Zagrożenie chwilowo znikło, a razem z nim znikł entuzjazm Gunthera, który raczył wyrazić swoją dezaprobatę głośnym sarkaniem. Jak widać strażnikowi z rana nie wolno nawet porządnej bitki uświadczyć, jakby tego było mało przywałęsali się do nich ranni, których przyjdzie im transportować z powrotem do Weiler, a jeden z nich miał nawet zostać ich kompanem. Chuchro było z niego jak kogucia pięta, a sądząc po układnych słówkach i ogólnej grzeczności ostatni raz bitkę widział chyba na obrazku.
Dzień zapowiadał się cudownie.
- Gdzie ja cie posiałem... A! Jesteś skurczybyku. - osiłek złapał niedopity kufelek i opróżnił go jednym haustem.
- Jak coś się zacznie dziać to mnie wołajcie. Ale następnym razem to już dam komuś w ryja, nawet jeśli sobie wybitnie nie zasłużył, więc nie wołajcie po próżnicy. |