Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2016, 14:24   #9
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację



Atomowa Kwatera Dowodzenia (podziemia), Puszcza Kampinoska, okolice Lasków, wczesny wieczór, 11.11
Grażynka wahała się chwilę. Rozejrzała się po pomieszczeniu kierując wzrok na ścianę spowitą krwią, miejsce gdzie Alex widziała ducha wariata… i na samą słodko śpiącą w jej ramionach Alex. Wtedy dopiero postanowiła.
- Indi. Zaczekaj. - Lulu chciała iść z nią, ale pozostawienie Alex samej tak samo jak niesienie jej nie wchodziło w grę. Dlatego nadal siedziała nieruchomo na ziemi trzymając dziewczynkę. - Nie chcę żebyś szła sama, i nie chcę żebyś nas TU zostawiła same. - W pół szeptała, jakby mówienie normalnym głosem mogło przebudzić zmarłych, albo co gorsza zwrócić na nią ich uwagę.
- Zaraz wracam. To nasza jedyna szansa. Nie bój się i pamiętaj, że sama mówiłaś: “wszystko będzie ok”. - Amerykanka uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Pilnuj jej. Zaraz wracam - obiecała ponownie i podreptała za umykającymi szeptami Matyldy i Moniki.
- Uważaj na siebie. - Zdążyła usłyszeć nim odeszła. Mogła zobaczyć też kątem oka, jak Lulu objęła troskliwie jej córeczkę.

Snop światła wyłuskiwał z mroków ściany, śmieci, gruz, puste wnęki w których kiedyś miały być pancerne drzwi - to wszystko co widziały idąc w tę stronę. Indi zdała sobie sprawę, że ukryte i dobrze zamaskowane wejście w tym kompleksie byłoby naprawdę niesamowicie ciężkie do odnalezienia. Ale przecież wykonalne... jeżeli ktoś wiedział gdzie szukać. Być może nakładem czasu i środków, odpowiednich urządzeń? Z mściwą satysfakcją poczuła rozlewającą się w jej głowie myśl, że to ten sukinsyn zapewne wszystko spieprzył. Sebastianowi śpieszyło się, Ernest chciał wyrwać od Wieszczyckiego lokalizację natychmiast. I brutal-sadysta przedobrzył, od mężnego starca nie dostał nic, a wykreował koszmar, jaki zamknął do podziemi drogę każdemu komu Sebastian mógłby zaufać. Koszmar nazywający się kiedyś Matylda.
Czy próbowali? Pomimo to? Czy dorwała kogoś i zrobiła mu to co zaczęła robić z Lulu w tej wielkiej hali? Dziewczyna wzdrygnęła się. Nie czuła nigdzie odoru rozkładających się zwłok ale to o niczym nie świadczyło.

Ciche szepty naprowadzały ją, a czasem widziała dziecięcą sylwetkę prowadzącą ją wgłąb, gdy się wahała czy dobrze idzie. Zeszła w dół, schodami w niewielkim pomieszczeniu do jakiego z Grażynką nie zajrzały bo przegapiły je nie eksplorując obiektu zbyt mocno i skupiając się na dość szybko odkrytym korytarzu prowadzącym do podziemnej hali.
W dół, potem dalej w dół kolejnymi schodami. Gdzieniegdzie ściany były osmalone jakby szalał tu ogień, gdzieniegdzie na ścianach widziała graffiti, często składające się z pojedynczych polskich słów. Monika czekała w przestronnym pomieszczeniu przeznaczonym pierwotnie zapewne na pompownie i zbiornik wody, korytarz prowadził gdzieś dalej przecinany otworami, jak grodziami.



Matylda stała głębiej, w mroku, widać było tylko jej nierzeczywistą niematerialną sylwetkę. Amerykance ciarki przebiegły po plecach, wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że nie bała się duchów. Biedna dziewczyna z Piwnej, te dzieci bestialsko zamordowane przez tego zimnego skurwysyna. Płaczący szalony starzec. Zagubionym duchom należał się żal, zmiłowanie, nie strach. Ale niestety wiedziała, że starsza ze zmarłych dziewczynek jest bytem jaki z tym światem łączy tylko chęć mordu. Włoski Indi na karku stawały dęba pod wpływem samej podświadomości.

- Dziadek za tamtym otwolem icie w plawo, tam jest pokój w jakim mieskał i placował - odezwała się mniejsza z dziewczynek wskazując otwór, niby gródź na statku.
Indi zajrzała tam, lecz zobaczyła tylko ścianę, naparła, szukała czegoś... sama nie wiedziała czego.
Nic.
Twardy żelbeton nie poddawał się jej wysiłkom.
- Dziadek zawse psystaje psed tom scianom i coś mamrocze i siem żegna, jak w kościele. - Zmarła dziewczynka wskazała ścianę z jakiej wystawało kilka prętów i bloczki betonu.
- A nie wiesz co mamrocze? - spytała ostrożnie dziewczyna wciąż szukając wzrokiem starszej z sióstr czającej się w mroku.
- Pewnie modlitwe, klotka, barco klotka, kilka slow.
Indi zaklęła w duchu. Krótkich modlitw jest bez liku, a ona łaciny nie znała.
- Nie znasz ani jednego słówka? Nie pamiętasz? - zaczęła rozglądać się po “ścianie”.
- "In Nomine", jakoś tak siem zaczyna, kończyl na "Amen".


