Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-02-2016, 10:12   #39
Bergan
 
Bergan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłośćBergan ma wspaniałą przyszłość


Antoni "Banzaj" Rembowski

Lat 40 (na pierwszy rzut oka ciężki do identyfikacji).

Antoni wywodzi się z zacnego rodu dyplomatów będących owymi dzięki piciu wódki z I Sekretarzem KC PZPR. Ojciec, Wacław Rembowski, musiał solidnie zmarszczyć sobie wątrobę, aby utrzymać się przez cały PRL w zacnym gremium czerwonych notabli, a po przemianach ustrojowych trafić na placówkę w Japonii jako konsul. Młody Antoni większość życia spędził w Kraju Wiśniówki chłonąc nowoczesną, ale i zarazem tradycjonalistyczną kulturę, filozofię życia, styl życia oraz naturalnie - ichniejsze trunki. Tak, ojciec chlał wiele, matka piła dużo, bo nic innego do roboty nie miała, więc i Antoni wtopił się w tę polską, tradycyjną kulturę picia. Spożywał enatol umiarkowanie, ale constans, już od trzynastego roku życia.
Rodzice byli dobrymi ludźmi, wytrwałymi w częstych rozmowach dyplomatycznych przy kielichu i kwaszoniaku (potem surowej rybie), nie nadużywali wobec Antoniego polskiej szkoły wychowania opartej o strzał pachem w dupsko czy przypieprzenie plaskaczem w tył łba. Chcieli, aby syn coś osiągnął, a ponieważ Japonia była krajem samurajów, nyndża i oświeconych mędrców z długimi brodami, wysyłali go nieustannie do kolejnych szkół sztuk walk. To mocno wpłynęło na resztę jego życia, jak Żytnia na codzienny żywot polskiego rolnika...

Antoni rozkoszował się naparzanką w wykwintnym stylu. Trzaskał się z innymi dzieciakami podczas nauk karate, aikido, jujitsu, taekwondo i innych sztuk łamania komuś gnatów, a potem walił sake lub inne japońskie sikacze, które gasiły ból poobijanych kości, mięśni i nadwyrężonych stawów. Wyżej wymienione części ciała w przyszłości miały mu się odwdzięczyć reumatyzmem i chronicznymi zapaleniami za całe złe traktowanie im zaserwowane, jak setę w barze. Pomimo tego, że Japonia była zwana Krajem Wiśni, wiśniówki zakrapianej spirytusem nie uświadczył, ale nie poddawał się i wierzył, że ta zacna tradycja warzelnicza i tutaj dotarła wraz z wyzwoleniem wielu narodów spod jarzma Związku Radzieckiego.

Antoni nie przykładał się jakoś specjalnie do nauki - był raczej przeciętny, zawsze leciał na obytrójkach. Rodzice i tak nie chodzili na wywiadówki, bo popołudnia były usiane tete-a-tete z jakimiś innymi żulami w garniakach czy garsonkach, więc chłopak miał spokój od trygonometrii, wiązań atomowych i pieprzeniu o mitochondriach. Jedyną dziedziną, która mocniej go zafascynowała, była medycyna, z nastawieniem bardziej na fizjonomię oraz elementy ratownictwa - chciał wiedzieć w co jest najlepiej przyjebać, poza szczepionką, aby bolało i jak nastawić sobie złamany nos...

Pomimo wielkiej beztroski, Antoni musiał liczyć się z ciągłą obserwacją zlecaną przez troskliwych rodziców-alkoholików, którzy mieli więcej czasu dla półlitrówki niż dla niego. Ciągle chodzili za nim ochroniarze próbujący być incognito, którzy chyba czasami wyłapywali jakiś skurwieli z agencji wywiadowczych innych państw. Antoni, pomimo dość nikłego doświadczenia życiowego i wyjebania na wszystko, zastanawiał się po co słać agenturę na konsula, który prędzej miał za zadanie chlać niż robić coś pożytecznego. Najwidoczniej coś było na rzeczy - może rodzice też siedzieli w takim bagnie? Co by się nie robiło i tak zawsze miał jakiś ogon, co powoli wpędzało go w paranoję wymieszaną z utrwalającym się alkoholizmem...

