Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-03-2016, 19:49   #30
Ravage
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
[Prospiekt Mira → Suchariewska]

Mandarynka poruszyła delikatnie swoim dużym, ciemnym i wilgotnym nosem, łapiąc zapachy metra.
Może jednak coś wyczuje? Psina zapiszczała cichutko i zakręciła się w miejscu. Chwilę jej zajęło zanim złapała trop. Z nosem przy ziemi, raz po raz głośno niuchając szła aż do przejścia, które prowadziło na Suchariewską. Emil wahał się chwilę, ale co mu pozostało? Gorzej przecież nie będzie, prawda?
Jego rozmyślania zostały przerwane przez rozpaczliwy szczek pupila. Pies podjął trop i chciał jak najszybciej dojść do celu. Ruszyli.
Tunel był taki jak wszystkie inne. Ciemny że oko wykol i zimny. W połowie drogi minął jakichś ludzi, którzy skarżyli się, na jakiś dziwny dźwięk, który drażnił uszy. Emil jednak nic nie słyszał, za to Mandarynka w pewnym momencie zaczęła głośno piszczeć i zjeżyła się cała. Pies przylgnął do nogi właściciela, szukając w nim oparcia i ukojenia. Coś było nie tak.
Trzeba było przyspieszyć kroku.
Dziwne uczucie po kilkunastu metrach odpuściło, a po parunastu minutach szybkiego marszu udało im się wyjść na ciemną i odpychającą stację Suchariewska.
Na Suchariewskiej była tylko jedna długa nawa, kolumnady i arkady po bokach. Żelazne ściany odgradzały stację od schodów ruchomych. Ludzie, których nie było tutaj za dużo, starali się trzymać jak najbliżej środka peronu i pojedynczych ognisk, które były jednym źródłem światła.
Suczka położyła uszy po sobie i najeżyła się. Nie podobało jej się tu i słusznie. Ta stacja nie była pod wpływami Hanzy ani żadnego innego sojuszu. Mogło tu się kręcić każde szemrane towarzystwo. Zresztą dało się tu wyczuć złowrogą i napiętą sytuację, ludzie przy ogniskach siedzieli czujni i spięci w sobie.
Rusznikarz mógł dojrzeć przy najjaśniejszym ognisku parę twarzy, które widział wczoraj na Prospekcie. Przy grupce ludzi leżały ich tobołki. Handlarze. Pewnie szli z nowym towarem dalej. Może oni coś widzieli?

[Prospiekt Mira]
Dima obszedł namiot i... nic nie znalazł. Był taki sam jak wczoraj wieczorem. Nic się nie zmienił, a dookoła niego nie było żadnych śladów.
Mógł się teraz rozejrzeć dookoła. Część mieszkańców powychodziła do roboty, albo właśnie krzątała się przy namiotach, robiąc domowe porządki lub przygotowując śniadanie. Na stację powoli znów napływały fale handlarzy, a ci którzy się już rozłożyli z towarem, głosno go zachwalali. Dima mógł się również zorientować, że Emil znowu gdzieś przepadł. Gdzie poszedł, nie mówił. Mężczyznę mocno bolała głowa i to bardzo przeszkadzało mu w skupieniu uwagi. To musiała być sprawka tej paskudnej glisty, no bo przecież nie bimber? Był dobry w smaku i tak zrobiony jak trzeba, więc to nie był zwykły kac, tylko działanie uboczne narkotyku.
Kątem oka Dymitr mógł zobaczyć że w stronę namiotu idzie dwóch gości. Obaj wyglądali jak miejscowi żołnierze, i z ich zachowania mógł wywnioskować, że jeden to pracownik a drugi jego przełożony. Pracownik tłumaczył coś nerwowo, a drugi słuchał uważnie z nietęgą miną.
Podeszli do Dimy.
-Witam pana.-Odezwał się przełożony.-Przed paroma chwilami był u mnie pana kolega. Myślałem że go zastanę na stacji jeszcze. - Patrzył się z dziwną miną na Dimę.
Może sobie właśnie pomyślał, że on i Emil to parka starych zboczuchów, razem w jednym namiocie spali?
-Dowiedziałem się od moich ludzi paru rzeczy o tym nocnym incydencie...Chcieliśmy o tym pogadać z pana...kolegą.
Drugi z facetów, hanzeatycki wojak przytaknął tylko swojemu szefowi. Na twarzy miał nieskrywany uśmieszek. Pewnie sobie pomyślał to samo co szef.

[Powierzchnia, okolice Oktiabrskiej]

Im bardziej oddalała się od swojego prowizorycznego schronienia, tym więcej widziała. Jej wzrok przyzwyczajony był do niezgłębionej czerni moskiewskich tuneli metra. Ciemność nocy na powierzchni nie była taka straszna, jak jej się wydawało, widać było więcej niż pod ziemią.
Ale to, co było nie do zniesienia, to ta otwarta przestrzeń, nic co by ją otaczało grubym, opancerzonym murem i kilkunastoma metrami ziemi nad głową. To było nowe, nieznośne uczucie, które paraliżowało. Czuła się odsłonięta, jak na dłoni widoczna. Nic jej nie chroniło.
Lily wyszła na środek drogi i mogła dobrze się rozejrzeć. Tam, gdzie stały samochody, po jej lewej, to był wjazd do tunelu, który leciał pod ulicą, po której szła i dalej, na prawo pod placem, na którym leżały resztki posągu.
Trudno było jej się zorientować, w którą stronę iść by dotrzeć do najbliższego wejścia do metra. Znała jego plan, ale jak ten rozkład tuneli odnieść do ulic na powierzchni, o których nie miała najmniejszego pojęcia? Jaki obrać kierunek?
Noc była cicha i zimna. Trzeba było ruszać przed siebie, do kupy gruzu między budynkami na przedzie. Stanie na otwartej przestrzeni mogło mieć opłakane, jeśli nie śmiertelne skutki.
Gdy była już blisko na wpół zawalonych budynków zauważyła w jednym z wybitych okien, gdzieś na trzecim lub czwartym piętrze, nikłe delikatne światełko. Czyżby ktoś tam był? Człowiek? Może szuka czego?
Dookoła niej panował spokój. Na ulicy na której stała walało się trochę śmieci, gruzu, porzuconych samochodów. Wszędzie na pospękanym aslafcie leżało stare, przykurzone potłuczone szkło, więc przy każdym jej kroku rozlegał się głośny chrzęst kruszonych szklanych okruchów.
To szkło pewnie dawniej było taflami szyb okolicznych sklepów. Gdy Lily się rozejrzała dokładnie, zobaczyła że ta okolica pełna była restauracji i butików. W bezszybnych witrynach stały jeszcze poubierane manekiny, ale odzież była już brudna i zgniła. Na wprost, tam gdzie chciała iść naprzód, leżała hałda gruzu. Jeden z budnyków się zapadł i część zasypała ulicę i zasłoniła widok. Żeby zobaczyć, co jest dalej musiała wspiąć się na gruzowisko.

[Prospiekt Mira]

Wasilij długo studiował plan i dopiero teraz dostrzegł, jak długa będzie to droga. Nazwy stacji, które będzie musiał przejść nic mu nie mówiły. Simon, który mu pokazał mapę i teraz polazł spać, mówił prawdę. Przejść samemu ten kawał drogi będzie ciężko.
Chłopak znalazł sobie miejsce miejsce w kącie i przysnął nerwowo.
To był męczący dzień i co by się nie działo, należał mu się odpoczynek. Trochę ciągnęło od podłogi i miejsce nie było wygodne, ale lepsze to było niż nic.
Stacja robiła się coraz cichsza, już można było usłyszeć tylko od czasu do czasu stukot przechodzących wartowników i ich cichutkie, zduszone szepty.
Wasilij otworzył oczy, które przed chwilą zamknął.
Stał na pustej przestrzeni, na powierzchni. Przestraszył się, bo stał bez skafandra i maski, ale powoli ogarniał go spokój, jakby delikatny wiatr wywiewał z niego wątpliwości.
Wszystko widział, jakby przez brudno-szary filtr. Niebo było zachmurzone, chmury kłębiły się i przelewały, jakby szarpał je mocny wicher, którego on nie czuł. Tu, gdzie stał powietrze stało. Na horyzoncie mógł dostrzec pas jasnoszarego, czystego nieba.
Stał na długiej alsfaltowej alei, która była pusta. Nie stały tu żadne samochody, a dookoła okolica była pusta. Przed nim rozciągał się szpaler bezlistnych, obumarłych drzew a za nimi rozpadająca się brama. Za bramą...
… daleko, za długim i rozległym parkiem stał wysoki, posępny wieżowiec w starym stylu, który mógł zobaczyć na kartkach pocztowych. Była to jedna z tych dumnych, monumentalnych budowli, która powstała z pychy człowieka.
Drapacz chmur górował nad pustą i opuszczoną okolicą.
Wasilij rozejrzał się na boki, ale panował tu cichy, niczym nie zmącony spokój. Ruszył przed siebie, a jego kroki były miękkie i niesłyszalne, jakby sunął niezauważenie poprzez czas i miejsce.
Szedł przez park przed ogromnym budynkiem, który był cichy i obumarły. Trawa tu przestała rosnąć, była czarna i wyschnięta na wiór. Łamała się na drobny pył pod butami chłopaka.
Gdy był już całkiem blisko i by zobaczyć całą sylwetkę budowli musiał zadzierać głowę do góry, na samym szczycie, powoli rozżarzyła się czerwonym blaskiem gwiazda.
-Tutaj się spotkamy...-Usłyszał znajomy, ciepły głos.
Odwrócił się gwałtownie. Po jego prawej stał ojciec, taki, jakim go widział ostatnim razem.
Piotr uśmiechnął się delikatnie.
-Uważnie odczytuj znaki, a znajdziesz rozwiązanie...-
Zanim zdążył mu odpowiedzieć lub o cokolwiek się zapytać obraz rozmył się w jasnym świetle.
Sen się rozwiał, a on leżał zwinięty w kłębek na zimnym kamieniu.
Chwilę zajęło mu dojście do tego gdzie jest, co to za miejsce i kto stoi nad nim.
Słuchaj… Wasyl. Jeśli nie zmieniłeś jeszcze zdania, to pomogę ci znaleźć twojego starego.
Simon był zmęczony. Nie spał tej nocy najlepiej i czuł piasek pod powiekami. Zasnął dopiero nad samym świtem i miał dziwne wrażenie, że w płytkim i urywanym śnie widzi jakąś dziwną postać, która ubrana była „na cebulkę” w dziwne porwane szmaty. Gadała do siebie dziwacznie, pod pachą niosła jakiś tobołek a na plecach jakąś giwerę. Przemknęła kuśtykając przez stację cicho i rozpłynęła się w ciemności. Jednak gdy otworzył oczy, okazało się że świta i nie ma co zwlekać, trzeba obudzić Wasilija.

Wasilij dopiero po chwili zorientował się, że nastał ranek. Na stacji powoli włączano mocniejsze oświetlenie. Jeszcze nikogo tu nie było, ale za chwilę wszyscy się obudzą i stacja znów będzie głośna i ruchliwa jak zwykle. Zresztą, chyba już ktoś wstał, bo z namiotu w bocznym korytarzu miotał się jakiś facet z psem a jego towarzysz, który wyglądał na rasowego menela wyjrzał z namiotu i obserwował go przez chwilę zmęczonym wzrokiem. Wasilij gdzieś już go chyba widział. A tak, to ten gość wczoraj siedział na krawędzi peronu i majtał nogami popijając bimber.
Ale gdzie była Tekla? Ostatnim razem jak ją widział, to ta molestowała pytaniami strażnika. Teraz rozpłynęła się jak we mgle.


[Siemionowska, sojusz baumański]

Namiot Andrieja stał zasznurowany tak, jak go zostawił. Stał trochę bardziej na uboczu niż reszta. Był bardziej połatany od reszty i przez to wyglądał na mocno wysłużony.

Przed jednym z sąsiadujących domostw krzątała się jakaś kobieta. Zamiatała obejście z niezbyt zadowoloną miną. Gdy zauważyła Okssi poruszyła się niespokojnie i mocniej złapała drążek miotły.
Zmarszczyła brwi.
-Andrieja nie ma.-Burknęła obrażonym tonem, jakby już była zasypywana pytaniami.-I nie będzie. Polazł w metro i nie wrócił. Jeszcze.-

Oksana nic nie zrobiła sobie z fukania i zbliżyła się do namiotu, by go rozsznurować.
W środku panował typowy „porządek” samotnego faceta. Jakieś buty stojące pod kanadyjką ze skarpetami w środku. Gacie na środku podłogi. Koc wpół leżący na łóżku, wpół na podłodze.
Totalny rozgardiasz i lekko wyczuwalny smrodek skarpet.
Nic nie było tu ciekawego, żadnej wiadomości. To tak, jakby wiedział, że wróci. Zabrał wszystkie swoje najpotrzebniejsze rzeczy i poszedł w siną dal.
Trzeba było się zbierać. Iść dalej. Może go spotka po drodze? Ale gdzie go szukać?
A gdzie szukać Stiopy? Ten nie mieszkał na Siemionowskiej, tylko od czasu do czasu zachodził do Andrieja. Nigdy nie zdradził, gdzie zazwyczaj grzeje dupę. Może był bezdomny? Szlajał się od stacji na stację i dobrą gadką zarabiał na kawałek miejsca i posiłek? Któż go tam wie, ale pewnie było, że Stiopa najpewniej będzie wiedział gdzie teraz znaleźć Andrieja.

[Prospiekt Mira -->Komsomolska]

Tekla nie zatrzymywała się. Chlipiąc szła dalej nie zastanawiając się, co się może wydarzyć i że tunele są śmiertelnie niebezpieczne dla samotnych wędrowców. Szczególnie, gdy są dziećmi.
Ale metro było łaskawe dla małej dziewczynki. Korytarz był pusty, jak zwykle zimny i cichy.
Mała była tak zamyślona, że nie zorientowała się, gdy weszła w strefę buforową nowej stacji.
Światło reflektora oślepiło ją.
-Stać! Wyjąć dokumenty!-Zadudnił stanowczy męski głos.
-Ty, Martin przestań popisywać się swoim geniuszem. Z armatą na muchę, no serio?-Fuknął jego kolega ze zmiany.-Cho no mała tutaj.
Chudy facecik podszedł do dziecka. Twarz miał z parudniowym zarostem a w kącie ust tliła mu się resztka papierosa.
-Martin, weź zgaś już ten reflektor!-Huknął na swojego kolegę.-Mnie już nie musisz oślepiać, yh co za matoł.
Złapał dziecko za rękę. Była ciepła i szorstka, ale przyjemna.
- Co tam mała, zgubiłaś się, co?-Prowadził ją na stację.-Niefajnie jest łazić samej po metrze. Słuchaj, mów mi Tim.- Tekla mogła go polubić. Był fajny, na luzie i nie było w nim nic z tego denerwującego sposobu bycia dorosłych, którzy zawsze się rządzą.
Weszli na stację, która była zupełnie inna niż Prospiekt Mira. Była brudna i nieprzyjemna w odbiorze. Świateł było tu mniej. Trudno dziewczynce było teraz skupić wzrok, bo ciągle latały jej ciemne plamy powidoków przed oczyma- uboczny efekt światła reflektorów.
Poszli do zarządcy stacji, który to naradzał się długo z Timem. Był zły. Wczoraj działo się tu coś złego, jakaś strzelanina. A teraz przyszła ona. Skąd? To nie wyglądało dobrze.
-Weź się nią zajmij i daj mi spokój!-Rzucił w końcu rozzłoszczony facet.
Tim był fajny. Dał jej jeść i poopowiadał wesołych historyjek. Dziewczynka przez chwilę zapomniała o Andrieju.
Przyszedł też moment, gdy ośmiolatka poczuła zmęczenie. Nadszedł czas na sen. Dostała swój kącik w namiocie pograniczników oraz koc i mogła tak, jak każde normalne dziecko pójść spać i nie marznąć...
Sen miała mocny i zdrowy. Nic jej nie przeszkadzało wyspać się porządnie. Nawet nic jej się nie przyśniło, tak mocno spała.
Obudził ją cichy szmer poranka. Ludzie już wstali i zaczynali swoją zwykłą, codzienną krzątaninę.
Otworzyła jedno oko i rozejrzała się po namiocie. Nikogo już w środku nie było, została zupełnie sama. Tim pewnie poszedł załatwiać swoje żołnierskie sprawy. Mogła teraz poczekać na niego, może przyniesie śniadanie? A może jednak warto ruszyć dalej? Zobaczyć, co jest w następnym tunelu?
 
Ravage jest offline