Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2016, 15:36   #162
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Śmierć to siła jest kapryśna. Niby ostateczna, a jednak na dobrą sprawę jest tylko ulotną chwilą. Przejściem z jednego miejsca do drugiego. Progiem, który każdy prędzej czy później przekroczyć musi. Niewielu było w stanie dokonać tego i powrócić by głosić swą historię. Dlatego też, gdy nadarzała się okazja, by posłuchać o losach tych, którzy przekroczyli nieprzekraczalne granice i powrócili, by dożyć swych dni w spokoju, ludzie cichli i słuchali.
Tak też i było tym razem. Sędziwy Sitar usadowił się przy kominku i po krótkiej przerwie, która oczywiście za zadanie miała przykuć uwagę publiczności zebranej w Złotym Sztylecie i zwilżeniu gardła osławioną nalewką Ulrii, kontynuował.
- Umarli - powtórzył, rozciągając nieco to słowo i obserwując klientelę. - Ich dusze jednak zostały w ciałach, nie spiesząc się nigdzie. Każdy zaś wie, że dusza decyduje o życiu. Oren wszak nie pozwoliłaby na to, by jej Wybrani zginęli w chwili swego tryumfu.
- Ale czy oni jej nie zabili? - padło pytanie z drugiego końca sali. Kto je zadał, tego nie było widać, ale głos bez wątpienia do młodej kobiety należeć musiał.
Sitar skinęła głową, cierpliwie czekając aż szmer ucichnie.
- Zabili, zabili - potwierdził swe wcześniejsze słowa. - Tyle że Duszy zabić się nie da. Oren zaś jest Duszą, o czym chyba wspominałem. - Tym razem odczekał aż ucichną potakujące pomruki. - Tak więc Wybrani, mimo tego, że serca ich stanęły, a płuca przestały powietrze pompować, żyli dalej. Stanęli na granicy. Martwi i żywi zarazem. W bezruchu, pozbawieni władzy nad ciałami, pozbawieni mocy i energii życia. Trwali tak przez dziesięć dni, po jednym na każdy Filar. Ich Towarzysze czekali cierpliwie, bowiem nic więcej uczynić nie mogli. Rozbili obóz, sprowadzili wierzchowce i nawet z czasem udało się im powstrzymać od ciągłego przyglądania się piątce zebranej przy Bramie. Dnia dziesiątego, a był to dzień piękny, czystym niebem się szczycący i złocistym słońce, coś drgnęło…
Sitar ponownie zamilkł, czekając na to by słuchacze dotarli do tego momentu, w którym, już już usta otwierali by zapytać “co?”.
- Wiatr się wzmógł, całkiem jak wtedy, gdy dokonywali rytuału - podjął opowieść. - Ziemia ponownie zadrżała, pojawił się także krąg ognia, a na głowy lunęły strumienie deszczu, które żadnej podstawy w pogodzie nie miały. Jeden po drugim zaczęli się poruszać, odsuwać dłonie od Bramy i rozglądać wokoło, jakby nie wiedzieli gdzie się znajdują. Pomyślicie pewnie, że to już koniec historii… - Potwierdzenie przyszło w postaci głów kiwania i potakujących pomruków. Sitar przywdział uśmiech zamyślony, który sprawiał że wyglądał na mędrca, do którego tak mu daleko było, że pewnie nigdy dotrzeć do tego miał. A że sprawę sobie z tego zdawał to i uciechę miał nie małą z wykorzystywania tych nielicznych uroków starczego życia.
- Błędnie więc myślicie, lub nie myślicie wcale. Wdawać się w dyskusję na ten temat jednak nie będę. Ich historia toczyła się bowiem dalej i nigdy końca mieć nie miała. Nagrodą bowiem dla owych niekoniecznie szczęśliwie dobranych bohaterów było życie, które trwać miało tak długo, jak trwało Rivoren. Losy ich na zawsze z krainą splecione zostały, a co za tym idzie energia ich życia połączona została z tą, która utrzymuje nasz świat. Kred połączył się ze swą Oren i oboje czuwają nad nami, co, jeśli ktoś mnie spyta, niekoniecznie powodem jest do świętowania. Litwor spędził lat parę w Rivoren podążając za swym planem i zajmując się magicznymi bestiami. Gdy zaś mu się to znudziło, skorzystał z klucza i kto wie, może teraz właśnie miecz swój wbija w ciało potwora. Twem odzyskał to co stracił. Czy jednak był on szczęśliwy z powodu odzyskania wampirzycy? O to już jego zapytać musicie, o ile go znajdziecie. Zastanówcie się jednak dwa razy czy aby na pewno chcecie go szukać. Dla dobra waszego i waszej sakiewki. - Nieco przesadzonym gestem sprawdził czy aby ta, która do niego należała, nadal znajduje się u pasa, za co został nagrodzony salwą śmiechu.
- Hassan zaś…
- Został Arcykapłanem -
wyrwał się ktoś z zebranych, zbierając w nagrodę wiązankę kwiecistych określeń.
- Ano został, jak mu to obiecane było - potwierdził Sitar, głową kiwając.
- A co z Nymph? - wyrwał się jakiś niecierpliwy.
- Nymph… Nymph… - Na ustach Sitara pojawił się niezbyt przyjemny uśmieszek, który przypomniał zebranym, że to nie jakiś losowy dziadek bajki im opowiada, ale sam Sitar, najlepszy najemnik na ziemiach Rivoren i bohater krainy. - O Nymph to już musicie samego Hassana zapytać. Może wam odpowie, może nie, jego to sprawa.
- A… - kolejny głos, jednak uniesiona dłoń najemnika powstrzymała pytanie, które zwykle w tym momencie padało.
- O niej mówić nie będę. Nie wywołuje się wilka z lasu, jak się miecza w dłoni nie ma, a wierzcie mi, że musiałby to być miecz nie lada by się przed nią obronić. Chcecie jej szukać? Popytajcie tu czy tam gdzie to ostatnio najwięcej krwi przelano. Jak nic pewnym będzie, że i ona tam była i wytoczyła swoją porcję posoki.
Po tych słowach zamilkł, jakby samo wspomnienie Khaidar, którą Bestią zwano, spowodowało, że słowa zamarły w gardle jego i na wolność wyjść nie chciały.

Słuchacze powoli zaczęli się rozchodzić, klnąc na tego, co nie mógł se dać na wstrzymanie. Sitar zaś siedział i obserwował, jak zajmują miejsca, powracają do swoich spraw i powoli zapominają o jego opowieści. Tak było zawsze. Ilekroć ją snuł, w chwili gdy przestawał, ginęła ona z pamięci słuchaczy. Może to i dobrze było? Może tak właśnie być powinno, by tylko ci, którzy udział w wyprawie brali, pamiętali. Jego wzrok spoczął na mężczyźnie siedzącym w kącie sali, w towarzystwie młodej, uśmiechającej się zdawkowo, kobiety. Skinął im głową i przeniósł spojrzenie na zakapturzonego młodzieńca, przy którym siedziała białowłosa dziewczyna. Na jej widok skrzywił się nieprzyjemnie, po raz kolejny tego wieczoru.
- Mogli ją chociaż brzydszą odrodzić… - mruknął pod nosem, a zaraz po tym wyszczerzył zęby. Dobrze było przypomnieć sobie stare czasy. Dobrze zobaczyć chociaż część z tych, z którymi ryzykowało się życie. Rivoren było teraz spokojniejsze. Bestie z Margh nie przechodziły, ludzie jakby mniej chętni do mordowania byli, ziemia rodziła plony obfite i nawet na Piaskach ponoć rodziło się życie.
Wstał, przeciągnął się i ruszył w stronę Ulrii, która właśnie do Twema i Tenaris podeszła. Myśli jego powróciły do uroków rodzinnego życia. Na chwilę tylko przystanął, bo się mu zdawało, że zobaczył cień skrzydeł znikających na schodach prowadzących na piętro. Szybko jednak potrząsnął głową i podjął swą drogę. No bo co by niby skrzydlata robić w Rivoren miała…?


 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline