak ogień nie był w tym wszystkim najgorszy. Jego były wyraźnie widać. Zdecydowanie bardziej Zhar-kan musiał uważać na nagrzaną polistal. Przybierała ona nietypową, ciemnogranatową barwę, która świetnie maskowała się wśród gruzów. Nastąpienie na nią mogło szybko pozbawić go co najmniej podeszwy.
Z każdym przebytym krokiem odgłosy bitwy przybierały na sile. Zanim dotarł do drogi prowadzącej od południowej bramy do kosmoportu nie napotkał na żaden z oddziałów walczących stron. Problem leżał zupełnie w czymś innym. Sol znał swoje ciało. Po tym co przeszedł, po tylu treningach mógł ocenić w jakim jest stanie. I teraz nie prezentował się najlepiej. Zmęczenie zaczynało wpływać na jego odruchy. Musiał się zmuszać do przyjmowania najbardziej optymalnych pozycji przy skradaniu się, co zazwyczaj przychodzi mu automatycznie. Przegląd terenu też zajmował znacznie dłużej. Nie rejestrował tylu szczegółów co zwykle. Opatrunek użyczony przez milicjantów z muru sprawiał, że się już nie wykrwawiał, ale bok w który oberwał zaczynał rwać coraz mocniej. Adrenalina produkowana przez nadnercze przestawała wystarczać.
Był już poza zasięgiem ognia. Za to zupełnie blisko walk. Pierwszym widocznym znakiem były dwa trupy milicjantów. Dziury na piersi po boltach przestały się już dymić, znaczy padli już jakiś czas temu. Przeszedł nad nimi i wtedy usłyszał rozmowę praktycznie zza ściany.
- Kurwa, co tam się dzieje?! Może będzie potrzebował pomocy?
- Nie ruszaj się stąd! On ich nam wygoni wtedy prujemy ile tylko zdołasz. Sam nie dam rady przebić się przez te ich pierdolone tarcze!
- No ok. – zgodził się drugi głos.
Skupieni na budynku po drugiej stronie niezbyt szerokiej ulicy zupełnie nie podejrzewali, że ktoś może ich zajść od wschodu. Sol był zdany na blaster. Karabin którego posiadaczem stał się od niedawna służył tylko i wyłącznie do jednego. Zabijania.
Przesunął się wzdłuż ściany. To musiała być szybka robota. Wychylił się i strzelił pierwszemu z nich w plecy. Ten zgiął się porażony nagłym spazmem. Jego towarzysz odwrócił się, ale nie zdążył. Oberwał w pierś i padł na ziemię w ślad za towarzyszem. Jeszcze stękali nieco, więc arkanianin poprawił po razie.
Przyjrzał się też budynkowi, który tamci przez ten czas obserwowali. Toczyła się tam walka. Właśnie na zewnątrz wypadł jeden najemnik, strzelając jak oszalały do środka. Przez drzwi wyleciał podwójny miecz świetlny o żółtych ostrzach. Kręcąc się rozciął żołdaka na pół, zakręcił w powietrzu i nadal wirując wrócił do środka.
Wszędzie dookoła walały się trupy. Już nie tylko milicji. W sporej większości leżeli tutaj właśnie najemnicy. Pocięci mieczem świetnym. Zapewne właśnie tym, którego przed chwilą Zhar-kan skuteczności był świadkiem.

Kosmoport
Biegnąc ile sił w nogach przez lądowiska mogli zobaczyć efekty ostrzału milicji. Asfalt w wielu miejscach znaczyły bruzdy. Bliżej magazynów po drugiej stronie leżało kilka ciał najemników. Nieco po ich prawej płonął wrak śmigacza.
Działo na wschodnim murze wzięło biegnących na swój celownik. W końcu biegli z tego samego kierunku, z którego nastąpił atak Krayta. Los oddziału Baelisha ocalił jednak zapalony miecz świetlny. Dowódca wstrzymał rozkaz ostrzału.