* * *

Indi wynurzyła się z mroku zaskakując Grażynkę.
Wróciła do Lulu po komórkę, dziękując temu kto załatwił tu internet. Gdy różowowłosa podała ją Amerykance, ta zaczęła wyszukiwać modlityw z In nomine. Znalazła dosłownie po chwili. Najprostsze co można było sobie wyobrazić.
"In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen"


* * *

Wróciła na dół i odbębniła ten sam rytuał, który powtarzał Wieszczycki. Czyli przeżegnała się po prostu jak chrześcijanka, a potem zaczęła oglądać ścianę szukając zapadek, przycisków. Obmacywała cegły/mur, próbowała ciągnąc za wystające ze ściany pręty lub je przekręcać. Same w sobie szpikulce wbite w żelbeton dawały się obracać, ale bardzo ciężko. Nie było ani jak takiego złapać wygodnie ani się zaprzeć ale ruch dookoła osi najwidoczniej był możliwy. Co ciekawe nie dawały się wyciągnąć, co widać po tym najbardziej na lewo (stojąc przodem do ściany), ktoś zapewne próbował go wyrwać, może na złom, ale nawet pomagając sobie blokiem betonu przytwierdzonym tymże prętem do ściany - najwidoczniej nie dał rady.
Spróbowała ułożyć szpile i bloki w jednej pozycji gdy odkryła, że obracanie blokiem pozwala łatwiej przekręcać prętami. Były do nich przytwierdzone. Ustawiła wszystkie równolegle i wlazła na gródź by sprawdzić, czy coś ze ścianą się stało.
Nic.

Indi zastanowiła się nad czymś patrząc na układ prętów i bloków.
In Nomine Patris, et Fili...
Sięgnęła ku najwyższemu z prętów przekręcając blok. "W imię ojca".
"I syna" - to samo uczyniła ze środkowym
"I Ducha..." zawahała się jakby nie wiedząc czy traktować układ tak jak patrzy, czy plecami do ściany, wybrała lewy.
"...Świętego" - prawy również poddał się choć ciężko wymuszonemu ruchowi.

Coś trzasnęło za grodzią.
Amerykanka rzuciła się by sprawdzić... lecz nie zobaczyła nic prócz tego co widziała wcześniej, odruchowo naparła na ścianę jeszcze raz... a ta powoli zaczęła ustępować.
Nie były to drzwi w ścianie jak w tanich filmach o podziemnych ukrytych przejściach, po prostu ruchoma była cała ściana, dlatego ktoś kto szukałby obrysu 'drzwi' nie miał szans osiągnąć sukcesu.
Ciemne pomieszczenie rozświetlił błysk latarki, stolik, komputer, biblioteczka z książkami, jakaś kanapa. Na podłodze jarzyło się światełko od rozgałęziacza, oraz drugie w jakimś stojącym obok urządzeniu. Świadczyło to o tym iż był tu prąd.

Indi odetchnęła z ulgą.
- Ty naprawdę chcesz go zabić - rozległo się obok, Amerykanka odruchowo odwróciła się i cofnęła. Matylda.
- Dziadek odszedł - dodała jakby to miało coś wyjaśnić.
- I sostałysmy same. - Dodał inny głosik, nierealny nierzeczywisty. - Nie chcemy być same.
Zjawa Matyldy rozwiała się w powietrzu.


* * *

- Lulu… - Amerykanka spojrzała na różowowłosą gdy wróciła po kwadransie od momentu w jakim sprawdzała coś na telefonie Lulu. - Musimy pogadać.
Grażynka skinęła głową w odpowiedzi.
- Dobrze - odparła. Tyle i nic więcej. Czekała aż Indi zacznie rozmowę, skoro najwidoczniej chciała ją zainicjować. Wyglądała na zmęczoną i trochę znudzoną. Wciąż troskliwie obejmowała śpiącą Alex i trochę jakby sama miała ochotę położyć się obok i zasnąć.
- Lulu, muszę dostać kopię danych - stwierdziła Amerykanka. - Zanim cię tam zaprowadzę, musisz przysiąc, że mi dasz kopię. Jedną. Jedna wystarczy.
Hakerka znów skinęła głową w odpowiedzi.
- Słyszałam co obiecałaś. Jeśli te dane mogą Ci pomóc dotrzymać obietnicy… - spojrzała na śpiącą Alex - … dostaniesz kopię. - Wróciła wzrokiem do Indi. - Obiecuję. - Nic nie wskazywało na to, że miałaby powody by kłamać.
- Dobrze. - Fashionistka jakoś nagle sflaczała - Wiem, że honor w dzisiejszym świecie to … kpina. Ale nie dla mnie. Liczę też, że nie dla Ciebie. - Schyliła się i uniosła córeczkę. - Chodźmy zatem.
Przyglądała się przez chwilę jak Indi unosi córeczkę. Gdy mała była już w objęciach matki, Lulu sama wstała, gotowa by podążyć za nią.
- Nie martw się. - Dodała tylko.
Grażynka powoli ożywiała się… w jej myśli wtargnęła wizja czekającego na nią komputera… o tak…
- Przestanę się martwić jak ten skurwiel zdechnie. - mruknęła jeszcze Indi.



 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline