Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2016, 22:36   #17
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Od kiedy “Apaszka” zaczęła wpatrywać się w miejsce za ich plecami, Alice nie potrafił się opanowac przed odwracaniem co jakiś czas i spoglądaniem w to miejsce jak i w inne ciemne kąty pomieszczenia. Gdzieś tam mógł czaić się ktoś o twarzy Malcolma.
“Artemis” chłonęła całość wystroju i oceniała poszczególne osoby znajdujące się w środku wielkiej sali. Całość zgrzytała w jej duszy: muzyka vs. nowoczesny wystrój zupełnie jej nie leżały. Zacisnęła lekko usta. Potoczyła spojrzeniem po zebranych już wewnątrz nieumarłych. Jej wzrok zatrzymał się na dłużej na nastolatku. Zdziwiła się lekko. Maskarada nie patrzyła mile na przemianę dzieci. No chyba, że ten został przemieniony dawno... Cóż w takim razie “Justin Bieber” - jak nazwała go od razu w duchu - robiłby w Portsmouth? Poza tym… porównała również obecnych z Samuelem. Żadno nie robiło na niej takiego wrażenia jak stary Gangrel, przed którym czuła automatyczny szacunek. Coś było w jego oczach, co wymuszało takie uczucia.
“I to powitanie…” - przez chwilę dumała, czy zbyt długo przebywała z Samuelem, bo pretensjonalność całości zaczynała ją bawić.
“Czy można zostać Gangrelem przez osmozę?”
- Witam. - stwierdziła krótko - Szczęśliwego Nowego Roku. - dorzuciła jak wisienkę na tort.
Czy ona się właśnie znalazła w… Nie, nie może być. To zbyt piękne aby było prawdziwe… Podekscytowana wampirzyca, rozglądała się ciekawsko po pomieszczeniu, nie mogąc ustać spokojnie w miejscu. Obrazy, kanapy, stoliki, podłoga, kwiatki, sufit, światła, muzyka, bar i ludzie… a raczej inni Kainici, wyglądali jakby tylko czekali na okrzyk reżysera: „Kamera! Akcja!”. Każda mikro komóreczka jej ciała krzyczała: BOLLYWOOD! KOCHANA JESTEŚ W FILMIE!
Miotając się w podekscytowaniu, Mohini szybko zapomniała o przysłowiowym bożym świecie, o towarzyszach, którzy razem z nią weszli do nowego świata oraz o tych, co już do niego należeli i czekali na okazanie im należytego szacunku. Problem w tym, że roślinka w doniczce była zbyt kusząca, musiała sprawdzić czy była prawdziwa. Kanapy wydawały się nieziemsko wygodne… musiała paść na jedną wypróbowując jej miękkość. Kobieta na zdjęciu była zbyt śliczna, jej skóra zbyt jasna i czysta. Modelka na pewno należała do arystokracji, z pewnością urodziła się wspaniałą Maharani.
„Ach… niektórzy mają szczęście i nie rodzą się po to by być deptanym lecz by deptać…” pomyślała pół filozoficznie ravnoska, gładząc się po policzkach z dziwnie smutną miną. Odrywając wzrok, ciemnych oczu, od bijącego bielą zdjęcia, Patelówna rozejrzała się bezwiednie po pomieszczaniu i ze zdziwieniem stwierdziła, że nie jest w nim sama. Zaraz…
- Eep! - wystraszona pisnęła, zakrywając usta dłonią - Arararara co robić, co robić, Mohini coś ty zrobiłaaa - ganiąc się, niczym nieposłuszne dziecko, złożyła zawstydzona dłonie jak do modlitwy. - N-namaśkar…! - przywitała się na tyle głośno by wszyscy ją usłyszeli, jednocześnie zamykając oczy w nadziei, że skoro ona ich nie widzi…. to oni jej.
Artemis kończyła mówić, gdy zauważyła zachowanie kobiety w sari. Ciężko było je przeoczyć. Zdecydowanie Ravnoska przykuła jej uwagę. Widząc jej poczynania przez chwilę zastanawiała się jak blisko Ravnosom do Malkavian chociaż przyznać musiała, że “Człowiek od Rybki” zachowywał się bardziej przewidywalnie od “Panny Brzękotki”. Zerknęła na witających ich wampirów i z powrotem na Ravnoskę i swoich tymczasowych towarzyszy jakby sprawdzając ich reakcję. Jej mina mówiła wyraźnie “ja tej pani nie znam”.
Alice uśmiechnął się lekko do Artemis widząc jej reakcję na zachowanie śniadej kobiety.
Wampirzyca odzwajemniła lekki, pobłażliwy uśmiech.
Gdy Mohini zwracała na siebie uwagę, Malkavian uważnie i niedyskretnie wpatrywał się w biżuterię rezydentów elizjum. Łancuszki, spinki, broszki, nic nie ukryło się przed paranoicznym i badawczym wzrokiem młodego wampira.
