Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2016, 20:33   #86
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Bear, powiedz mi, że szliśmy w linii prostej i nie było takiej możliwości, że moglibyśmy zrobić kółko

Szli wzdłuż brzegu...

....nie było takiej możliwości, że moglibyśmy zrobić kółko...


Zawsze z rzeką z tej samej strony. Zawsze w zasięgu widzenia.

... nie było takiej możliwości...


Nie wchodzili w las. Nie kluczyli po nocy. To było proste zadanie. Żadna fizyka kwantowa. Każdy głupi potrafi iść wzdłuż brzegu rzeki.

... nie było...


A jednak… zawrócili. A jednak niemożliwe stało się… faktem. Las nie chciał ich wypuścić. A Bobby czuł się zagubiony. I w swym zagubieniu chwycił dłonią za rękojeść nietypowego sztyletu wywodzącego się z kultury japońskiej. Pamiątka po pradziadku, weteranie kampanii pacyficznej, dowodu na to, że klan Barkerów zawsze stawał oko w oko z zagrożeniem. Nigdy nie uciekali, nigdy nie uchylali się od obowiązku wobec Ojczyzny. Jej dotyk uspokoił Bobby’ego.
- Nniie… tto… nie zguubbiliśmy się… las nnas nnie wyppuszcza.- wyjaśnił “Bear”, absurdalna teza, ale jedyna jaka miała jakiś sens teraz.
W tym czasie Frank zaczął gadać… coś co w sumie można było uznać za pozbawiony bełkot pijaczka. W innych okolicznościach, ale nie tu i teraz. Wendigo. Potwór zimna i głodu bojący się ognia i ciepła. To ma sens... Chyba. Możliwe że Frank miał jednak rację i to było Wendigo. Wszak opowieści zmieniają się co jakiś czas w ustach kolejnego opowiadającego.
To mogło być Wendigo, to mogło nie być, to mógł być nawet zając wielkanocny… co za różnica, skoro nie wiedzieli jak to coś zniszczyć. Frank zwinął się zanim reszta zdołała zareagować, szlachetna ofiara… ale i błąd. Bear był pewien, że on wróci… żywy lub nieumarły jak Mount. Wróci i będą musieli go zabić.
Arisa miała rację. Cokolwiek to jest… myśli jak człowiek, jak myśliwy, kalkuluje. Zimny pot przeszedł po plecach Barkera, gdy to sobie uświadomił.
Myliła się jednak w innych kwestiach.
- Nnnie możemmy. Oggień tto nnasz jeddynny attut…- stwierdził Bobby po chwili.- Zuużyccie ggo na szansee znalleziezienia ich… jjjest go zmarnoffwaniem, bbez gfwwaraaancji suk suk sukssesu. W ostt...aateczności mmożemy uużyć gazu dooo wyfwołaania pppożaru lllasu. W osssttateecznoościii… Pożar too obbosieeczcz… może przeciw nam zwrróócić… i pogoda.- Bear spojrzał w niebo. Pogoda nie sprzyjała pożarom.- Ttttak jak ja tto widzę tto… musimy jakkoś rrozzzwalić łeeep ttego Weeenddigo. I gdyy ddduch jjeegoo ucieknieee… złapaać duchaa dddo buttelki.
Speszył się dodając.- Fffwiem że tto brzmii głuupio, bbo nie fffwiem czym jjjest taaa buuttelka. Łałałaa pacz snuff?
Nie był to jedyny plan jaki Bear miał. - Mammm linę ffwspinnaczko..wą. Pppowiążeemy się w łańccuch. Może ttto zapobierze kkolej kkkolejjn...nasttę pnym zgubom. Coffniemmy ssię… mosze dda się… może znajdździemy ich śśladdy… ppo nich… mmmogę ich wytrroppić.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline