Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2016, 19:56   #19
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Soledad usiadła po prawej stronie Iana. Bardziej odruch niż wybór. Spojrzała na Normana i na Iana, ustępując temu ostatniemu pola do odpowiedzi z leciutkim, złośliwym uśmieszkiem.
- Amerykańskie kobiety… - rzucił do Normana, choć przez chwilę wpatrywał się w kieliszek vitae, której uprzejmym gestem odmówił. - Doprawdy, przybyłem z Londynu raptem na początku miesiąca. Ty zapewne znasz miasto od podszewki - spokojnie powiedział Ian.
Sol przyjęła “krytykę” bez mrugnięcia okiem, choć nie widziała zbyt wielkiej logiki w wypowiedzi Iana. Czekała na odpowiedź Normana.
- Nie powiedziałbym. - odparł Norman - Jestem dość częstym gościem w Portsmouth, ale nie rezydentem tego miasta.
- Doprawdy. - zdawkowo dawny stróż prawa zachęcił starszego wampira by mówił dalej.
Sol również odwróciła spojrzenie od Iana na rozmówcę, zakładając nogę na nogę i poprawiając bluzeczkę, otrzepując ją z niewidzialnych pyłków.
- Mieszkam w Nottingham. - wyjaśnił Norman - A tutaj… Tutaj przybywam w gościnę, podobnie jak i część z nas, chociaż na przykład Serena jest już z Portsmouth.
Sol przysłuchiwała się z lekkim, uprzejmym uśmiechem wymianie zdań dwóch mężczyzn.
Mężczyzna spojrzał na milczącą Soledad i zapytał, kierując pytanie do niej:
- A skąd ty jesteś, droga pani?
- Delaware. - odpowiedziała krótko Sol. - I nie pani, Artemis. - przypomniała sobie.
- A jednak jesteś teraz tutaj, Artemis. Spory kawałek drogi, ja jednak przywiązany jestem do tego kontynentu.
- Przywiązywanie się do miejsca jest bezcelowe - mruknęła wampirzyca.
- Cóż, moja słabostka, cóż poradzić. - odparł ze smutkiem w głosie wampir - Na całe szczęście tutaj jest jeszcze tyle dla mnie do zobaczenia, że nie mogę narzekać na nudę.
Sol pomyślała:
“I dobrze, byle z dala ode mnie” - zaś na głos powiedziała starając się wydać nudną do bólu:
- To doskonale. - wolała wydać się nudziarą niż przyciągnąć zbyt wiele uwagi do siebie.
- ...wiele podróżujesz? - rzucił caitiff od niechcenia, nawet nie patrząc na nią a gdzieś w jej stronę.
- Tak… całkiem. - kiwnęła głową. - A Ty?
- Nie od pewnego… czasu. Dla większości z nas ciężko pogodzić to z trybem życia. - Ian przeniósł wzrok na “Artemis”, obojętnym spojrzeniem przyjął wyzwanie.
- Jak dajesz sobie radę?
- Jak widać nadal w jednym kawałku. A co tobie przeszkadza w podróżach najbardziej? Szukasz jak Norman jednego miejsca?
Rozmówca wzruszył ramionami.
- Nie lubię polegać na innych, a każdorazowa podróż do liczącego się miasta wymaga dopełnienia tradycji. Jestem wdzięczny Księciu… ale Ty musisz być zobowiązana wobec wielu.
- Zobowiązana? - zdziwiła się uprzejmie. - Nie do końca rozumiem.
- Jeśli długo i często podróżujesz, zdaje się że nieraz wiąże się to z uzyskaniem zgody na pobyt, i nie mam tu na myśli ambasady. - zasugerował.
- Nadal nie widzę tutaj miejsca na zobowiązanie. A zaledwie zadośćuczynienie akceptowalnym normom.
- Tylko o ile udzielający zgody są na tyle… otwarci na gości. Ale nie mam w tym doświadczenia, wiem tylko, że w Londynie bywało dość… ciasno. - uśmiechnął się krzywo.
- Brakuje Ci Londynu?
- Nieco. Brakuje Ci rodzinnego miasta? Nie powiedziałaś, skąd dokładnie jesteś.
- Nie brakuje mi rodzinnego miasta. Delaware City, ale to nie jest moje “rodzinne” miasto. - uśmiechnęła się lekko. - Urodziłeś się w Londynie?
- Nie. - odparł po prostu Ian.
Nie skomentowała więcej pozwalając tematowi zawisnąć w powietrzu.
- Więc - nie pozwalając by zaległa pauza, zaczął zmieniać temat - W Portsmouth również jesteś tylko przejazdem?
- Zapewne. Słyszałeś o moich powodach przyjazdu. Jakie są twoje? Możesz przypomnieć?
- Ja zostałem przeniesiony przez konstablat z Metropolitan Police. Ty przybyłaś na szkolenie…? - zaczął, zostawiając pytanie na niedoprecyzowaniu o jakie szkolenie może chodzić.
- Tak. - nie chwyciła przynęty.
- W czym nasi rodacy, twoi krewni będą cię szkolić? - dociekał z nonszalancją we wścibskości na jaką stać tylko funkcjonariuszy publicznych.
- A jaką funkcję będziesz dokładnie tu pełnić?
- Dowiem się, gdy komisarz generalny znajdzie dla mnie chwilę. Teraz ty. - rzucił do Artemis z uśmiechem, zerkając na Normana.
Norman natomiast cierpliwie przysłuchiwał się wymianie zdań między dwoma wampirami nie wcinając się w nią.
- Ja nie będę pełnić żadnej funkcji - odwzajemniła uśmiech, udając, że nie rozumie o co mu chodzi - chyba, że na wyraźne życzenie księcia. - wzruszyła ramionami. - A dlaczego zostałeś przeniesiony? - kontynuowała krzyżowy ogień pytań.
- Komisarz mi nie powiedział. Może mieć to coś wspólnego z latami doświadczenia. - przeniósł wzrok z powrotem z Normana na Artemis - Wybacz zbyt dociekliwe pytanie. Gdy pytałem o szkolenie, byłem po prostu zainteresowany czy to ma coś wspólnego z bezpieczeństwem… tak, czy informatyką? Tak jak opowiadałaś Księciu o swojej specjalności, czy może raczej chodzi o jakąś wewnątrzklanową, szczególną rzecz, coś o znaczeniu bardziej symbolicznym.
- Księciu mówiłam, że mogę pomóc z zabezpieczeniem i informatyką w zamian za udzielenie pozwolenia. Szkolenie czysto klanowa sprawa. I… pierwszy raz widzę policjanta, który prosi o wybaczenie za zadawane pytania. - uśmiechnęła się lekko kpiąco, ale z sympatią.
- Ostatecznie staramy się zachować maniery. - rzucił, po czym zerknął na kieliszki i karafkę z vitae.
- Za Nowy rok? - zaproponował drobny toast Artemis i Normanowi, sięgając po naczynie i jeszcze czyste naczynia.
Artemis kiwnęła głową, przyjęła kielich ale jedynie zamoczyła usta w karmazynowej cieczy. Dla towarzystwa i by wznieść toast.
- Za Nowy Rok.
 

Ostatnio edytowane przez -2- : 10-02-2016 o 20:05.
-2- jest offline