Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-03-2016, 14:01   #93
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
“Bear” nie był myślicielem. Co prawda mógł się pochwalić napisaniem paru książek, ale były to tytuły proste i nieskomplikowane. Praktyczne do bólu.
Jak sam Bobby Barker.
Co nie znaczy że był głupi. O nie. I znał las. I drapieżniki i ofiary też…

- Czy wy nie widzicie, że oni nie zgubili się samoistnie? Że w ciągu dwudziestu minut z dziesięciu osób zrobiło się pięć? Że jeśli nie zrobimy NATYCHMIAST czegoś nieprzewidywalnego to inaczej w takim tempie~


Barker uśmiechnął się pobłażliwie. Rozumiał panikę, ale widział błąd. Prosty błąd w rozumowaniu. Znał takich jak Arisa. Programistów. Idących wzorem matematycznego kodu… prostych zależności.
Co się zdarza jeśli komputer natrafi na błąd w oprogramowaniu? Wyskakuje jakiś error i Bobby szedł z nim do znajomego serwisu, gdzie miła Betty/Penny odbierała maszynę z pobłażliwym i protekcjonalnym uśmieszkiem.
Znowu Bobby coś nawalił. Pan Barker znowu wcisnął coś co nie trzeba.
Tak działały maszyny. Jeśli natrafiały na problem którego się nie spodziewały, przewracały się jak olbrzym potykający o kamień.

Rzecz w tym że świat nie był maszyną, a już świat natury z pewnością nią nie był. Jeśli zwierzę natrafiało na coś nieoczekiwanego nie ulegało zawieszeniu, tylko reagowało natychmiast i adaptowało swoje zachowanie do sytuacji.
Nieprzewidywalność dla samej nieprzewidywalności była błędem. Barker jednak tego wytłumaczyć Arisie nie mógł. Język… by mu się zaplątał gdzieś w połowie wywodu.
-Niepppppp...przewidywalność… nic nie da. Pier... pier.. pierdnięcie komara… ot co.- wytłumaczył więc krócej.- Pożaaaar… tto co co innego. Las jest pilnoffwany przez służby leśśśne. Mmają wy wysokie strażnic-ce. Ppożar przycią-ciągnie uffwagę stra straży pożżżarnej, ściągnie do nas słu słu służby rattunkowe. Oggień w dododatku odstraszszy potffwory. Dwie dwie pieczczenie przy jednyyym ooogniu, ale..- zawsze bowiem musiały być jakieś "ALE".-..ogień tto obo obosieczna broń. Róffwnie groźźny dla nnas. A nam i ppogoda nie sprzyja. Możże nie uuuda się więc pożżaru wywołłać.
Uśmiechnął się do Ange próbując ją pocieszyć.- Moższe masz i rację z tymi pro pro proochami, ale nie mmożemy ry ryzykować effwwentualnej ppomyłki. Nie chcę nikkogo zabiiijać, ale… kkkażdy pokąsany popowinien dddać sssobie zwiąąązać ręce dla ffwszystkich besp bezp bezpieee… wygody. Ot tak na ffwszelki wyppadek. A ttteraz... szukkajmy rreszty.


Wyglądało na to że lina działała. Nikt się nie zgubił tym razem. Proste rozwiązanie skomplikowanego problemu. Żeby jeszcze Barker miał rozwiązanie innych problemów.
Bo tropy niełatwo było znaleźć w obecnej sytuacji. Bobby się starał, acz… wiedział że to była pusta deklaracja. Tropów zwierząt się nie szukało po ciemku. Jedyna nadzieja w tym, że taktyka podążania z powrotem zda egzamin. Barker był bowiem pewien, że kręcenie się w kółko nie było ich winą. A jeśli byli na ziołach jak twierdziła Ange… a wcześniej profesorek którego imienia “Bear” nie pamiętał, to przecież trudno po naćpanych ziołami ludziach oczekiwać konsekwencji w poruszaniu się po tej samej trasie, prawda?
Zresztą… czy nabuzowani prochami ludzie mają zawsze te same zbiorowe halucynacje, w tej samej chwili i tej samej treści?
Bobby nie był farmaceutą, ale jakoś w to wątpił.
Zresztą te rozważania Bobby porzucił, gdy odnaleźli zgubę. Migocząca pochodnia poprawiła mu humor i sprawiła że poczuł przyjemne ukłucie dumy, nawet jeśli jego wkład w uratowanie był mniejszy niż sobie to Barker w duchu przypisywał. Nagle srebrny błysk przyciągnął uwagę Bobbyego.


Profesjonalny aparacik high-tech. Cudeńko z jakich Bobby nie korzystał, jako że wolał unikać elektroniki zwłaszcza na wypadach w dzicz. Cudeńka te za bardzo polegały na bateriach. Co ona tu robiła, taka samiutka i opuszczona? Należała do członków ich ekipy? Chyba… nie… Bobby nie przypominał sobie nikogo kto by takiej używał. Nawet ten Nicolas obwieszony gadżetami jak stoisko na targach międzynarodowych.
Może odpowiedzi były ukryte właśnie w niej. Jakieś zdjęcia, filmy?
Bobby sięgnął po nią, pochwycił, podniósł,popatrzył w czarny ekran i…
… zamarł z wyrazem zaskoczenia na twarzy. Jego puste spojrzenie i nierówny
oddech świadczyły jakby odpłynął na jakichś prochach, całkowicie zapominając o całym świecie. W tym i o towarzyszach do których był uwiązany, stojąc nieruchomo jak woskowa rzeźba.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-03-2016 o 17:14.
abishai jest offline