Minęło kilka lat, Antoni wydoroślał. Zaawansowane techniki chlania opanował na perfekt do tego stopnia, że pion trzymał tylko przy minimum dwóch promilach we krwi. W 2000 r. rodzice zginęli podczas wypadku samochodowego, gdy obydwoje nawaleni w trzy dupy postanowili zapalić sobie w aucie marki Wołga, będącym jeżdżącym zbiornikiem wyziewów alkoholowych. Iskra, płomień, jeb - kolejne pokolenie Rembowskich dokończyło żywota w spektakularnym stylu (dziadek Antoniego na początku XX wieku wyemigrował do Stanów, w których zginął w fabryce dynamitu, gdyż lubił palić fajkę na magazynie, gdy majster nie widział).

Nie ma konsula, nie ma siedzenia na placówce - Anotni musiał powrócić do Polski. Dostał niezły zasiłek-na-pocieszenie, który przewalał na dyskoteki, gorzałę, papierosy i nowo poznane koleżanki, które uwielbiał ciupciać na drugiej randce (pierwszą pozostawiał na rozpoznanie). Co jakiś czas powracało też do niego echo incydentu w postaci śmierci rodziców. Nieustannie zjawiało się dwóch Sympatycznych Panów w Krawatach, którzy przepytywali ciągle pijanego Antoniego czy ktoś się z nim kontaktował, kiedy, po co, czy dawano mu pieniądze i takie inne bzdury. I tak przez kilka lat, minimum dwa dni w tygodniu. Zaczynał się obawiać czy pewnego dnia nie zobaczy łba jednego z nich pod klapą sedesa. Czyżby rodzice wcale nie zginęli w bimbrowniczym uścisku śmieci? Może byli szpiegami? Przeszukał połowę Internetów, ale mało w nich wtedy było, a poza tym wkurwiała go słaba praca zajechanego na amen Celerona 900 MHz, więc wypieprzył go przez okno i tak zaprzestał poszukiwania prawdy. Wiele niewyjaśnionych tajemnic, pytań, wyblakłe poszlaki - i tak to gówno da, bo wolał chlać niż bawić się w Borewicza. Tylko wóda, zapijana piwem, mogła ukoić rozstrojone nerwy. Dodatkowe problemy zaczęły się, gdy zasiłek nagle przeminął z wiatrem, a mężczyzna miał w dupie podjęcie pracy. Wyjebali go sromotnie z zadłużonego mieszkania, wręczając na odpierdol torbę zawierającą PPP (Podstawowy Pakiet Przetrwania), czyli kilka par gaci i skarpetek oraz spodnie na zmianę.

Tak oto rozpoczął się kolejny etap w życiu Antoniego - żulowanie.

Początkowo było to ciężkie życie - spaść z tankowania wódy na ciurkanie alpagi o niskim stężeniu SO4 było jak wsadzenie jąder pod koła rozpędzonego Żuka lub, co gorsza, wojskowego Kamaza. Antoni był bliski śmierci z powodu trzeźwości, zaczął odjeżdżać, gdy coraz mniejsze dawki nawet parszywej jakości etanolu docierały do jego krwiobiegu. Pewnego dnia, w malignie realnego i brutalnego świata człowieka świadomego, że ma spierdolone na ulał życie, zauważył grupę podobnych do niego ludzi napastowanych przez faszystowskich agenturalnych skurwieli z Policji. Pomimo że Antoni kojarzył słowo "karate" jedynie z łojeniem, postanowił wspomóc Członków Bractwa Węgrzyna. Przyjebał z Niemca jednemu, drugiemu zaserwował "jajecznicę", po czym uciekł z resztą żuli. Ci go przyjęli do siebie, jak członka rodziny. Antoni, przez wiele lat samotny, wykluczony i śmierdzący moczem nabawił się ostrej socjopatii, jednakże zrozumiał, że jest żulem, a żule muszą trzymać się razem. Napoili winiaczem, nakarmili bułką od kebaba wydzierganą ze śmietnika i pokazali jak żul może żyć skromnie, ale i tak dostatnie.

Antoni zrozumiał wiele podczas wspólnych eskapad po złom, pytając wytrwale o 50 groszy na chleb czy rycersko oferując damom odprowadzenie wózka sklepowego. Pewnego dnia, po uzbieraniu 8 zł i 33 groszy, usiadł i zaczął sobie odtwarzać mądrości z Kraju Wiśniówki - słowa sensejów, mistrzów sushi i z serialu Shogun. Medytacja, wspomożona prytą, poruszyła jego czakrę, odnowiła punkty witalne, pozwoliła osiągnąć żulerską nirvanę. Zrozumiał...
...musiał wkroczyć na drogę wojownika.

