07-02-2016, 17:39
|
#47 |
| Horror. Prawdziwa kwintesencja strachu, szoku i poczucia zagrożenia dobywała się z głębi ciemnego lasu. Bruce oddychał głęboko, przyciskając do siebie oszołomioną całym zajściem Arisę. Musiał się uspokoić. Zacząć myśleć rozsądnie. Adrenalina która wzbierała w nim w tej chwili, mogła być przydatna w konieczności natychmiastowego działania, jednak teraz musieli zdecydować co należy zrobić. Jeżeli wszystko to co miało miejsce, nie było dobrze zaplanowanym żartem, to błędna decyzja mogłaby kosztować ich życie. A Bruce nie był odpowiedzialny tylko za siebie.
- Arisa, spokojnie. Jestem tu. Spokojnie - mówił, starając się przybrać uspokajający ton.
Do jego uszu dochodziły przeróżne dźwięki i pomysły pozostałych członków wyprawy. Nagle wszyscy zaczęli odgrywać bohaterów, chcąc uratować Mounta, mimo, że jeszcze chwilę wcześniej wrzask przerażenia i ucieczka stanowiły jedyne czynności, na które ich było stać. Ta bestia wciąż tam mogła być. Bruce mógł wyjść na osobę bezduszną, czy nawet na tchórza, ale nie pałał w tej chwili taką chęcią pomocy przewodnikowi, mimo dużej sympatii do niego. Wszyscy uważali, że on jest najważniejszy, ale w chwili gdy sami byli zagrożeni, nikt nie oglądał się tak naprawdę na nikogo. On jednak miał ze sobą dwie najważniejsze osoby w swoim życiu i nie mógł pozwolić by im się coś stało.
Ciągle obejmując Arisę jedną ręką, drugą uchwycił dłoń Ange, która już miała zamiar ruszyć z pozostałymi. Spojrzał na nią stanowczo. Nie miał zamiaru pozwolić jej wystawić się na niepotrzebne ryzyko.
- Nie. Bear ma rację. To coś, tam może jeszcze być i się na nas czaić. To nie jest normalne. Nie słyszycie tych głosów? Narażanie się i bezmyślność są nam teraz najmniej potrzebne. Ogień odstraszy to coś. Rozpalmy wszyscy ognisko, zróbmy pochodnię i dopiero wtedy chodźmy tam wszyscy razem - mówił, starając się zachować jak największy spokój, choć nie był w stanie ukryć szoku, który go trawił.
W pierwszej kolejności miał zamiar wraz z Arisą i Ange (którą koniec końców przekonał do zmiany planów) rozpalić na nowo ognisko. Przy odrobinie szczęścia, żar wciąż powinien się w nim tlić. Nie omieszkał również odszukać w międzyczasie wzrokiem dziwnego talizmanu z czaszki, który to wieczorem zostawił przy ognisku. Dopiero w drugiej kolejności miał zamiar ruszyć na pomoc Mountowi, trzymając dziewczyny blisko siebie.
W razie zagrożenia, na pierwszy plan stawiał bezpieczeństwo dziewczyny i siostry. Obiecał sobie, że doprowadzi jej do domu całe i zdrowe. |
| |