Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-02-2016, 18:54   #92
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista


Przyszedł. No pewnie, że przyszedł. No właściwie... Normalnie jak Frank by się zakładał o coś czy inaczej szacował albo zgadywał i by wyszło, że trafił to pewnie by się tym ucieszył. Tym razem też trafił ale jakoś tak... Wstał i oblizał wargi widząc czającą się do ataku bestię. Przyszła. No pewnie, że przyszła. ~ Dźgnąć go! Kurwa chociaż raz! ~ Frank nerwowo obracał rękojeść multitoola w spoconej dłoni. Ciężko dyszał i miał problemy z koncentracją. To pewnie z upływu krwi. Kijowy stan by stawać z kimkolwiek do jakiejkolwiek konfrontacji. Ale przecież nie miał wyboru. Nadszedł jego koniec i jedynie mógł wybrać styl zakończenia. Nie był jakimś żołnierzem czy co. Na dobrą sprawę uzmysłowił sobie, że niespecjalnie ma pomysł jak ten cios miałby zadać. Trochę go to dodatkowo deprymowało. Jakby szło o robienie fotek albo ich pbróbkę no ok, znał się. Ale nie na dźganiu nożem ludzi czy kogokolwiek. Przecież nigdy mu to nie było do niczego potrzebne.

A teraz stał przed ty stworem sam w ciemnym lesie. Nie miał pojęcia co to w ogóle jest. W sumie nawet z tym wendigo to tak mu się skojarzyło. Częściowo się to zgadzało ale w praktyce nadal nie wiedział jak to coś zadźgać trzymanym w reku multitoolem. Da się? Ale nie było czasu na rozważania. Stwór po chwili obserwacji człowieka ruszył przed siebie. Ostrożnie. Troche to zdziwiło Frank'a. Sądził, że zacznie te swoje teleporty albo ruszy do szarży. Więc co? Obawiał się jednak czegoś? Jackson nie miał pojęcia czego. Nie miał przecież ani ognia ani amuletu. A jednak co? Pojawiło się coś nowego, że stwór zrobił się taki ostrożny? A może był taki pewny, że broczący krwią człowiek już mu nie ucieknie? ~ Ale może i lepiej. Długo z tą ręką nie ustoje na nogach... ~ pomyślał jeszcze Frank widząc, że bestia z każdym krokiem nieubłaganie skraca dystans.

A potem miała być walka. Pewnie ostatnia dla chłopaka z Balitomore. Wiedział o tym i spodziewał się tego. Ale nie tego co nastąpiło. W chwili gdy już unosił ostrze do spodziewanego zwarcia świat nagle mu zawirował przed oczami. Zupełnie jakby bestia zamiast szponami zaatakowała go jakos mentalnie. Światło, gwiazdy, korony drzew, wiatr, krzyk, jaskinie, szkielety, starzec, ciemność...


---



Obudził się. Chyba. W każdym razie wstał z mokrej ziemi. W głowie mu się trochę kręciło. Trzask nad głową sprawił, że skierował głowę ku górze. Zaraz potem gdzieś niedaleko zleciała jakaś ułamana wiatrem gałąź. Tak. Burza. No tak, burza. Przecież zbierało się na nią no to się w końcu zaczęła. No tak, to by się zgadzało. Przecież jeszcze jak wychodzili z obozu to już się jakby zaczynało. No i się widać wreszcie zaczęło. I co dalej?

Zastanowił się. Żył. Sam nie mógł w to uwierzyć ale żył. Był cały. Znaczy poza tym co stwór go poszarpał na łydce wcześniej i teraz ręki którą sobie sam rozwalił myśląc, że już nadszedł jego koniec. Samookoalecznie. Pewnie zostanie mu po tym blizna. Znaczy jak z tego wyjdzie. Chujowo. Ludzie pomyślą, że chciał skończyć ze sobą. No w sumie chciał ale kurwa nie jak jakiś emo co się pociąć marchewką i masłem potrafi bo go świat nie kofa i niefrosumie... No ładnie. Nie ma jak człowiek sam się wtopi... Nawet nie ma potem na kogo zwalić winy... Ale kit z tym. Co dalej?

Zastanowił się. Najpierw ręka. No skoro jeszcze żył i nie odchodził na tamten świat to jakoś musiał zadbać o siebie i swoja formę. Szkoda, że nie było Connora i jego apteczki. Na pewno by wiedział co z tą łapą zrobić. Szkoda, że nie było tu kogokolwiek ze spływu. Fajno by teraz zobaczyć kogokolwiek z nich. A może nie? Nie czuł teraz tego łaknienia które przepłoszyło go od towarzystwa ludzi zmuszając by zagłębił się samotnie w złowrogi las. Ale może właśnie dlatego go nie czuł? Bo nie było wokół ludzi? Chuj. Nie ma to nie ma a łapa nadal krwawi.

Sięgnął do plecaka. Wyjął zapasową koszulke i pociął ją w paski a potem obwiązał jak umiał najlepiej. Dobrze, że jest praworęczny to właściwie nie myśląc o tym pociął sobie lewą łape skoro w prawej trzymał multitool. Teraz też mu łatwiej było wiązać lewą prawą a nie na odwrót. Noo... To kwestię z raną łapy miał powiedzmy, że załatwioną. I co dalej?

Ta jaskinia. I ten starzec. Przypomniał sobie zlepek chaotycznych wizji. Gdy upadał miał poczcie porażki. Stwór pokazał kolejną moc której Frank się kompletnie nie spodziewał. Pozbawił go szansy choćby na próbę walki i ataku. Gdy młody baltimorczyk upadał sądził, że bestia zwyczajnie go wykończy. Ale nie. Wyglądało jakby odeszła. Bez sensu. Dlaczego? Cos ja odstraszyło? Nabrała się, że człowiek już nie żyje? W to ostatnie nie wierzył. Nie był to jakiś cpun czy pijaczek co w amoku tnie co popadnie i ma zaburzenia widzenia czy co tam. Jackson więc odrzucił ten wariant jako dużo mniej prawdopodobny. Ale jeśli odstraszyło to na pewno nie sam upadający bezwładnie Frank. Więc co? Ten facet z wizji? Jakoś w ostatniej chwili wyratował Frank'a choć na chwilę? Może... Choć nie wiedział jak.

No albo cel. Bestia mogła osiągnąć już swój cel względem Jacksona dlatego go zostawiła. Może wyczuwała, że już ma w sobie jej jad czy truciznę? Jeśli tak i faktycznie zmieniał się w kolejnego wendigo niczym w tych klasycznych filmach o wampirach czy wilkołakach no to miał przerypane po całości. Ale w tych filmach zawsze był jakiś sposób na wyratowanie się póki sprawa była świeża. Więc może bestia uznała go za swojego i dlatego zostawiła. Ale jak był jakiś sposób by się wyratować to Jackson go nie znał. Ale ten facet z wizji mogł cos wiedzieć w tej materii.

Kto to był? Szaman? Pasowałby do tej indiańskiej legengy, tych nienormalnie wielu łapaczy snów które nawet Mount'a zdziwiły i do tego rezerwatu. I jaskinia. Stara używana od nie wiadomo jak dawna. Choć obraz był zbyt mętny by rozpoznał do czego. Jako leże tej bestii? Jej więzienie? Kryjókwa przed nią? Domek szamana? Chuj wie...

Właściwie nie widział wyboru. Znowu. Nie widział ani nie słyszał reszty grupy. Ale doszedł do wniosku, że nawet lepiej. Nadal nie był pewny jak by się zachował gdyby ich spotkał. Lepiej by zostali rozdzieleni. Więc jaskinia i ten starzec. Znał jego imię. A Frank był pewny, że nigdy go nie spotkał. Ten facet musiał coś wiedzieć. Albo był jakimś strażnikiem bestii i wiedział jak ją pokonać albo był jakimś demonologiem czy innym nekromantą więc wiedział jak ją pokonać bo ja wywołał albo nawet sterował. Czy tak czy siak wychodziło na to, że coś wie. W każdym razie więcej od Frank'a. A jeśli sprawił, że bestia go jakos zostawiła faktycznie mogło mu zależeć by Frank go odnalazł.

~ No spoko. To jeszcze tylko w ciemnym lesie pośród burzy znaleźć zaginioną pradawną jaskinię nie odnalezioną od wieków i dalej pójdzie już z górki. Bułka z masłem. ~ pokiwał nieco ironicznie głową wymownie głową dookoła. Sam las. Sam jebany ciemny las! I burza. A żadnej cholernej góry czy choć wyższej ściany w której mogłaby być ta jaskinia! Równie dobrze mógłby zamknąć oczy i iść przed siebie... Pomyślał zniechęcony taką sytuacją. No nawet jak znalazł jakies rozwiązanie to wcale nie był pewny czy słuszne i jeszcze na dodatek wychodziło po ciemku i pod górkę. No jak zwykle...

Podumał chwilę co tu teraz zrobić. Właściwie co miał do stracenia? Wyjął swoją mapę i przy latarce obejrzał ją sobie ponownie. Wiedział gdzie jest centrum ich radosnej wyprawy z tymi superwygodnymi łóżkami. Wiedział gdzie z grubsza rozbili pierwszy obóz. Wiedział którą rzeką płynął. Liczył, że doliczy się po wodospadach gdzie się znajdują. Na mapie powinny być zaznaczone wysokości poziomicami. Ponadto była rzeka. Górska i ostra rzeka. Czyli dolina. Była szansa, że dolina jest na tyle stroma czy ostra by mieć w niej właśnie jaskinie. Kto wie. Jakby miał kupę szczęścia mogła być nawet zaznaczona choć w to akurat wątpił. Ale miał szansę się zorientować jak daleko od rzeki jest te zbocze.

Gdy się napatrzył i naoglądał schował mapę i zgasił latarkę. Rozejrzał się dookoła. Czy by miała być góra czy ściana urwiska miał nadzieję, że może jakoś zajaśni się jaśniejszą barwą skał gdzies pomiędzy drzewami. Ale jakby było na odwrót i dostrzegł jakiś ciemy masyw też by nie było źle i ruszyłby w tamtym kierunku. Gdyby było słychać szum rzeki mógłby próbować na słuch się od niej oddalać. Choć przy takiej pogodzie wątpił by poza najbliższym sąsiedztwem było to realne. Jeśli nic by mu się nie rzuciło w oczy zostawało zdać się na szczęście i ruszyć przed siebie. Światła latarki było mu szkoda ale lighsticka sobie nie żałował. Głupio byłoby sobie jeszcze coś złamać dodatkowo. A stwór jak będzie chciał to i tak go znajdzie i bez światła. Po drodze znalazł sobie jakąś lagę. Zawsze lepsza niż gołe ręce a i podeprzeć się po drodze można a jak będzie okazja to i pochodnie zrobić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline