Cass czekała na Abi i jej wyciągnięcie truchła bliżej. Ciemne oczka wierciły dwie dziury w pajęczycy. Czekała i czekała i czeka..... „a kuźwa z tym”... - straciła cierpliwość i otrząsnęła się machając chudymi ramionkami. - Nooooo dobra. Przyszliśmy, postaliśmy jak banda debili, posikaliśmy siatkę, jest gites. Jak macie ochotę dalej wpatrywać się w Umbrę i rozkminiać „ezoteryczną głębię”, brak batoników oraz inne, to ja spadam.
Złapała Chrisa za rękę i pociągnęła z czymś co wedle jej mniemania oznaczało „siłę wodospadu”. - Idziemy, sierściuchu – mruknęła - załatwimy następny punkt programu, bo zaczynam się tu starzeć....
Pociągnęła zdziwionego kotołaka, by odejść spod Instytutu i ruszyć się za przygotowaniami do imprezy. - Jak tam ta oda ci idzie, co? Masz już jakiś zaczątek? Bo ja chętnie posłucham... - dało się słyszeć na odchodnym, gdy Cass podskakując z nogi na nogę odciągała kotołaka szukając odpowiedniego miejsca na ponowne przejście do reala. |