Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2016, 15:06   #1
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
[Old WOD] Jaki tu spokój... "Girl Power"




JAKI TU SPOKÓJ... GIRL POWER

Prolog: OCHOTNICZKI





Polska Stacja Polarna im. Arctowskiego, Wyspa Króla Jerzego, Anktarktyka, popołudnie 8 listopada
Czasem wystarczy jedna pochopnie przekazana informacja, aby ruszyć lawinę jaka pochłania tego, kto nieopatrznie jej użył.
Paweł Karolak wpatrywał się w telefon satelitarny wciąż nie mogąc podjąć decyzji.
”Twoi wrócili do miasta” - grało mu w głowie od kiedy tylko to usłyszał.
Parę lat ukrywania się w Warszawie, od ponad roku siedzenie w miejscu o którym nie można było powiedzieć, że wrony tu zawracają.
Tu nie było nawet wron.
Pogodził się z myślą, że nigdy już nie wróci do miejsca gdzie się urodził i wychował. Pogodził się z myślą, że póki będzie mógł opuścić rejon gdzie nawet w lato panowały temperatury bliskie zeru, minie jeszcze trochę czasu.
Jedno zdanie dało mu nadzieję.
Gówno tam.
Przecież tak naprawdę nigdy się nie pogodził.

Przez chwilę zastanawiał się do kogo zadzwonić by nawiązać kontakt, aby wrócić do gry by znów walczyć. By zakończyć chybotliwy sojusz z wrogiem. Z czymś czym gardził, kimś kto był wynaturzeniem, komórką rakową na ciele ziemi lub społeczeństwa, zależy jak patrzeć.
Nawet jeżeli ocaliła mu życie, nienawidził jej i jej podobnych, współpracował głównie dlatego, że wiedział iż często działa ona przeciw swoim, to dawało mu moralne ukojenie sumienia. I był honorowy, miał u niej dług. Ale przecież są rzeczy ważniejsze, powinność na przykład. W Warszawie cała siatka została rozbita. On był ostatni, dorwali nawet Wieszczyckiego.
Do kogo miał dzwonić?
Sojusznicy pomagający rozpracować im te wynaturzenia dziesięć lat temu?
Do nowych “swoich” w mieście nie miał kontaktu, musiał zaryzykować. Przecież skoro pomagali wtedy - zapewne z nową grupą również współpracują.
Miał dwa telefony, wybrał na chybił trafił.

Wybrał źle.
Wszak sojusze się zmieniają.


* * *


Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, pl. Defilad, późny wieczór 8 listopada
Mężczyzna w mycce na głowie odebrał telefon z lekkim zaskoczeniem.
Nie dzwonili, kontaktowali się rzadko raczej przez tego irytującego gnoja jaki prowadził prywatną wojenkę z Ernestem.
- Halo? - odezwał się z zaciekawieniem.
- Dostałem właśnie telefon od Karolaka, stara się nawiązać kontakt z…
- SŁUCHAM? - głos mężczyzny był przepełniony zaskoczeniem.
- Widocznie nie wie o pewnych niuansach. Pewnych Zmianach w mieście.
- Przecież on NIE żyje.
- Widocznie zmartwychwstał pijawko, raz na prawie dwa tysiące lat może się zdarzyć, nie? - Głos w komórce był przepełniony cynizmem.
- Skąd dz… - mężczyzna w mycce nie skończył bo nie było sensu. Rozmówca rozłączył się.


* * *

Dom Klary, Józefów, ul. Zaciszna, noc 9 listopada
Minęły trzy dni, wypełniane od czasu do czasu rozmowami w których obie starały się wyczuwać nawzajem. Nie padały żadne pytania wprost, Klara podsuwała pewne tematy z których obie mogły odczytywać co skrywają w swoich głowach. Dla kruczowłosej było to bardziej interesujące. Coś jak polowanie i odkrywanie wiedzy o tym co kryje się w Lulu zamiast otrzymywania jasnych jednoznacznych odpowiedzi. Była tu górą, dysponowała o wiele lepszym zmysłem obserwacji emocji i empatią niż różowowłosa dziewczyna.
Ale Lulu też swoje z tego wynosiła.
Również z obserwacji zachowań z pozoru niewytłumaczalnych jakie Klara lekko niechętnie ale już bardziej wprost wyjaśniała dziewczynie.

Jak nadzwyczaj ciężki światłowstręt nabyty jeszcze w dzieciństwie objawiający się ciężką migreną, łzawieniem oczu wystawionych na światło słoneczne, oraz ogólnym stanem przy którym okres to przedszkole.
Jak wspomnienia dzieciństwa gdy pijany ojciec wracający w nocy do domu Klarę bił i… robił inne rzeczy, przez co kruczowłosa do dziś zamyka się w swoim pokoju na klucz, na dnie jakie przesypia po nocnej pracy i innych, przyjemniejszych zajęciach realizowanych na mieście gdy słońce nie gwałci jej oczu i samopoczucia. A sama świadomość iż ktoś kręci się po domu gdy śpi wzbudza w niej dyskomfort i alogiczną obawę.
Na to drugie potrzebowała czasu by przywyknąć do obecności kochanki.



Lulu nie naciskała, zresztą i tak dniami nadrabiała to co zaniedbała przez ostatnie dni permanentnej ucieczki. Uczelnia, ciężkie rozmowy z Danielem, sprawdzanie stanu Kajki jaki wywinął się śmierci dzięki Antoniemu odwożącego go do szpitala w ostatniej chwili. Zajęcie się sparaliżowanym dziadkiem chłopaka gdy ten leżał na intensywnej terapii i kontakt z jego rodzeństwem. Szukanie sobie jakiegoś zajęcia na boku by dorobić.
Nie widywały się bez przerwy nawet unikając tego.
Nie chciały się sobą znudzić, wciąż odnajdowały pokłady fascynacji sobą nawzajem.
Zaintrygowania spełnianego powolnym odkrywaniem siebie.
Klara obiecała Lulu, że następne polowanie odbędą razem, a może…
Z subtelnym uśmiechem rozmyślała o tym co by było gdyby zapolowały razem ale oddzielnie. Która pierwsza dopadnie…
Grażynka poczuła nawet podniecenie na te myśl. Dwie panie wilczek rywalizujące o to która dopadnie króliczka pierwsza.
Bo Lulu już nie była króliczkiem, chyba, że czasem w ustach kruczowłosej.
Zdecydowanie w innym sensie.
Tę noc znów spędziły na kafelkach łazienki i w łóżku.


* * *

Telefon zadzwonił gdy leżały obok siebie nagie na kanapie. Lulu drzemała, Klara rozmyślała od czasu do czasu gładząc udo dziewczyny.
Miała nad czym.
Dzwonek z tych rozmyślań ją wyrwał, a Grażynkę wybudził z płytkiego snu.
Leżąc obok doskonale słyszała obie strony.
W pierwszej chwili słysząc głos rozmówcy Klara chciała wyplątać się spod nogi dziewczyny by porozmawiać bez zagrożenia iż jakieś słowa Sebastiana poruszą lawinę, której nie da się zatrzymać, a na którą Lulu nie była jeszcze gotowa. Po dosłownie momencie uśmiechnęła się drapieżnie.
Ryzyko nakręcało ja, to było nawet ciekawe. Gotowa, czy nie gotowa, niech los zdecyduje.
- Pytałem: “Pamiętasz jak mi mówiłaś, że Karolaka nie udało się wziąć ŻYWCEM i niestety strzelił sobie w łeb zanim mu to uniemożliwiłaś?” - powtórzył głos w słuchawce.
- Mhm… - kruczowłosa odpowiedziała tyleż zdawkowo co leniwie. - Cieszę się, że mogłam wspomóc dotknięty demencją umysł. Czy coś jeszcze?
- Zasadniczo nic. Ale to CIEKAWE, że właśnie dzwonił do jednego kotka starając się nawiązać przez niego KONTAKT z zarazą jaka powróciła do miasta. Duchy nieczęsto używają telefonów KLARO.
Zawsze była blada, więc bardziej już nie mogła, tylko w kącikach oczu pojawiły się nutki strachu. Milczała.
- Pograłaś sobie ZE mną.
- Ja…
- Masz dwa dni, aby dostarczyć mi go w zębach. DWA dni i JEDNĄ noc.
- To niemożliwe - powiedziała wolno. Z pewnym napięciem.
- Nie zrozumieliśmy się. Albo dostanę SUKINSYNA jaki zabezpieczył serwery w pracowni WIESZCZYCKIEGO. Albo odbędą się łowy. Wiem jak je lubisz “króliczku”. Bo “WILCZKIEM” to ty w nich nie będziesz.
- Zlokalizowaliście...?
- Nie, Pawłowicz wciąż drepce w miejscu, SZUKA. Ale wpadł na obiecujący trop. Zresztą to nie TWOJA sprawa suko. Po dwóch dniach sam POSZUKAM Karolaka, nieśpiesznie, znajdę go, a jak nie jego to kogoś innego by mi się włamał do bazy danych tego martwego sukinsyna JEŻELI Pawłowicz da mi klucz. Dwa dni, są dla ciebie, daję CI szansę odpokutowania tego, że POLECIAŁAŚ ze mną w… - urwał.
- Nie jesteś moim “szefem”, nie jestem w twojej “firmie” - specyficznie zaakcentowała te dwa słowa by nie nazywać przy dziewczynie spraw po imieniu.
Wystarczyło, że ona sama była w bagnie po uszy.
Teraz ryzyko czy Lulu usłyszy czy nie usłyszy pewnych rzeczy już nie było motywem wesołego igrania z losem lub przeznaczeniem jak wydawało się wcześniej.
Za dwa dni różowowłosa mogła zostać sama z wiedzą jaka zabija gdy nikt jej nie uchroni.
- Nie samotny wilczku. ALE w “firmie” - zdecydował się przyjąć grę skojarzeń nie wiedząc skąd tak naprawdę się wzięła. - JEST parę osób które chętnie zapolują. Jak spuszczę ich ze smyczy. SMAKOWITY z ciebie kąsek. Dwa DNI.
Rozłączył się.
Klara patrzyła na telefon z wciąż tym samym nikłym przebłyskiem strachu w oczach.


* * *

Mieszkanie ojca Grażyny, Praga-Północ, ul. Jagiellońska, noc 11 listopada.
Lulu była po ciężkiej rozmowie z ojcem.
Rozmyślała nad tym co usłyszała i analizowała sytuację.
Z odrętwienia wyrwał ją dźwięk telefonu na numer jaki miał tylko Kajko, Daniel i…
- Cześć króliczku - odezwała się w słuchawce Klara gdy Lulu w końcu odebrała telefon. 1… 2...3…
- Hej - odezwała się.
- Możesz wyjść na chwilę? Zapukałabym… ale nie chcę niezręczności. Antoni. Nie w tym przypadku - powiedziała lekkim tonem jakby w innej sytuacji faktycznie nie sprawiało jej problemu pokazanie się mężczyźnie jakiemu zgwałciła mózg.
- Jasne - odparła po chwili analizy. Rozłączyła się i nie dala na siebie długo czekać, trzy minuty później wychodząc z domu.
Klara czekała na zewnątrz, szła powoli od teatru Baj widocznie rpzechadzając się ulica w ta i nazad. Gdy zrównała się z Lulu uśmiechnęła się lekko.
- Na ile wilczek może zaufać króliczkowi? - spytała, miała dość napięty wyraz twarzy, choć pod lekkim stresem wciąż miała ten sam stan.
“Co ma być to będzie”.
Jej króliczek wzruszył tylko ramionami. Odpowiedź wydawała się zbędna, Lulu raczej nie należała do tych co padną do stóp i będą wrzeszczeć “tak, tak ufaj mi ufaj będę wtedy na zawsze Twoja!”. Więc na wzruszeniu ramionami zaprzestała, czekając na ciąg dalszy.
- Masz ochotę na pewne polowanie? Na zwierzątko na jakie mało kto by się rzucił? - spytała Klara.
Grażynka na chwilę przymrużyła oczy przyglądając się kobiecie.
- Imię, nazwisko, numer telefonu, e-mail? - Rozłożyła ręce jakby w obronnym geście.
- Nie ma. Jest tylko komputer. - Oparła się lekko o ścianę budynku. - Którego zabezpieczenia robił… Mr. Antarktyda. - W jej oczach czaiły się wesołe iskierki, mimo przelotu stresu na twarzy jaki naprawdę ciężko było by znaleźć komuś, kto jej nie znał.
Lulu znalazła, choć znała (czy to dobre słowo?) ją zaledwie od kilku dni. Bardziej jednak niż przejmowanie się stresem na twarzy Klary poruszyło ją słowo “TYLKO komputer” jakby komputer to było zupełne przeciwieństwo słowa TYLKO. Gdy usłyszała o Mr. Antarktydzie… lekko się skrzywiła. Pieprzony Mr. który w jej mniemaniu nie mógł przecież siedzieć na Antarktydzie, a wszystko wskazywało na to, albo na to że był mega dobry, a Lulu go nie rozgryzła.
- Brzmi interesująco.
- Jest jedno miejsce gdzie jest komputer, serwer… cokolwiek - Klara potwierdziła brak swej wiedzy na temat komputerów jaki Lulu zauważyła już przez kamerę na Namysłowskiej.
- Mr. Antarktyda to genialny programista, zabezpieczył coś, po czym uciekł. Pomogłam mu Lulu. Służył za to mi, to z nim bawiłaś się w ciuciubabke. - Przekrzywiła lekko głowę patrząc na reakcje dziewczyny. Była lekko zaskoczona w momencie kiedy Klara powiedziała, że w czymś mu pomogła. Reszta nie była dla niej zaskoczeniem. Po za jednym…
- To dlaczego nie poprosisz go, by go odbezpieczył? - To wydawało się oczywiste.
- Bo on tego nie zrobi zdalnie. To raz. Dwa, że… cóż, to skomplikowane trochę, ale przestaliśmy się dogadywać. Wybrał inną ścieżkę. - wzruszyła ramionami. Grażynka patrzyła na nią lekko rozbawionym wzrokiem, ale Klara wiedziała już, choć znała (czy to dobre słowo?) ją zaledwie kilka dni, że Lulu analizuje, mocno analizuje. Przez chwilę mogła nawet pomyśleć, że analizuje ją samą?
- Zobaczmy, czy jestem tak dobra jak on. Gdzie jest ten komputer?
- W jednym dość ciężko ukrytym miejscu. Wierzysz w duchy?
Lulu uniosła lekko brwi.
- Wierzę w Świętego Mikołaja, ale nie wiem czemu zawsze zapomina zostawić mi prezent. Chyba jestem niegrzeczną dziewczynką.
- Mhm… jeżeli chcesz to będziesz mogła zweryfikować. Bo to duch powie gdzie jest serwer - uśmiechnęła się ładnie zapalając papierosa jakiego wsadziła w fifkę. Inaczej nie paliła. Grażynka pokiwała tylko głową na boki. Spojrzała na Klarę wzrokiem mówiącym “nie żartuj sobie”, po czym sama odpaliła papierosa.
- W każdym razie, muszę wziąć swój sprzęt.
Klara roześmiała się i strząsnęła te odrobinę popiołu jaka pojawiła się po zaledwie jednym zaciągnięciu.
- Nie będę cię przekonywać. Jedynie przestrzegam byś wiedziała i nie była zanadto zaskoczona. Z tego co wiem… - zamyśliła się. - Będzie tam ktoś kto widzi duchy, duch ma wskazać miejsce gdzie jest serwer, czy komputer. Ten jest zabezpieczony... Brzmi wystarczająco szalenie? Co by powiedział króliczek patrzący w kamery, gdyby ktoś mu powiedział, że następne trzy dni będzie uciekał? To samo co na “duchy”? - w oczach miała wesołe iskierki.
- No cóż. Tak czy inaczej, takie zjawiska da się logicznie wytłumaczyć. - Wzruszyła lekko ramionami. Porównanie brzmiało przekonująco, ale chyba nie chciała drążyć tematu duchów. - Bardziej interesują mnie zabezpieczenia. Dawno je robił?
- Z dziesięć lat temu.
Zrobiła duże oczy.
- Ooookej…
Klara wyglądała jakby nie zrozumiała reakcji dziewczyny. Zmrużyła oczy. Polowała, na odpowiedź. Lulu zastanawiała się przez chwilę… znów analizowała.
- Idziemy teraz? - zapytała wyrwana z zamyślenia i nieświadoma tego wskazała palcem mieszkanie ojca… w końcu miała zabrać rzeczy jakby co. - Chyba wiem, co jeszcze w takim razie się przyda… hmmm…
- Lulu - powiedziała miękko obejmując dziewczynę za ramię i ruszając, by prowadzić ją przed siebie, bez specjalnego celu. - Nie znam się na tym, są rzeczy w jakich nigdy nie dościgniesz mnie, są rzeczy w jakich nie tylko nie chcę… ale nie mam szans by doścignąć ciebie. Mr Anktarktyda zabezpieczył bazę danych, ale tylko profilując coś… co... - urwała nie wiedząc jak to określić. - Co być może jest poza twoim zasięgiem, nawet pisane w tych waszych śmiesznych programikach dziesięć lat temu.
Urwała odrzucając niedopałek z fifki.
- Ale ja czuję, króliczku, że będziesz takim wilczkiem jaki sobie z tym poradzi. Jednak - odwróciła Lulu ku sobie - nie traktuj tego jak spacer tylko dlatego, że u was 10 lat to dwie generacje czegoś tam. Możesz zginąć. Nie chcę tego.

Lulu przed chwilą miała jeszcze w głowię analizę zabezpieczeń jakie ktokolwiek mógł stosować DZIESIĘĆ LAT TEMU no i nadchodzącą dobrą zabawę teraz jakby wyrwana z kontekstu… nie rozumiała i była zdziwiona. Dlaczego miała by zginąć przez jakąś starą bazę danych?
- Klara… - starała się brzmieć poważnie, niezrozumienie i zdziwienie zastąpił wyraz analizowania… przypomniała coś sobie - w takim razie nie prosiłabyś, gdybyś nie musiała.
Kruczowłosa przez chwilę coś ważyła w głowie.
- Nie muszę Lulu. Ja NIC nie muszę. Ja nie chcę umrzeć.
- I co mam Ci powiedzieć? Nikt nie chce umierać.
- Pójdziesz?
- Pójdę. A jak już będę miała przed sobą ten komputer… sama wiesz. - Uśmiechnęła się lekko próbując rozładować napięcie.
Klara roześmiała się głośno, drapieżnie. Jakaś para idąca drugą stroną ulicy głębiej schowała swe głowy w kurtki i przyspieszyła kroku.
- Ktoś, ktoś potężny. Chce te dane co są na tym komputerze. Chce mocno. Bardzo mocno. - zbliżyła się do Grażynki twarzą w twarz. Mimo bliskości ust kruczowłosej Lulu nie czuła oddechu wydychanego na swej twarzy.
Klara pocałowała ją.
- Może trzeba będzie troszkę pouciekać - zadumała się jakby to była dla niej pierwszyzna. - Może kogoś pogonić. - wzruszyła lekko ramionami. - Jak wyciągniesz kochanie te dane, to kaliber polowania na sukinsynów będzie porównywalny do safari na T-Rexa, tylko że my będziemy trzymać w łapkach miniguny.
Lulu nie odpowiedziała, zamiast tego objęła Klarę, prawą dłonią przytrzymując ją za szyją i przyciągając jej twarz jeszcze raz do siebie, by znów pocałować.
Klara nie uważała za zasadne nic dodawać, przez chwile całowała Lulu budząc tym niesmak kolejnej pary idącej Jagiellońską. Gdy oderwały się od siebie Klara poprawiła skórzaną obcisłą kurtkę.
- Zostajesz? - spytała wskazując nieznacznie głowa na budynek.
- Tylko jeśli będę musiała. - Odpowiedziała jej z łobuzerskim uśmiechem.
- Noc jeszcze młoda - powiedziała kruczowłosa, choć było już koło drugiej. - Zabawmy się.
Pociągnęła Lulu w kierunku Parku Praskiego i dalej w kierunku Wisły, zaś dziewczyna nie protestowała. Gdzieś jeszcze przez chwilę mogło wydać się Klarze, że znów coś analizowała, myśli te jednak szybko musiała zastąpić myślą o nadchodzącym miło spędzonym czasie.