Zaczął ekstremalne treningi, przeplatane z chlaniem, wypadami z Bractwem Węgrzyna po studzienki kanalizacyjne czy nawet i szyny tramwajowe. Opracował własne systemy walk, oparte o to co poznał w Japonii, ale bez tych pojebanych wygibasów, a dostosowane do brutalnego miejskiego przetrwalnika. Woodzitshu, chuj-sru, wina-day i szambo (te ostatnie pomógł mu opracować były specnazowiec, który wolał żulować w Polsce niż biednej Rosji) - pełne agresji i spokojnej dynamiki, które wymagały jednego - promili we krwi. Bez etanolu pozostawały one jedynie wiedzą tajemną bez czynnika praktycznego - pamięć mięśniowo-żołądkowa grała tutaj najważniejsze skrzypce.
Od tej pory Antoni stał się jedną z bardziej znanych person na dzielnicy. Opanowany, czujny, lekko popierdolony na punkcie agentur i skory do wpierdolenia jakimś obszczymurkom spod wiaduktu kolejowego. Nieprowokowany - spokojny niczym źdźbło trawy w butelce po Żubrówce. Zaczepiony - nieobliczalny niczym polskie powstania narodowe. Miał jedną zasadę - "Jeśli chcą wpierdolić tobie albo przyjaciołom, to ty wpierdol im". Antoni zawsze wchodził w pierwszą linię starcia, nawet gdy sromotny wpierdol był pewny jak wieczność istnienia Polmosu Lublin. Stąd przydomek Banzaj.

----------

Szczep: Uciekinierzy
Wino Power:
- 1 krąg wtajemniczenia - Czar Teściowej (Nadwrażliwość)
- 5 krąg wtajemniczenia - Komandos (Obrona cywilna na manewrach; Kot, Grom; Rezerwa; Legendarny komandos)

Prawdziwa twarz: Pan Agresor

Atrybuty: Zaprzepaszczone lata treningów tradycyjnych sztuk walki sprawiły, że Antoni jest zwinny jak kot uwalony kocimiętką. Reumatyzm, który zwalcza medytacją zen, próbuje go dopaść jak te zawzięte komunistyczne fiuty z KGB. Nie jest silny, ale techniką potrafi przebić się przez kordon żuli zbrojnych w kłódki rowerowe czy brudne gacie, chociaż potem strasznie sika krwią. Zamiłowanie do przemocy potrafi pogodzić z szacunkiem do istot żywych, zgodnie z filozofią zen, dopóki nie wchodzą mu w drogę do monopolowego.

Zdolności:

Miszczowskie:

Medycyna - Antoni wie, że jak się strzeli kogoś w kolano to można je złamać lub trzaśnięcie metalową pałką w nos spowoduje jego rozprysk w kilku kierunkach. Medyk z niego gówniany, ale bandaż ze szmaty umie założyć, nastawi nos ołówkiem, zdiagnozuje przeziębienie. Raz odebrał poród w tramwaju, w którym spał.

Wysportowanie - pojęcie względne. Potrafi się szybko rozpędzić i wpaść we wroga jak torpeda fotonowa wystrzelona z USS Enterprajs. Gnaty ma połamane reumatyzmem i męczą go hemoroidy, jednakże ból przezwycięża słabą silną wolą. Jest chudy, żylasty, ale mięśnie są widoczne jak na oskalpowanym byczku. Ciągłe treningi jednak coś dają, ale muszą być częste, aby kondycha nie poleciała wraz ze stałym łojeniem. Przebiegnie 500 metrów bez zadyszki i przeskoczy przez leżącego.

Ekspert:
Sztuki Walki - opracowane przez Antoniego systemy walk są jego najgroźniejszą bronią. Ma w dupie jakieś scyzoryki, kałasze czy gazrurki. Jego pięści, szkity i bańka stanowią broń masowego rażenia w tłoku. Sam na sam jest niezajebywalny, chyba że postawią mu Policjanta w pełnym rynsztunku i tarczą - nie ma mocnych na takie chodzące BWP.

Charakter: człowiek dusza, chociaż socjopata na ciągłym rauszu.
Tło: bitewny żul, który służy, chroni i spuszcza łomot, jeśli jemu nie wpieprzą. Nie jest najemnikiem, trzyma się swoich funfli i życie by za nich oddał, gdyby to cokolwiek dało. Wie, że nie jest najbardziej lotnym myślicielem, jednakże podczas bitki to nie mózg przemawia, lecz pięści wbijane w twarz i kopniaki sadzone w jajka.
 
__________________
- Sir, jesteśmy otoczeni!
- Tak?! To wspaniale! Teraz możemy strzelać w każdym kierunku!

Ostatnio edytowane przez Bergan : 27-02-2016 o 10:43.
Bergan jest offline