Baza w hangarze… no tak. Oczywiście na równie genialny pomysł mógł wpaść tylko facet. Przecież żadna kryjówka grup próbujących uchodzić za ważne i sprytne, nie mogła znajdować się w domku na tropikalnej wyspie, otoczonej jasno lazurowym morzem, z widokiem na lepsze czasy. Ciasne, klaustrofobiczne korytarze, monogamiczne towarzystwo, ascetyczne wyposażenie i dwa stopnie tajności od najbliższego, porządnego baru. Jeśli istniała bardziej dosadna definicja piekła, Mara nie potrafiła jej znaleźć… ale przynajmniej łaziła w miarę wolno i swobodnie, z głową wciąż tkwiącą na karku. Dodatkowe dziury i nadmiar stali w bebechach również ją ominął. Może jednak nie będzie aż tak źle.
- Zaklepuję. - mruknęła, gdy przechodzili obok kwater mieszkalnych. Ściągnęła z pleców kurtkę i rzuciła ją pod najbliższe drzwi. Ciekawiło ją, czy pokoje od wewnątrz wyłożono materacami i usunięto klamki. Pasowałoby jak znalazł do nastroju Cody. Że też zawsze musiała się w coś wpieprzyć. Kiwała głową, sklejając japę na resztę wycieczki krajoznawczej. Zakaz teleportacji, zakaz telepatii, zakaz wariowania i wsadzania nosa gdzie nie trzeba. Klarownie wytyczone ścieżki, po których mogli się suwać aż do czasu kalibracji systemów obronnych. Normalnie jak w domu… na samo wspomnienie poprzedniego życia poczuła suchość w ustach.
Browar. Potrzebowała browara. Albo flachy. Albo borygo, płynu do spryskiwaczy - czegokolwiek, co posiadało w swoim składzie alkohol. Z rekami skrzyżowanymi na piersi zamarudziła jeszcze chwilę w korytarzu, gardząc wszystkim co akurat nawinęło się pod osłonięte lustrzankami oczy. Nowa drużyna skautów rozchodziła się każdy do swoich zajęć, nikt kobiety nie zaczepiał. Może zadziałał roztaczany wokół urok jadowitej gadziny z pernamentym pms, a może mieli ją głęboko w dupie - obie opcje Mara w tej chwili zaliczała na plus.
Z zamysłem ogarnięcia czegoś do zalania pały, przetransportowała się do kantyny, stołówki, czy jak tam sie to tutaj nazywało. Trafiła akurat na koniec wypowiedzi znanego z Miami łysola.
- Czarnoziem… dendrofilia, te sprawy? Może jak wsadzimy cię w doniczkę i będziemy podlewać, wyrośnie ci trawa na tym łysym baniaku. - parsknęła, bez skrępowania wcinając sie w dyskusję jej nie dotyczącą. Obcięła go wzrokiem i przeniosła uwagę na wąsacza, robiącego chyba za ciecia-nadzorcę tudzież obozowego kapo - Druhu drużynowy, da się tu ogarnąć browara? I co z mundurkami, dostaniemy jakieś?