- To miłe, że nie utrudnia mi pan pracy.- powiedział Gruszczyński, a na jego twarzy wykwitnął z trudem skrywany uśmiech. Uwielbiał mówić te słowa. W ogóle zabójstwo jako praca- czy to nie śmieszne? Jego śmieszyło od zawsze. Czasem nawet brzydziło, ale cóż- nie brzydziły go pieniądze, a sumki zarabiane po kolejnych zleceniach były naprawdę wielkie. Dzięki temu właśnie nie siedzi w domu emerytowanego policjanta, jedząc resztkami zębów kleistą ciecz, nazywaną tam zupą.
Przysunął krzesło, ciężkie i już od dawna nie modne krzesło z ciemnego dębu. Siadł na nim, poprawił płaszcz- ciągle źle układał się na plecach i powiedział: - Teraz opuszczę broń, ale każdy pański fałszywy ruch skieruje moją lufę w kierunku pańskiej głowy. Proszę pamiętać- opuścił pistolet, celował nim teraz w ziemię, pół metra od nóg "celu". - Dostałem na pana zlecenie. I to nie wiem od kogo. Tak, mam pana zabić.-przerwał, spojrzał beznamiętnym wzrokiem na Dębowskiego- Proszę nie histeryzować. Może pan, możesz przeżyć. Cała sprawa strasznie mi śmierdzi, i to właśnie dlatego chciałbym się dowiedzieć czemu... Jeżeli sprawa okaże się naprawdę brudna- pomogę panu. Jestem skurwysynem, ale mam zasady. Tak, skurwysyn z zasadami. To określenie pasowało do Radosława jak ulał. Wbił swoje oczy w Pawła. Chciał odpowiedzi, szczerej. Jeżeli skłamie- Gruszczyński to w końcu zauważy. A za to jest tylko jedna kara...
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |