Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2016, 12:43   #81
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Las odzywał się coraz bardziej złowieszczo, jakby poprzez natężenie szumu liści chciał im przekazać jakąś wiadomość. Momentami Connor odnosił wrażenie, że tak właśnie jest i że słyszy szepczące do niego drzewa. Próbował przekonać swój umysł, że to nie może być prawda, a jednak i tak czuł się nieswojo. W końcu martwi ludzie też nie ożywali, a stwory rodem z koszmarów nie istniały, nie? Szkoda, że właśnie przekonał się na własnej skórze, że jest inaczej. Sprawdził dla Arisy czaszkę Mounta i okazało się, że rozbito ją czymś ciężkim i ostrym. Ale... jak? Kiedy? Przecież wyraźnie widział, jak Mount płonie, a wcześniej nie miał aż takich obrażeń. Nie wiedzieć czemu, przez moment Mayfield pomyślał, że Wellex oberwał tomahawkiem. Pewnie te opowieści o Indianach zamieszkujących okolicę podsunęły mu ten dziwny i w sumie głupi pomysł.
- Po co ci to, Arisa? - Spojrzał na Japonkę, po czym skinął głową na ranę Johna. - Jeśli wiesz coś więcej... podejrzewasz coś... powiedz nam o tym. W tym momencie wszystko może okazać się pomocne...
Chcąc, nie chcąc, odebrał łapacz snów od dziewczyny i przywiązał go do jednej z tylnych klamer plecaka. Ogarnęli sprzęt, pochodnie i w końcu wyruszyli w stronę Echo Base. Prosto w mrok. Strażak liczył, że opuszczenie tego przeklętego miejsca pomoże i przestaną być nękani przez bestie z lasu. Czy cokolwiek to było.




Brnęli przez tę ciemnicę, a Mayfield co rusz rozglądał się na boki i za siebie, pozostając czujnym na każdy najmniejszy ruch, czy inną anomalię. Bear szedł na szpicy, a Connor nie wcinał mu się w robotę, bo po pierwsze: Bobby wyglądał na takiego, co wiedział, co robi, a po drugie: Mayfield średnio orientował się w terenie nocą. Arisa co jakiś czas zostawiała swoje naklejki z taśmy na drzewach i póki co było spokojnie. W czasie marszu strażakowi przeleciało przez głowę sporo różnych myśli; przede wszystkim na temat Shelby i tego, co powiedzą o Wellexie, gdy już dotrą do bazy. "Przepraszamy, ale John został zraniony przez stwora z lasu, potem zamienił się w zombie i musieliśmy go spalić". Takie tłumaczenie nie wchodziło w grę; od razu by ich zapuszkowali. Wymyślanie odpowiedzi na niewygodne pytania Connor mógł jednak zostawić na później, gdy Bear zakomunikował im, że... kręcą się w kółko. Jak to było w ogóle możliwe? Strażak przyświecił latarką na drzewo przed nimi i rzeczywiście - taśma zawieszona przez Japonkę zdradzała, że znów znaleźli się w tym samym miejscu.

W dodatku nie byli w komplecie. Brakowało trzech osób! Connor świecił po pogrążonych w mroku drzewach i wołał, ile miał sił w płucach i przeponie, ale odpowiadał mu jedynie złowieszczy szum lasu. Czyżby ta bestia jednak ruszyła w ich ślady? Zabiła ich towarzyszy? Wciągnęła w ciemność i bezszelestnie pozbawiła życia? Każda ewentualność była obecnie całkiem prawdopodobna. Najgorsze było to, że zniknęli zupelnie bezgłośnie, jakby rozpłynęli się w powietrzu...
- Jaki plan teraz? - Zapytał, rozglądając się wokół. - Wracamy sprawdzić, co z pozostałymi? Chociaż nie wiem, czy słowo "wracamy" jest tutaj najodpowiedniejsze, skoro kręcimy się w kółko... To wszystko jest zdrowo popieprzone. Wygląda na to, jakby to miejsce nie chciało nas stąd wypuścić. Musimy za wszelką cenę trzymać się razem. - Spojrzał na towarzyszy.

Nie był tutaj żadnym samozwańczym dowódcą, dlatego miał zamiar poznać zdanie pozostałych, zwłaszcza, że Bear wyglądał na kogoś, kto w lasach spędził trochę życia i z pewnością jego ocena sytuacji oraz punkt widzenia będą przydatne.
- Niech każdy wyrazi swoją opinię, a potem wspólnie podejmiemy decyzję, co będzie dla nas najlepsze w tym momencie. - Zakomunikował spokojnie, starając się nie świecić nikomu po oczach swoją czołówką. Podejrzewał, że Angelique będzie chciała odszukać brata, tyle tylko, że tak naprawdę nawet nie wiedzieli, czy on i pozostali żyją. A jeśli już, to gdzie są. Wzrokiem wciąż wodził w okolicach linii drzew, jakby przeczuwał, że zaraz coś stamtąd na niego wyskoczy.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline