Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-03-2016, 20:42   #4
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Pałac Kultury i Nauki, Śródmieście, ul. Emili Plater, wieczór

Wojciech pomachał przecząco głową na pytanie kobiety. Jednak po chwili zorientował się, że musi coś odpowiedzieć.
- Wszystko w porządku. Chyba. Czy ktoś spisał numery tego samochodu? - rzucił do kobiety, jednak jak zwykle w takich wypadkach ilość gapiów się zmniejszyła. Paradoksalnie nikt nic nie widział. Detektyw wstał opierając się o lampę.
- Dziękuję - rzucił kobiecie - dobrze wiedzieć, że są jeszcze w Warszawie ludzie, którym los innych ludzi nie jest obojętny.
Bez zbędnego ociągania zaczął szukać po kieszeniach najważniejszych rzeczy. Dość szybko znalazł papierosy i zapalniczkę. Zapalił. Szczęka bolała. Zrobił nią kilka ruchów, żeby ocenić, czy nic mu nie złamali. Musiał powoli wszystko ułożyć w głowie. Wszystko wskazywało na to, że nie ma poważniejszych obrażeń. Nie miał też telefonu. Ten stan trzeba było jak najszybciej zmienić. Złapał pobliską taksówkę i ruszył w stronę klubu w którym go pobito.

Klub Progresja, Wola, Fort Wola, wieczór.

Taksówką podjechał prawie pod zaparkowanego Forda. Jakież było zadowolenie detektywa, gdy zastał auto dokładnie tak jak je zostawił. Taksówkarz zasłużył na napiwek, a Wojtek na papierosa. Przez chwilę zerkał w stronę klubu, ale gdy już spalił papierosa wsiadł do auta. Zaczął od wyjęcia iPada spod siedzenia i uruchomienia aplikacji “Znajdź mój iPhone”. Nie mógł sobie pozwolić na stratę telefonu. Było tam za dużo danych. Na szczęście był spokojny o ich bezpieczeństwo. Podobno nawet FBI nie radziło sobie ze złamaniem tego szyfru.
W końcu iPad wskazał kropkę symbolizującą telefon. Rzucił tableta na miejsce pasażera i odpalił samochód nie czekając dłużej. Powoli jechał między kolejnymi ulicami. W końcu zorientował się, że telefon jest gdzieś w Galerii Wolskiej. Wojciech wjechał na parking Fordem i ponownie sprawdził położenie telefonu. Kropka pozostawała bez ruchu. Detektyw sięgnął do schowka po taser. Schował urządzenie do kieszeni kurtki. Jeszcze raz ocenił położenie swojego telefonu. IPad wylądował pod siedzeniem. Sykurski maszerował wzdłuż parkingu, najpierw z daleka patrząc na ścianę, przy której był jego aparat. Musiał mieć pewność, że nie ma go po zewnętrznej stronie budynku. Po krótkim rekonesansie wszedł do środka.


Galeria Wola Park, Wola, ul. Górczewska, wieczór.

Błądził tak trochę po Galerii “Wola Park” porównując mapę miejsca z punktem w którym pamiętał położenie telefonu. Kilka razy zmieniał poziomy aż zauważył punkt GSM skup/sprzedaż naprawy. Jakiś typ siedział tam bawiąc się komórką (nie Wojciecha) ze znudzonym spojrzeniem.

Wojtek wszedł do środka rozglądając się za iPhonami z tego samego modelu co jego. Czyżby jego oprawcy już sprzedali aparat? A może na tyłach właśnie ktoś próbował do niego się włamać? Sklep z telefonami to w końcu najlepsze miejsce na tego typu zabawy.
- Szukam iPhona. - rzucił w końcu bez powitania do sprzedawcy.
- Jakiś konkretny model?
- 5s. Czarny. Zajmujecie się tutaj też JailBreakiem? Albo jakimiś innymi łamaniami oprogramowania?
- Panie, a idź mi stąd, ja się łamaniem prawa nie zajmuję. 5s mamy, ale nie czarny - zawahał się jakby. - Tam w gablotce biały stoi.
- Ok. Jasne. - Sykurski spojrzał na czubki swoich butów, po czym podniósł wzrok spojrzał ponownie na mężczyznę. Przemówił głosem zimnym i wyjątkowo wrednym.
- Kilka godzin temu podpierdolili mi mojego iPhona. Tak się śmiesznie składa, że kropka lokalizująca go mruga w tym sklepie. Mogę go dostać i wyjdę nie robic nikomu problemów, a mogę też poprosić o przyjazd policji. Nie daj boże jak się im jakiś IMEI nie będzie zgadzał z tutaj obecnych telefonów. Szkoda by było miejscówki w galerii. Konkurencja pewnie nie śpi.
Sprzedawca popatrzył na Sykurskiego z ukosa. Wyjął spod lady telefon, ewidentnie detektywa.
- Ten? Panu podpieprzyli? - spytał. - Dwóch mięśniaków chciało mi go opchnąć z pół godziny temu, spieprzyli gdy zacząłem zadawać pytania.
- Tak - pokiwał głową - to mój. Jest szansa na nagranie ich twarzy z monitoringu? - Zapytał już nieco łagodniej. Uspokoił się wiedząc, że ma swoją bazę danych w zasięgu ręki.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Wątpię, tacy jak oni to kaptury na łeb tam gdzie wiedzą, że kamerki jak u nas w galerii. Tak też do mnie przyleźli. Ja to panie złodzieja wyczuję od razu, toteż zacząłem pytać. - Uśmiechnął się. - Trzech na czterech spieprza w podskokach.
- Aż dziw, że w czasach wszechobecnego monitorowania ktoś jeszcze podpieprza telefony. - Sykurski sięgnął do portfela i wyjął banknot pięćdziesięciozłotowy - dziękuję za fatygę.
- Podziękujesz pan, jak udowodnisz, że Pański. Łatwo tak podejść i ściemę walić co galeria, może któryś z nas w punktach GSM taki numer wyłapał i iPhonik za pięć dyszek. - Sprzedawca trzymając telefon wystawił go do Wojtka. - Pokaż pan, że zabezpieczenie Pańskie, będę wiedział, że w ciula mnie Pan nie robisz.
- Jasne - detektyw położył na blacie banknot i prawą dłonią wpisał czterocyfrowy kod rozblokowujący, na tapecie pojawił się księżyc w pełni.
Sprzedawca uniósł telefon do oczu sprawdzić czy odblokowany. Wcisnął coś. Faktycznie iPhone reagował.
- W galerii są moje zdjęcia, pokazać?
- Dowód zakupu pokazać… - Sprzedawca uśmiechnął się uroczo, od czasu do czasu wciskając coś w telefonie i zerkając na coś co było od wewnętrznej strony lady.
Sykurski złapał go za rękę z telefonem i szarpnął mocno
- Nie wkurwiaj mnie synek.
Sprzedawca błyskawicznie sięgnął drugą ręką przejmując w nią iPhona i trzymając z dala od zasięgu Sykurskiego.
- Bo zawołam policję! - uniósł głos. Parę osób odwróciło się w tę stronę.
- AAAA!! Policjaaaa!! - wrzasnął gdy Sykurski wykręcał mu rękę.
- Daj mi ten telefon. - mówił zaskakująco spokojnie jak na sytuację która miała miejsce - Bo może się okazać, że gdy przyjedzie policja, to ty już nigdy nie będziesz w stanie stukać w klawiaturę. I po co nam te wszystkie problemy? - zaczął wyginać jeden z palców sprzedawcy.
Sprzedawca zawył z bólu. Sykurski poczuł jakąś rękę na ramieniu.
- Zostaw go człowieku! - Jakiś przechodzień postanowił zareagować. Z głębi galerii biegł ochroniarz.
Detektyw obejrzał się na właściciela ręki.
- Ten pan nie chce oddać mojego telefonu. -choć palec zbliżał się do granicy wytrzymałości to twarz detektywa była równie spokojna, co gdyby rozmawiał o pogodzie. - Tam są moje prywatne rzeczy.
- Puść go pan, zaraz zobaczymy coś pan za jeden - Sykurski zobaczył, że ochroniarz łapę położył na pałce.
Detektyw puścił rękę sprzedawcy i odsunął się dwa kroki. Obserwował wszystkich zebranych.
Sprzedawca zabrał rękę krzywiąc się i prostując ją.
- Facet mówi, że to jego telefon - powiedział ochroniarzowi - Ja już mu nawet mówiłem, ze wiem iż kradziony, ale zażądałem dowodu zakupu. A on do mnie z łapami!
Detektyw spojrzał na ochroniarza i powiedział wprost.
- Poprosił mnie o odblokowanie klawiatury kodem zabezpieczającym. To zrobiłem, a on zamiast oddać mi telefon zaczął go przeglądać. Ma pan dzieci? A żonę? Jakby pan zareagował jakby ktoś zamieszany w kradzież pańskiego telefonu zaczął przeglądać rodzinne zdjęcia? Z żoną w bikini dajmy na to? Albo bez? Chyba można się zdenerwować. Zwłaszcza, że dobrze wiedział, że to mój telefon. A tak swoją drogą, to kto ma przy sobie paragon za swój telefon, który mu ukradli dwie godziny temu? - Detektyw spoglądał co dzieje się z jego aparatem.
Sprzedawca w czasie przemowy detektywa pierwsze co zrobił, to drugą ręką sięgnął po drugi tel. i coś na nim kliknął. Po czym włączył odtwarzanie. Czuły słuch Sykurskiego wychwycił sam początek ich rozmowy. Nie było tu zatem przypadku, sukinsyn doskonale wiedział kim Wojtek jest i zaczął nagrywać by mieć podbitkę od samego rozpoczęcia rozmowy.
Wzrok Sykurskiego niewiele ustępował słuchowi. Typ za ladą wybierał na szybko jakieś numery i inicjował połączenie sprawdzając czy nie ma ich w pamięci telefonu lub czy nie wpisują się domyślnie jakby w książce tel. ich nie było ale w pamięci takowe połączenia były w użytku.
- Ja bym nie odblokowywał - rzekł ochroniarz, choć spojrzał nieco łagodniej po tym co powiedział detektyw, wciąż jednak na tyle twardo jak patrzy się na typa co rozkręca dym w jego rewirze.
- Ty kurwa! Skończ robić to co robisz! - Rzucił detektyw do sprzedawcy.
- A ja nic nie robię… - nakrzyczany obniżył telefon.
- Starczy kurwa, wzywam policję, obaj się będziecie tłumaczyć - huknął ochroniarz nadając coś do krótkofalówki. Wciąż stał jednak tak by nie doszło do rękoczynów.
Sykurski spojrzał na zegarek. Galerię mieli za chwilę zamykać.
- Skoro trzeba ich tutaj ściągać, to trudno. Pewnie będą nas tu przesłuchiwać do północy. - Miał nadzieję delikatnie wpłynąć na ochroniarza, przypominając mu, że zbliżał się fajrant.
Sprzedawca przestał wklepywać numery i wszedł w tryb sms, ale nie czytał ich o ile były otagowane kontaktem w książce adresowej.
- Dasz mu ten telefon? - warknął ochroniarz do niego. - Mnie chuj boli czy masz rację z papierami czy nie, ale jak mnie tu policja będzie trzymać dwie godziny po fajrancie, to ja Ci się odwdzięczę.
Sprzedawca spojrzał czujnie.
- Dobra - odpowiedział. - Ale pod warunkiem, że typ napisze oświadczenie, jakby mnie co mieli ciągać. A Ty będziesz za świadka robił. - Typ ewidentnie leciał sobie w ch… Pewnie by zyskać na czasie.
- Zostaw już ten telefon! - Detektywowi nerwy puściły już dawno temu. - Podpiszę oświadczenie skoro potrzebujesz.
Pracownik punktu GSM podał mu kartkę A4 i długopis, sam zaś zaczął zerkać ki iPhonowi dyskretniej widząc, że i ochroniarzowi już kończy się cierpliwość.
Sykurski rzucił do sprzedawcy:
- Napisz to oświadczenie, ja podpiszę. Żeby się wszystko tam zgadzało jak potrzebujesz.
Ochroniarz zaś zaś odwołał zgłoszenie sygnalizując do krótkofalówki fałszywy alarm. Gnojek chyba skończył coś sprawdzać zanim Wojtek i ochroniarz podpisali się pod oświadczeniem, że telefon jest Sykurskiego rozpoznany i wstępnie zweryfikowany odblokowaniem. Sprzedawca kpił w żywe oczy treścią oświadczenia, ale o dziwo bez problemu oddał telefon za papier.
Detektyw zabrał z blatu pięć dych i telefon.
- Dziękuję i życzę miłego wieczoru - rzucił na pożegnanie ochroniarzowi.
Wrócił spowrotem do swojego samochodu i przejrzał spis telefonów i połączeń. Wyglądało na to, że nikt nie został usunięty. Za to pojawiły się nowe połączenia. Miał już dość tego dnia. Wszystko wydawało się takie banalne. Wystarczyło poczekać aż zamkną galerię. Śledzić sprzedawcę, ogłuszyć go i dowiedzieć się dla kogo pracuje. Banał.
Z drugiej strony był już tak zajebiście zmęczony tym wszystkim. Miał w telefonie sześć nowych numerów. musiał je sprawdzić. W końcu zapalił papierosa. Przyszła chwila ukojenia. Po papierosie zapalił też silnik diesla i ruszył do domu.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga południe, ul. Wiatraczna , późny wieczór.

Zaczął od wzięcia prysznica. Później poszedł po piwo do lodówki i dwudniowe resztki pizzy. Zapowiadała się pyszna kolacja po ciężkim dniu. Uruchomił komputer. W pierwszej chwili sprawdził dane z chmury. Musiał mieć pewność, że nic nie zostało usunięte przez pana ze sklepu GSM. Na szczęście osobnik prawdopodobnie był na to za tępy. Albo, co było już powodem do zmartwień, miał ściśle określony cel i nie było nim grzebanie w chmurach Sykurskiego. Później zaczął sprawdzać informacje o obsadzie OSP Sieraków. Kto tam pracuje i kim jest mityczny “Miecio” któremu wisiał co najmniej kopa w szczękę. Jak się okazało Sieraków był totalnym wygwizdowem. Nie było nic na temat jednostki co mogłoby się przydać w jakikolwiek sposób detektywowi. Poza publicznymi informacjami, że mają na wyposażeniu jeden wóz strażacki typu Żuk była jeszcze wzmianka, że cztery lata temu mieli trzecie miejsce na turnieju okolicznych OSP. Żadnych zdjęć. Żadnych oświadczeń dla lokalnych mediów. Żadnej listy płac.
Poza tym trzeba było też sprawdzić maila z forum dla kibiców. Tam nareszcie przełom. Zaakceptowali jego logowanie. Przejrzał loginy, ale nic nie sugerowało Kleszcza, czy jego kumpla Buły. Wojciech wpatrywał się w monitor przykładając zimną butelkę do żuchwy. Na forum znalazł lokalizację knajpy w której spotykają się kibice. Czuł, że to przełomowa informacja, ale równie mocno czuł, że nie ogarnie tego już tej nocy. No i została jeszcze kwestia Progresji. Klub zamykali o 4:00? 5:00? Zaskoczeniem dla Sykurskiego było, że zamykali około 1:00. A to oznaczało, że ciężko będzie mu ogarnąć zemstę, którą sobie zaplanował. Trudno. Co się odwlecze, to nie uciecze. Postanowił sprawdzić numery, które “dostał”.

Z pokoju biurowego wyjął kilka starterów. Jeden z nich włożył do komórki pochodzącej jeszcze z czasów 64 kolorowych wyświetlaczy. Telefon podłączył do laptopa i uruchomił program do prowadzenia połączeń. Najpierw zweryfikował numery z bazą danych zarejestrowanych użytkowników. Fakt, że baza miała ponad 6 miesięcy, ale zawierała imiona, nazwiska, czasami adresy i numery PESEL użytkowników abonamentowych. W przypadku firm były jeszcze ich NIPy. Wszystko nielegalne. Drogie. Ale do pozyskania przez zdolnego pracownika call center. No i było w posiadaniu każdego liczącego się detektywa…
Niestety taka baza nie była ani w 100% dokładna, ani nie zawierała 100% abonentów. Jednak zgodnie z zasadą lepszy rydz niż nic Wojtek zaczął wyszukiwać. Pierwsze trzy nie istniały w Bazie. Czwarty okazał się Krzysztof Mirecki. Detektyw zanotował imię i nazwisko i zaczął dalej wyszukiwać. Niestety Mirecki był jedynym istniejącym w bazie Sykurskiego rekordem.

W laptopie uruchomił też program do namierzania rozmówcy, po czym spojrzał na godzinę. Raczej małe szanse utrzymania kogoś na linii przez kilkadziesiąt sekund po godzinie 23:00. Zostawił stworzoną stację szpiegującą złożoną z laptopa połączonego ze słuchawkami i telefonem. Dokończył piwo i uruchomił ekspres. Espresso po 23:00 mogło oznaczać tylko jedno. Miał robotę w terenie. Zabrał ze sobą dwa lokalizatory GPS i ruszył do samochodu.

Klub Progresja, Wola, Fort Wola, około północy.

W granatowym Fordzie widać było tylko czerwony tlący się punkcik i jasną poświatę spod kierownicy. Detektyw w tablecie szukał jakiś śladów Krzysztofa Mireckiego. Lubił ludzi o rzadkich nazwiskach. Prawie zawsze coś na ich temat można było znaleźć w internecie. Nazwisko “Krzysztof Mirecki nie było jednak tak rzadkie jak myślał Wojtek, sporo różnych osób o tym imieniu i nazwisku się przewijało. Sami oznaczeni jako mieszkancy Warszawy to było kilka tropów, do tego kilka osób raczej nie związanych z powyższymi ale bez żadnej lokalizacji.

Poza tym była jeszcze kwestia samochodu Mietka. Najprawdopodobniej był zarejestrowany jeszcze w Sierakowie, czyli powinien mieć rejestrację zaczynającą się od WZ i powinien stać gdzieś na parkingu blisko wejścia służbowego. Sykurski odruchowo rozejrzał się w poszukiwaniu kamer wkoło klubu. Kolejne rozczarowanie. Kamera jedna i żadnego samochodu z szukaną rejestracją. Gdy goście zaczęli wychodzić zgasił papierosa, a tableta położył pod siedzeniem pasażera. Zamiast tego przez lornetkę zaczął obserwować sam klub. Wtedy zauważył kamerę nad klubem. Prywatny monitoring. Sykurski czekał aż zamkną klub. Wtedy Mietek i jego koledzy wyjdą z pracy.

Ostatni pracownicy wyszli razem z dwoma ochroniarzami, z czego w jednym Sykurski rozpoznał typa co stał przed klubem, a potem wepchnął go do kanciapy. Pożegnali się z jedną z dziewczyn jaka zamykała wejście i ruszyli w kierunku czerwonego Lanosa zaparkowanego blisko budynku. Mietka ni widu ni słychu, chyba, ze właśnie zamknięto go w środku. Jego dwaj znajomi właśnie ruszali samochodem.
Detektyw odczekał kilka sekund i odpalił samochód. Trzymał się możliwe daleko Lanosa, ale nie chciał go stracić z oczu. Na szczęście około 1:00 ruch był dość mały. Śledzony samochód pojechał Połczyńska by skręcić w Powstańców Śląskich, na skrzyżowaniu z Czułchowską zatrzymał się. Ochroniarz klubu jakiego Wojciech kojarzył sprzed wejścia wysiadł i od razu przeszedł przez ulicę kierując się ku blokowisku wyrastającym po północno zachodniej stronie skrzyżowania. Kierowca Lanosa ruszył dalej.
Sykurski wjechał w blokowisko szukając miejsca parkingowego. O tej porze nie było to łatwe, jednocześnie starał się nie tracić z oczu ochroniarza. W końcu zgasił samochód. Dzieliło ich jakieś pięćdziesiąt metrów. Zaciągnął kaptur na głowę, włożył taser do kieszeni i ruszył w na piechotę za mężczyzną.
Ochroniarz z Progresji wszedł do jednej z klatek w marszu wyciągając coś z kieszeni, pyknął tym w domofon i wszedł do środka bloku. Sykurski się spóźnił. A może gdzieś podświadomie doszedł do wniosku, że nie jest gotowy. Ochroniarz go zgubił. Zostało mu tylko zrobić telefonem zdjęcie klatki schodowej i listy nazwisk na domofonie. Po chwili był już w dalszej drodze wkoło bloku, żeby wrócić do zaparkowanego samochodu z innej strony. W samochodzie jeszcze na chwilę wyjął iPada w którym zaczął szukać informacji na temat sklepu GSM z galerii. Firma musiała być na kogoś zarejestrowana, a nigdy nie wiadomo gdzie znajdzie się jakiś cenny trop. Niestety pomysł trafił szlag, gdy okazało się, że lokal jest częścią sieci Teletorium. Duży koncern. Nie miał siły tego wieczoru szukać dalej.

Było już chwilę po drugiej gdy ruszył autem do domu.

Dawna fabryka broni chemicznej, okolice miasta Samarra, Irak, maj 2005r, przed wschodem słońca.

Sykurski sprawdzał zapasowy magazynek i resztę wyposażenia. Koledzy z oddziału podobnie. W pełnym rynsztunku stał tylko kapitan Krupa, dowódca drużyny. Stał i mówił praktycznie się nie ruszając.
- W dziewięciesiątym pierwszym Amerykanie zjebali pierwszy raz. Generalnie nie nasza sprawa, ale wybudowali w Iraku fabrykę Borkasów. No, może nie do końca Borkasów. Sarinu. Cała jebana technologia USA w jednej zajebistej fabryce. Saddam sobie sarin poskładał z rakietami Grad kupionymi u Ruskich i tak powstały Boraksy. Wygrał pierwszą wojnę z Iranem. Saddam był szczęśliwy. Amerykańce byli szczęśliwi, bo zarobili hajs i jeszcze mieli układ z ropą. Ruscy byli szczęśliwi, bo pozbyli się starych rakiet i mieli układ z ropą. Wtedy nasz dyktator stwierdził, że jednak woli swoją ropę. Amerykanie się wkurwili i dlatego mamy tutaj misję pokojowę i stabilizacyjną.
Nikt nie komentował. Dla ich drużyny nie miało znaczenia czy rządzą Republikanie, Demokraci, PSL czy PiS. Dla nich znaczenie miały rozkazy. Skoro dowódca mówił, że Amerykanie zjebali, to z pewnością zjebali.
- Drugi raz Amerykanie zjebali rok temu. Zajęli fabrykę w Samarrze i nie pisnęli słówka. Fabryka oficjalnie nie istnieje. No bo gdyby istniała, to USA przyznałoby się do pomocy w uzbrojeniu dyktatora. No i obrona nieistniejącej fabryki została ograniczona do minimum. Stąd już błyskawiczna droga do zjebania po raz trzeci. Do fabryki wjebali się turbaniarze i zmietli kilku marinsów zajmując fabrykę śmiercionośnego gazu. Czwarty raz spierdolili wysyłając tam oddział Delta Force. Cztery godziny temu przeprowadzili szturm. Pełną parą. Jak na komandosów przystało w fabryce pewnie nie zostałby kamień na kamieniu. Gdyby nie sprytny kozojeb, który wysadził się w piwnicy fabryki. Żaden komandos nie wyszedł. Czujniki fosforu pikają już sto metrów od ogrodzenia. Chemical Corps byliby na miejscu za sześć godzin. Dlatego Jankesi pierwszy raz podjęli rozsądną decyzję i poprosili o pomoc Polaków. To dzięki nim zerwaliśmy się na równe nogi trzy godziny temu.
Nadal milczenie, ale większość żołnierzy sprawdziła już swój osprzęt. Wszyscy czekali z niepewnością na to co miało nastąpić po tak kwiecistym wstępie kapitana Krupy.
- Plan opracowali nasi sojusznicy, więc jest niesamowicie prosty. Wchodzą cztery drużyny. Na każdą drużynę przypada czterech jankesów i dwóch naszych. Drużyna pierwsza idzie bezpośrednio na poziom minus trzy i zabezpiecza skażenie. Oceniamy zniszczenia. Zabezpieczamy wyciek i wracamy po wsparcie. Drużyna dwa, trzy i cztery przeszukuje kolejne poziomy w poszukiwaniu ocalałych Delta Force.
- Jak kurwa ocalałych? - Rzucił wątpliwość Sykurski. - Przecież mówił pan, że szturm był cztery godziny temu. Delta Force mają tylko maski z filtrami węglowymi. Jeżeli nie wyszli przez cztery godziny, to idziemy tam tylko zabezpieczyć zwłoki.
Młody żołnierz miał rację. Komandosi komandosami, ale nie byli gotowi prowadzić działań na terenach objętych skażeniem dłużej niż 30 minut. Przy odpowiednim zabezpieczeniu i dodatkowych filtrach mogli przetrwać nawet dwie godziny. Na cztery nie było najmniejszych szans.
- Widzicie Sykurski, nasi sojusznicy wierzą, że Delta Force to jebane Terminatory i bez powietrza leżą tam sobie na stendbaju i czekają aż Czwarta Chemiczna przyniesie im nowe bateryjki. Dwójka, Trójka, Czwórka, będzie lokalizować i zabezpieczać pozycje komandosów. Jeżeli to możliwe przeprowadzicie ewakuacje. Ty Sykurski idziesz w Jedynce. Tylko nie spierdol tego.
- Tak jest panie kapitanie.
Na głowy żołnierzy powędrowały maski z kapturami ochronnymi i w pełnym oporządzeniu ruszyli do celu.

15 minut później…. prawdopodobnie gdzieś w piekle…..

To co się działo później było zaskoczeniem dla wszystkich. Najbardziej dla dowództwa. Oczywiście nie znaleziono żadnego żywego amerykańskiego komandosa. Na najniższym poziomie poza wyciekiem sarinu był rozpylony też gaz musztardowy. Dla żołnierzy plutonu likwidacji skażeń z 4 Pułku Chemicznego żadne zagrożenie, tylko cholernie upierdliwy brak widoczności. W połączeniu z brakiem prądu w piwnicy idealne miejsce na pułapkę. Dwóch turbaniarzy przeczekało na miejscu w kombinezonach z lat sześciesiątych. Zasadzka okazała sie dość skuteczna, bo z sześcioosobowej “drużyny jeden” przy życiu został Sykurski i jakiś Roger z sił sprzymierzonych. Na szczęście jeden z turbaniarzy też był już martwy. U stóp Polaka leżał jego kolega z drużyny. Potłuczona szybka z maski, śrut, kawałki kości i krwawa miazga zastępowały uśmiechnięty wyraz twarzy, który pamiętał z odprawy. Strzelaniny w pomieszczeniach wypełnionych sarinem miały tę cechę, że nie ważne w co trafisz, to i tak przerwany kombinezon ochronny dawał jakieś 30 sekund do dwóch minut życia. Wojciech był pewien, że drugi turbaniarz przed chwilą też oberwał. Na zegarku ustawił minutnik. 120 sekund i po sprawie. Roger właśnie osłaniał front. Polak flankował pozycję wroga. Miął pęknięte wiadro z którego wylewał się sarin. Jakieś dwdzieścia litrów. W głowie szybko przekalkulował czas połowicznego rozkładu gazu. Czekały ich jakieś cztery, może pięć tygodni kwarantanny, zanim będzie można bezpiecznie wejść do fabryki bez kombinezonu. Ale tym będą martwić się później. Sykurski właśnie podchodził do przeciwnika. Ten jednak chyba go wyczuł. Odwrócił się i spojrzał mu w twarz.

Broń Sykurskiego bezwiednie wypadła ze zwisających bezwładnie wzdłuż ciała rąk. W starym przetartym kombinezonie, bez maski stała na przeciwko niego młoda blondynka. Jego nastoletnia córka. Miała smutny wyraz twarzy i powiedziała do niego:
- Dlaczego?
Wojciech nie wiedział co powiedzieć. Nagle w masce zaczęło brakować mu powietrza. Serce waliło jak młotem. Logiczna część umysłu podpowiadała mu, że jeżeli poda jej Diazepam w podwójnej dawce, to zdąży wyjść ze strefy skarzenia.. sięgnął po zestaw pomocy ze strzykawkami.
- Tato…. - dziewczyna sięgnęła dłońmi do swojej twarzy i ją zasłoniła, przeciągnęła rękami w górę zdejmując kaptur. Gdy jej dłonie opadły Sykurski dobrze widział przyklejone pod powiekami plastry LSD.
- Dlaczego mnie zostawiłeś….
Wtedy zaczął dzwonić ustawiony minutnik…. Było już za późno, żeby kogoś uratować… pierwszy dzwonek… drugi….

Mieszkanie Sykurskiego, Praga południe, ul. Wiatraczna , przed południem.

… trzeci dzwonek do drzwi obudził detektywa. Pamiętał coś, że blisko do czwartej nad ranem siedział w tablecie szukając różnych rzeczy. Dużo bardziej niż ból szczęki męczył go brak dostępu do Ask córki.
Do drzwi dobijał się kurier. Jak się okazało paczka nie była dla niego, tylko dla sąsiadki. Typowe. Nigdy jej nie było w domu za dnia, a jednak zamiast zamówić kuriera do pracy wybierała adres domowy. Sykurski mruczał coś o tym, że nigdy nie zrozumie kobiet gdy podpisywał potwierdzenie odbioru. Paczka została w korytarzu. Tylko na chwilę zerknał na nazwę firmy. Szczęka bolała niemiłosiernie. Nie była złamana, ale jednak dawno nie dostał w mordę. Bolały też nerki. Rozumiał już dlaczego w pewnym wieku wojskowych wysyła się na emeryturę. Zapalił papierosa i na uruchomionym komputerze wstukał w Google nazwę firmy z jakiej sąsiadka dostała paczkę. Cukierkowa strona z pierdołami dla domu. 150zł za poprzecierany lampion, który wyglądał jakby był już wiele lat używany. Kubeczki porcelanowe z serduszkami. Po 50zł za sztukę. Wszystko fajnie, pięknie. Tylko że Karolina nie miała w swoim mieszkaniu niczego w stylu Shabby chic. Asortyment sklepu w ogóle do niej nie pasował. Sykurski sprawdził dane kontaktowe firmy. Przerzucił je do portalu mojepaństwo.pl. Szybko znalazł zarząd i udziałowców firmy posiadającej stronę. Jak się okazało mieli też drugą firmę. Tym razem wrzucił dane z KRS w Google. I znalazł. Strona sklepu internetowego o zgoła innym asortymencie. Kajdanki. Skórzane stroje. Bicze. Wibratory różnych kształtów i rozmiarów. Zestawy do krępowania. Obroże, kneble, pasy cnoty. Cóż, w tym momencie Wojciech przestał się dziwić, że asortyment jest wysyłany w paczce oklejonej logotypem innej firmy. Z jakiegoś powodu ten sprzęt pasował mu do Karoliny dużo bardziej niż poprzecierane kubeczki.

Uśmiechnął się do monitora i odpalił papierosa. Żołądek prawie wywinął się na lewą stronę. Ewidentnie nie powinien palić przed śniadaniem. Sprawdził telefon. Widocznie Buła nie znalazł wizytówki. Cóż, w takim razie teraz to Wojtek będzie musiał podzwonić. Ale najpierw śniadanie. Ubrał się i ruszył na zakupy.

Mieszkanie Sykurskiego, Praga południe, ul. Wiatraczna , południe.

Po obfitym śniadaniu, dużej kawie i dwóch papierosach detektyw siedział w swoim małym centrum dowodzenia. Komputer stacjonarny z podłączoną do niego iPhonem. Laptop z podłączoną starą Nokią. Słuchawka z mikrofonem na głowie Wojtka. Tablet w ładowarce po całonocnej pracy. W tle uruchomione nagrywanie rozmów. Przez system komputerowy wybrał pierwszy z nieznanych numerów. Nasłuchiwał sygnałów. Jednak pierwszy telefon okazał się głuchy. Podobnie drugi i trzeci. Przy czwartym pojawiła się nadzieja. Statystyki mówił, że 90% połączeń jest odbieranych przed szóstym sygnałem. Sykurski w głowie zaczął liczyć:
Drugi… Trzeci…
- Halo? - odebrał mężczyzna o zimnym i wypranym z emocji tonie*
- Dzień dobry. Jan Adamski, firma G&G. Miło mi poinformować, że wygrał pan w naszym konkursie - oczy Sykurskiego wodziły po lokalizatorze na mapie - bon na zakupy na kwotę 200 zł w naszych centrach handlowych.
rozmówca rozłączył się bez słowa.

Detektyw zapisał czterosekundowy plik z nagraniem. I zaczął wybierać kolejny numer. Niestety Mirecki też okazał się wyłączony. W końcu został ostatni. Wybrał numer i czekał.
Po kilku sygnałach uzyskał połączenie… ten sam głos.
- Halo?
Tym razem Wojtek się zawahał. Może dwie sekundy zanim stuknął długopisem o obudowę laptopa. W końcu skupił się, żeby nieco zniżyć głos.
- Dzień dobry - skupił się, żeby nie mówić zbyt szybko. Dał chwilę na odpowiedź rozmówcy.
- Kto mówi? - głos dalej nie zdradzał emocji ale był… jednocześnie grzeczny i brutalnie twardy.
- Wojciech Sykurski. - Dał chwilę na przeanalizowanie tej informacji rozmówcy. Był ciekaw reakcji. Na ile ten człowiek jest powiązany z całą tą sytuacją.
- Nie znam, skąd pan ma ten numer - głos stwardniał o ile to możliwe.
- Poszukuję Wojciecha Kleszcza - oddech - wczoraj skradziono mi telefon i dzwoniono z niego do pana.
- Kogo?! - wściekłe warknięcie.
- Może ma pan pomysł dlaczego ktoś kto ukradł mi telefon dzwonił z niego akurat do pana?
Chwila ciszy w słuchawce.
- Posłuchaj mnie uważnie panie Sykurski. Skoro go poszukujesz… to jak znajdziesz tego skurwysyna, to zadzwonisz do mnie. I powiesz gdzie go można znaleźć.
- A dlaczego ktoś, kto może wiedzieć o miejscu jego pobytu zabrał mój telefon i zadzwonił z niego do pana? Kim pan jest?
- Czekam na info, nie pożałujesz. - Rozmówca rozłączył się.

Detektyw był kompletnie skołowany. Facet w sklepie GSM współpracował z Mietkiem i Kleszczem. Tego był pewien do tego momentu. No bo skoro tak, to dlaczego dzwonił do kogoś, kto też szuka Kleszcza? Ten klocek nie pasował do układanki. Tomek zapisał obydwa numery wraz z notatką: “Zimny i wyrachowany” i przyczepił do swojej tablicy. Nie miał pojęcia z czym je połączyć. Sprawdził jeszcze odczyt wskazań GPS, a później kilkukrotnie przesłuchał nagraną rozmowę wyciszając całkowicie swój głos i skupiając się na tle rozmówcy. Zapalił też papierosa. Rozmowa była za krótka do lokalizacji. Mapa wskazywała Warszawę i obszar wokół niej.

Po blisko godzinie zabawy z dźwiękiem i odtwarzaniem “Czekam na info, nie pożałujesz” Sykurski zapisał wszystkie pliki i zamknął “Wywiadowczego” laptopa. Komórka została z włożoną kartą. Ci którzy nie odebrali mieli szanse oddzwonić, zanim wyrzuci tę kartę SIM. Tymczasem detektyw siadł do swojego wysłużonego pieca i zaczął zajmować się zleceniem dla panny Zach. Przeglądał teczki osobowe pracowników profilując ich na różnych portalach. Po większości nie było śladów w internecie. Ot przeciętna kadra robotnicza. Przeważało wykształcenie zawodowe, nie związane z wykonywaną pracą. Kilku po technikum. Większość z okolicy firmy. Tylko trzech pracowników miało konto na Facebooku. Ale już ośmiu na Naszej Klasie. Później przyjrzał się firmom dostarczającym surowce. Wszystkie o podobnym profilu. Zmieniały się tylko procentowe udziały zagranicznego kapitału. Wąska i specjalistyczna branża. Nawet ich strony internetowe były podobne. Wszędzie łódki, baseny, wiatraki. W chmurze robił notatki z ustalonych rzeczy. Przyznał sam przed sobą, że większe nadzieje wiąże ze sprzętem rozstawionym na produkcji. Ostatnie co zostało do przejrzenia to dokumentacje reklamacji. Wtedy zawibrował telefon. Ten, którym próbował namierzyć nieznane kontakty. Póki co był to tylko sms. Numer z którym chciał się skontaktować był dostępny. Sykurski odpalił sprzęt i pospinał instalacje, a później zapalił papierosa i czekał. Chyba jednak rozmówca nie był zainteresowany oddzwonieniem. Detektyw poskładał kilka plików z dźwiękiem, ktore wcześniej zapisywał i wybrał numer, który podobno był dostępny.

