Hans ja tylko spostrzegł ruch, tak szybko zszedł z budynku. Nie miał zamiaru dać po sobie poznać, że przyczaił potencjalne zagrożenie. Gdyby dostrzegł go wcześniej to poczęstowałby grotem, a tak było za późno. Szanse na to, że było to dziecko, lub miejscowy były tak nikłe, że wręcz nieprawdopodobne. Nie mniej, miał swego rodzaju pewność. Grasanci w istocie byli zawodowcami.
Udał się więc do wnętrza zajazdu, podszedł do kieski i powiedział co wiedział cichcem. - Jest czujka na pobliskim wzniesieniu na drzewie jakieś trzysta stóp od nas. Niedaleko, ale nie da się strącić gada, bo siedzi w koronie. - uśmiechnął się przy tym półgębkiem - Zrobimy tak, ruszamy w odwrotną stronę, a nie do Weiler. Po godzinie szybkiej jazdy skręcamy w las, a ja zacieram ślady by nie wiedzieli w którą stronę się udaliśmy. Potem godzina w głąb głuszy i droga na miasto. Będzie brudno, będzie niebezpiecznie, można się zgubić, ale i tak lepsze to niż otwarta walka nie na naszych warunkach. Weźmy zapasy żarła i wody na tydzień na łeb i w drogę. Resztę wtajemniczymy w plan jak już zawędrujemy w głusz, coby nas przypadkiem nie wydali. To jedyny plan jeśli chcemy uniknąć pewnej zasadzki.
To była prawda. Nic innego nie przychodziło mu do głowy, a tak mieli jakieś szanse na przetrwanie. Podróż tylko za dnia, nieśpieszna i ostrożna. Brak czasu na sidła i polowanie, coby mógł się w pełni skupić na nawigacji. Nieprzyjazny i niegościnny teren z ryzykiem zielonych, których jak Sigmar da nie będzie, bo wycofały się w góry po porażce, szanse na zwierzoludzi, całkiem zresztą realne, oraz agresywną zwierzynę. W elfy nie wierzył, bo to bajki, a jak da radę to ewentualny pościg bandycki zgubi się w lesie starając się ich namierzyć. W skrócie? Byli całkiem bezpieczni. Nie, żeby był nowy w dziczy, to był jego żywioł, a nie jakieś tam trakty czy drogi...
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 04-02-2016 o 16:48.
Powód: literówka
|