Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2016, 23:40   #24
Paszczakor
 
Paszczakor's Avatar
 
Reputacja: 1 Paszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumnyPaszczakor ma z czego być dumny
- Okradli mnie. Pożyczam APS. Oddam jak tylko dorwę gnoja. Widziałeś coś w nocy?
Dima obudził się. Trochę dziwnie się czuł. Wiedział, że niepowinien przegryzać bimbru, a zjedzenie glisty było największą głupotą, jaką mógł zrobić. Przecież nigdy tego gówna nie jadł. Co go podkusiło? Stara zasada sawor-vivru mówi: Po samogonie należy powąchać chlebek (powąchać – nie zjadać). Jako że w metrze o niego ciężko używał kawałka wędzonki. Leżał chwilę nieotwierając oczu. Usiłował zebrać myśli, no i czekał kiedy Emil już sobie pójdzie. Powoli przypominał sobie wczorajsze wydarzenia.
~ Cziki bam bam bam cziki bam ~ Pod czaszką zabrzmiały mu słowa – klucz i pamięć wróciła jak za przekręceniem włącznika.
W międzyczasie Emil wyszedł z namiotu.
Dymitrij dobrze wiedział jak leczyć takie zatrucia. Podniósł się ostrożnie, z zanadrza wyjął butelkę z bimbrem, przystawił ją do ust i pociągnął długiego łyka. Umysł od razu mu się rozjaśnił.
W zamyśleniu poklepał się po głowie. Znajomy kształt magazynka poprawił mu humor. Odkąd pamięta, przed większą popijawą wyciągał magazynek i chował go w czapce. W razie co, mocno nawalony i tak pewnie by w nikogo nie trafił, za to zdarzało mu się kiedyś po pijaku strzelać na wiwat. Taką miał fantazję. Natomiast rykoszety prawie go zabiły.
Spakował swój tobołek żeby ruszyć za Emilem. Trochę go wkurwił postępek kompana od kielicha.
Postanowił na przyszłość uważać z kim pije. Mógł się chociaż zapytać... Gówno tam, i tak by mu nie dał, ale zawsze to tak inaczej... Przez chwilę miał ochotę dogonić go, nakopać do dupy i broń odebrać, ale w końcu chodziło o odzyskanie laptopa.
Już samo to, że poleciał bez naboi było wystarczającą nauczką. Przyjdzie strzelać, okaże się, że nie ma czym, to i zabiorą mu pistolet, a jeszcze guzów rękojeścią nasadzą. Z nabojami wcale nie byłoby prościej. Po wszystkich przeróbkach jakim poddał Stieczkina niewiele osób wiedziało jak się z nim obchodzić. Na przykład to, że przystosowanie go do innego rodzaju amunicji wymusiło zmianę działania przełącznika wyboru ognia. Ustawiasz na pojedyncze strzały, a tu nagle walisz serią. Bez kolby (Dima tej niestety nie miał) oznacza to, że nie trafiasz człowieka z czterech metrów, wszystko co masz w magazynku ładujesz w sufit, no i musisz poszukać sobie łapiducha, żeby poskładał ci nadgarstek. Dobrze jak sobie dupy nie stłuczesz...
Rozmyślania te przerwał powrót rusznikarza. Stieczkina oddał, podziękował, choć właściwie wypadałoby przeprosić.
- Na drugi raz weź i sprawdź, czy aby nabity... - powiedział Dymitrij ~ Fachowiec od broni job twoju... ~ dodał w myśli.
Nie czekając na odpowiedź wyszedł z namiotu, obszedł go kilka razy dookoła, zataczając coraz większe kręgi. Miał nadzieję, że znajdzie jakiś ślad, wskazówkę, czy co...
 
Paszczakor jest offline