* * *

Na Jagiellońską wróciły z pół godziny przed świtem.
Noc zaiste była… ciekawa.
Klara spojrzała na Grażynkę spod zmrużonych powiek i raz jeszcze pocałowała ją.
- Gdyby ktoś powiedział mi to kilka dni temu… - potrząsnęła lekko głową nie tracąc uśmiechu. - 16:30. Pod wyjściem z sali kongresowej z pałacu kultury. - W oczach Grażynki pojawił się krótki błysk na wzmiankę o Pałacu Kultury - Będzie trochę ludzi jak znam tego typa. Powiesz temu, który wyda ci się największym skurwysynem, że jesteś ode mnie. Śmiesznie by było, gdybyś tak właśnie go nazwała, nic Ci nie zrobi bo skurwiel nie może. - wyglądała jakby sama chciała tak go przywitać. - Będę tam króliczku przez cały czas. Jak będę mogła to cie ochronię. - powiedziała pieszcząc dłonią jej szyję i odeszła. Przez ten cały czas w oczach miała lekkie ogniki jakie wtedy gdy goniła Lulu.

Powierzyła swe (nie)życie dziewczynie i napawało ją to humorem.
Ryzyko.
"Co jutro przyniesie los".
I tak nie miała już wyboru.

Grażynka przyglądała się jak odchodzi.
Gdy zniknęła, była już zbyt zmęczona by analizować…
Poszła spać.


* * *

Pod urzędem skarbowym, Praga-Północ, ul. Jagiellońska, przed świtem 11 listopada.
Klara wybrała numer i oczekiwała na głos gnoja, którego najchętniej by…
- Już? SZYBKO. Miałaś czas do wieczora. - Sebastian nie zdradzał żadnych emocji.
- Karolak jest poza moim zasięgiem, przynajmniej w skali kilku dni. Dorwanie go to robota na dłużej - powiedziała.
- Tedy nie powiem AU REVOIR króliczku, bo się już nie zobaczymy.
- Poczekaj chwilę. Karolaka potrzebujesz do wydostania danych z komputera, bo on zabezpieczał profilując system osłony - powiedziała szybko. - Dam ci na jutro kogoś kto będzie potrafił to złamać,a Karolaka na deser wystawię ci na później. Będziesz miał to czego pragniesz.
- Interesujące. TWÓJ haker da sobie radę.
- Da.
- Jesteś pewna?
- Tak - Nie była. Choć wierzyła w dziewczynę.
- DOBRZE.
- Ale chcę obietnicy.
- Słucham? Ty CZEGOŚ jeszcze chcesz? - w głosie miał autentyczne zdziwienie.
- Nie należę do was, nie uznaję twej władzy, nie potrzebuję pozwoleń. Chcę jednak jawnej deklaracji że akceptujesz iż uczynię z niej swe dziecko.
- JĄ?
Milczała.
- Cóż, CHYBA rozumiem - podjął Sebastian. - Interesujące… Możemy na to pójść, pod pewnym warunkiem. W noc pójdą wieści, że PROSIŁAŚ mnie o zgodę, ja łaskawie ją DAŁEM. Rozumiemy się?
- Nie będę ci służ…
- Wiem Klaro wiem, ale UKORZYSZ się przynajmniej ten jeden raz.
Milczała.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Zell : 24-02-2016 o 16:50.
Leoncoeur jest offline