Po kilku sygnałach połączenie zostało odebrane i w słuchawce odezwał się uprzejmy męski głos.
- Halooo?
Sykurski postanowił sprawdzić, czy cele się znają i rozpoznają. Puścił kawałek nagrania poprzedniej rozmowy:
- Halo? Kto mówi? - przemówił zimny i wyrachowany głos wprost z programu do słuchawki.
- To pan dzwoni… - głos wciąż uprzejmy - czy to nie pan powinien się przedstawić?
Detektyw doszedł do wniosku, że jednak się nie znają, albo rozmówca nie rozpoznał poprzedniego głosu. Przeszedł na słuchawkę i powiedział:
- Wczoraj wieczorem ktoś do mnie dzwonił z tego numeru.
- Wykonuje wiele telefonów, taka praca. - Ton głosu zamyślony, rozmówca zastanawiał się nad czymś. Mówił leniwie, bardzo powoli jak anemik. - Jakby mi pan powiedział, o której dokładnie to było godzinie. Albo pana nazwisko… Może mógłbym wtedy skojarzyć o co chodziło.
Wojciech z uśmiechnął się wsłuchując w powolną dykcję rozmówcy. Mapa się aktualizowała.
- To było… Chwileczkę…. Chyba po dziewiętnastej… Sprawdzę - w słuchawce rozległy się dźwięki przełączanych przycisków. Trzy… Pięć… Dziesięć sekund. Krąg na mapie się zawężał. Detektyw zerknął też na połączenia wychodzące swojego telefonu. 20:36.
- A przepraszam, to było po dwudziestej. Nawet po wpół do dziewiątej. - Kolejna niepotrzebna pauza i szybki atak - moje nazwisko Sykurski. Pan w sprawie kablówki dzwonił?
- Nieee, ja nie z kablówki, pan pozwoli sprawdzę w notatkach nazwisko. Proszę się nie rozłączać, to zajmie niedługo, dobrze?
- Oczywiście - detektyw mimowolnie zacisnął kciuki. Nie umiał sobie wyobrazić lepszego układu. Czekał wpatrując się w mapę i licznik czasu trwania połączenia. Obszar lokalizacyjny robił się coraz mniejszy. Już wiedział, że rozmówca jest w Warszawie.
Trwało to raczej dłużej niż krócej, Wojtek słyszał coś jakby przewalane kartki? Notes?
- Jeszcze chwilkę, mam masę zleceń, Sykalski? Dobrze zapamiętałem?
- Sykulski - przekręcił celowo nazwisko. - Janusz Sykulski. A czym się pan zajmuje jeśli wolno spytać?
- Aaaaaaa…. - człowiek przeciągnął. - To to panu powiem, jak to nie pomyłka. He, he, he. Już chyba mam.
W tym momencie lokalizator wskazał już dokładne położenie na mapie. Wojciech rozszerzył oczy ze zdziwienia.
- Mamy go, Wiatraczna… - Sykurski wychwycił cichy głos w tle tylko dzięki swojemu wprost wybitnemu słuchowi. - Ślij ludzi, a ty go trzymaj przy słucha… - Końcówki już nie usłyszał wyraźnie.
- Taaaaak, mam. - ucieszył się “anemik” -...
Detektyw zostawił słuchawkę. Podszedł do sejfu w ścianie i wyjął z niego broń. Z komputera stacjonarnego wyjął dysk twardy. Zabrał tablet i prywatny telefon. Wtedy podszedł do słuchawki i rzucił:
- To czym Pan się zajmuje?
Z szafy wyjął spakowaną torbę podróżną, którą trzymał na jakieś dziwne okazje.
- Informacją. Pan mi przypomni co pan chciał wiedzieć. Co mi zlecił...

Wychodząc z mieszkania zamknął drzwi. Możliwie szybko wsiadł do samochodu i odjechał z mieszkania. W głowie składał sobie wszystko. Kleszcz zaszedł za skórę potężnym ludziom. Sprzedawca z Teletorium sprawdzał z kim z wrogów Kleszcza współpracuje Sykurski. Tak... ta teoria wydawała się logiczna. Detektyw zatrzymał samochód. Wyjął swoją lustrzankę z wielkim zoomem i lornetkę. Nie było go w domu, ale przecież musiał sprawdzić kto przyjeżdża w odwiedziny.

Cały czas się też zastanawiał dlaczego w Świątyni Opatrzności Bożej ktoś zaczął go namierzać gdy tylko odebrano jego połączenie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-03-2016 o 20:46.
Mi Raaz jest offline