Tymczasem Brianna będąc już kilkanaście metrów od toczonych walk wybiła się z obu nóg niesiona Mocą spadła na pierwszego z najemników wbijając mu oba miecze po rękojeści w pierś. Milicja była właśnie wycinana w pień, kiedy mistrzyni Jedi rozpoczęła swój morderczy taniec. Przebiegła po ścianie dekapitując kolejnego z przeciwników. Jej ostrze tylko przez moment zadrżało na tarczy energetycznej. Drugim mieczem odbijała na bieżąco ostrzał. Teraz się nasilił, gdyż aż czterech zaczęło strzelać w jej kierunku. Nie stanowiło to jakiegoś większego problemu. Niebieskie ostrza kreśliły zygzaki i elipsy odbijając wszystko, w tym sporą część z powrotem w strzelających. Dopiero gdy pojawił się gość z dezintegratorem kobieta musiała się salwować unikiem za róg budynku.
Kupiła tym czas reszcie odsieczy. Aaron nie oszczędzał amunicji. Strzelał bez przerwy zasypując cały oddział przeciwników pociskami. Przestrzeń pomiędzy dwoma budynkami wypełniła się ogniem i odłamkami. Trzech zginęło od razu, dwóch się zaczęło wycofywać. Mieli na sobie zdecydowanie lepszy sprzęt.
Alkes potrzebował tylko chwili. Jedną skoncentrowaną myślą rozładował baterie pancerza pierwszego z nich i ów bezwładnie osunął się na ziemię. Drugi próbował jeszcze go podnieść, ale wtedy wreszcie dopadł do niego Jon tnąc mieczem. Tarcza energetyczna padła w ułamku sekundy i najemnik padł rozcięty praktycznie pół. Nagle padawan poczuł nacisk na pierś i poleciała na ścianę. Został pchnięty Mocą! Chwilę zajęło mu zorientowanie się, że zrobiła to właśnie mistrzyni. Powodem była seria blasterowa, którą byłby oberwał.
Najemnicy Krayta wyrżnęli przed chwilą obsługę lekkiego karabinu maszynowego i zaczęli go używać przeciwko oddziałowi Republiki.
Martell i Qltarz szybko dopadli do ściany tuż za ich dowódcą. Brianna była po drugiej stronie wąskiego przejścia. Intensywny ostrzał to było zbyt dużo nawet dla niej. Pokazała na migi, że będzie chciała zająć ich uwagę z drugiej strony. Nie czekając na potwierdzenie ruszyła by obejść dookoła budynek. Po kilkudziesięciu sekundach pociski blasterowe przestały przelatywać. To była ich jedyna szansa. Aaron wychylił się i strzelił prawie na ślepo dwa granaty, a Jon ruszył biegiem.
Najemnik rzeczywiście ostrzeliwał kogoś innego. Widząc następny atak z powrotem wycelował w wąskie przejście. Tam nie było żadnych szans na unik. Jeśli tylko zdąży nacisnąć na spust zrobi sito z biegnącego na niego Jedi z czerwonym mieczem.
Martell trafił jednym z granatów w podstawę stanowiska karabinu, ale to było za mało. Padawan przebierał nogami jak szybko mógł, ale to równie było niewystarczające. Nie zdążył dobiec. Najemnik strzelił.
Tylko nic się nie stało. Powtórnie nacisnął spust, przeładował… i spostrzegł sygnalizację o przegrzaniu.
Qltarz był szybszy. Kupił czas Jonowi który teraz ciągle dziwiąc się swojemu szczęściu dobiegł i ściął przeciwnika.
Baelish rozejrzał się. Brianna właśnie wychylała się zza rogu odbijając bolt jakiegoś strzelca. Trudno było w ogóle dociec skąd on strzelał. Chłopak poczuł nagle ukłucie w udo i po chwili uderzenie w plecy. Okazało się, że upadł. Był zaskoczony, bo nie wiedział dlaczego. Było mu dziwne ciepło w prawą nogę.
Martell nie ostrzec swojego lidera i ten oberwał. Medyk nie widział gdzie, trudno było określić czy Jedi jeszcze żyje. Cereanin trzymał się jego pleców i właśnie mieli wychodzić z tego wąskiego przejścia gdy pod nogi upadł im granat. Aaron będąc z przodu zasłonił nieco Alkesa, ale lecące w każdym kierunku szrapnele trafiły ich obu.

U Zhorina
Tony minimalnie drgnął słysząc pytanie swoje podwładnej. Jej inicjatywa którą się wykazała w pewnym stopniu go zaskoczyła. Powietrze po jej słowach oprócz pyłu było również przesycone rosnącym coraz bardziej napięciem. Wreszcie Fanga zaczął swoją wypowiedź, w której przyznawał się do dowodzenia całą akcją po stronie milicji. Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie.
Na twarzy Hayes pojawiła się pogarda dla tego kto to powiedział. Natychmiast jej blaster skierował się na niego i wystrzelił. W jej działaniu nie było nawet odrobiny wahania.
Jaroo sięgnął po blaster w wyuczonym przez wiele lat i tysiące prób schemacie. Jego mózg na podświadomości wysyłając sygnały do ciała. Zmęczonego trwającą od kilku godzin walką, twardym lądowaniem po katapultowaniu się i praktycznie przeoranymi po asfalcie plecami. To się nie mogło udać. Oberwał boltem od Laurienn w pierś. Aż z wrażenia blaster wypadł mu z dłoni. Wtedy też rozproszony nieco Sladek nacisnął na spust.
Pozbawione korpusu zwłoki Łowcy nagród upadły na ziemię. W miejscu drzwi do sklepu Zhorina była teraz wypalona przez plazmę dziura.
Najemniczka zmrużyła tylko lekko oczy na błysk wystrzału z działa. Przeniosła spojrzenie na mężczyznę obok i jej ręka z blasterem powiodła w ten sam kierunek.
- A kto jest jego zastępcą? - zapytała chłodno.
Hernan z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w trupa durosa. Oddychał ciężko. Wookie był totalnie sparaliżowany wydarzeniami ostatnich sekund.
- NIE BĘDZIEMY MIELI ZARAZ Z KIM GADAĆ, JEŚLI W TYM TEMPIE BĘDZIESZ NISZCZYĆ ICH DRZEWO DECYZYJNE – wtrącił Sladek, ewidentnie rozbawiony.
- Ja – odezwał się od razu mężczyzna, którego Hayes trzymała na muszce. W jego oczach malowało się albo odwaga, albo desperacja. Dziewczyna nie była w stanie ocenić co.
- PO TYM CO ZROBIŁA Z NIM – skinął działem na resztki Fangi – JA BYM SIĘ TAK OCHOCZO NIE PRZYZNAWAŁ.
Wookie zawarczał.
- Ostrzeżenie: Kolejny warkot będzie twoim ostatnim - odezwał się HK do tego, w którego miał wycelowany karabin.
Laurienn opuściła broń.
- Odwołaj swoich ludzi i poddaj się. To jedyny sposób być zachował życie- mówiąc to zaczęła się do niego zbliżać. - Na co wam ta cała zabawa? My jesteśmy tu raptem jednym oddziałem a i tak w każdej chwili możemy zadecydować o ostrzale z orbity.
Syn byłego gubernatora przeniósł wzrok z Laurienn na Sladka. Potem znów na dziewczynę. Spojrzał ostatni raz na Jaroo i ponownie na Hayes. W jego oczach pojawiła się rezygnacja, jakby się na coś wreszcie zdecydował. Podniósł prawą rękę w której trzymał detonator. Jego kciuk wcisnął czerwony przycisk na wierzchu.
- Jak go puszczę, to wszyscy wylecimy w powietrze. Widzieliście co się stało z pałacem? To były drobne fajerwerki w porównaniu z tym co tu się stanie – spojrzał prosto w oczy padawan. – Jak widzisz, nie tylko wy się przygotowaliście. Mamy wsparcie Jedi, którzy zaraz wytną resztę waszych ludzi. Nie macie żadnych szans by wyjść z tego żywi. To wy się poddajcie. Póki jeszcze możecie – ostatnie słowa skierował do Sladka.
Ten ryknął ogłuszającym śmiechem.
- MASZ JAJA CZŁOWIEKU! – odparł. – PROBLEM JEST TAKI, ŻE DLA MNIE TO MOŻEMY SIĘ TUTAJ WSZYSCY NAWZAJEM POZABIJAĆ – po tych słowach wycelował w Hernana swoje działo.







KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 31-01-2016 o 20:36.
Turin Turambar jest offline