Szukał szczegółów .
Musieli się czymś zdradzić, wysypywali się zwykle właśnie na szczegółach.
Odwrócił się i znów zlustrował przestrzeń za sobą.
Czysto.
- Panie, Panowie? - Zaczął by oderwać uwagę od zawstydzonej Ravnoski - Nazywam się McGee. Alice McGee, miło państwa poznać. - Zbliżył się do “Azji” wyciągając dłoń w sposób jaki sugerował chęć ucałowania podanej mu ręki, po czym ruszył dalej, do “Apaszki”, “Koszulnika”...
- Wszystkich w rączki całuj - zakpił Deryl.
… “Okularka i “Gnojka”.
Trzem ostatnim po prostu uścisnął dłoń.
Obejrzał się znowu czujnym wzrokiem.
Nieznajome wampiry obserwowały nowoprzybyłych to z ciekawością jedni, to spokojnie drudzy, a jedyną osobą znużoną tym wydawał się być chłopak.
- Jestem Norman Creighton. - przedstawił się mężczyzna z nienagannie ułożoną koszulą - Usiądźcie, usiądźcie, zakładam, że Książę niedługo do nas dołączy. Proszę nam wybaczyć, jesteśmy zaskoczeni, choć mile, nowym towarzystwem, o którego obecności nie wiedzieliśmy do dzisiaj.
Kobieta z apaszką, która obserwowała coś, co miało znajdować się za wampirami, w końcu uśmiechnęła się jakby sama do siebie, chociaż chwilę wcześniej zainteresowani nie zauważyli nikogo.
- A kimże jest wasz towarzysz, który tak nieśmiale zagląda do sali?
Kiedy młode wampiry odwróciły głowy w tamtą stronę zobaczyły nikogo innego jak Iana, stojącego na wpół na korytarzu.
- Artemis Royo - skinęła głową Normanowi - a ten mężczyzna to Ian Stilwell. Pozostał by porozmawiać z księciem. - skinęła Ianowi paluszkiem by wszedł z lekko złośliwym uśmiechem.
Lekko zdezorientowana Mohini, usiadła tam gdzie stała. Na szczęście pod sobą miała kanapę, także nie wyrżnęła tyłkiem o podłogę. Jednakże, jakby porażona myślą własnego upadku, zerwała się na równe nogi rozglądając wokoło i upewniając się, że może ponownie spocząć.
Ściągając brwi w zmartwieniu i skupieniu, wbiła wzrok w stolik znajdujący się przed nią. Ravnoska tak bardzo starała się dobrze wypaść, wciąż nie czując się dostatecznie pewnie w zaistniałej sytuacji. Czy zaproszenie do tej sali, oznaczało, że może zostać w mieście? Czy to oznacza, że może poczuć się bezpiecznie? Z drugiej strony, zawsze sobie jakoś radziła i jeśli jutro każą jej pakować manatki i znikać z miasta to powinna się teraz wybawić za wsze czasy.
Ian po samotnej chwili podszedł do zgromadzenia umarłych na wezwanie Artemis z płaszczem przewieszonym przez rękę i resztką papierosa, który natychmiast dogasił w pierwszej zastanej popielniczce.
- Dobry wieczór wszystkim w ostatnim dniu roku. Mam nadzieję że był udany. - mówił już ze spokojem, z jakim spotkali go pierwszy raz ale widać było w spojrzeniu - chciał ustalić, czy jego… stan rodzinny został przekazany gospodarzom.
- Wszystko z nią w porządku? - zapytał Artemis, skinąwszy w stronę Mohini.
- Raczej tak… - Artemis odpowiedziała niepewnie. - Myślę, że to po prostu radość? Chyba… - uśmiechnęła się uprzejmie, przyglądając się Ianowi. - A z panem?
Brook westchnął. Szczerze, jeżeli ta zbieranina obdarzała ich łaską rozmów ze względu na zaprosiny księcia, to wątpił, aby oni byli warci odwzajemnienia tej łaski. Przypomniał sobie jednak, ze to co się dzieje w Elizjum często też roznosi się na reszte domeny, a podejrzewał, ze każde z nich byłoby w stanie zrujnować mu nie-życie do końca jego trwania. Uśmiechnął się więc i skinął każdemu z nowo przybyłych.
- Witam, witam. Mówcie mi Brook. Więc, w czym możemy wam pomóc?
- Och, czy wszystko musi się sprowadzać do interesów? - odparła z uśmiechem kobieta o azjatyckiej urodzie, po czym skinęła głową przedstawiając się - Noelle Odell. Jesteście gośćmi tak jak i my nimi jesteśmy i chyba nie ma nic złego w naszej ciekawości? Przyjmijcie, proszę, nasze zaproszenie do wspólnej rozmowy. Będzie nam niezmiernie miło poznać mieszkańców Portsmouth. - spojrzała z czystą ciekawością na Mohini, ale nie komentowała jej zachowania.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline