Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-03-2016, 18:47   #100
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
Czyste serce, czysta dusza - to były pierwsze myśli Mayfielda, gdy na jego oczach pajęczaki wniknęły w łapacz snów. Może się mylił, może brał siebie nazbyt pompatycznie, ale całkiem możliwe, że te stworki zostawiły go w spokoju, bo zawsze postępował według swoich zasad? Zawsze był fair? Może to wyczuwały w jakikolwiek sposób? Albo i nie. I to przyjemne uczucie, które po sobie zostawiły - ok, nie tak przyjemne jak orgazm, ale też było fajnie. Przyjemnie łaskoczące i pozwalające się zrelaksować. Spodziewał się czegoś zgoła innego. Wyglądało na to, że przynajmniej na ten moment, te cieniste jestestwa nie zamierzały go pożreć/obedrzeć ze skóry/zrobić z niego zombie, niepotrzebne skreślić. Co prawda wciąż nie wiedział, dlaczego te pajączki obrały sobie jego i Nicka za cel, ale jakoś podświadomie czuł, że prędzej, czy później się tego dowiedzą. W ten, czy inny sposób. Poczekał, aż wszystkie zainteresowane cieniste pająki wnikną w dreamcatchera, po czym tym razem schował go do kieszeni bojówek. Wyglądało na to, że Arisa miała rację i nie należało się pozbywać tych amuletów. Cokolwiek się tutaj działo, Connor miał wrażenie, że dzięki temu talizmanowi wciąż pozostaje bezpieczny.

Był jednym z tych, którzy nieśli rannego Arona, kierując się za zawiadującymi dziewczynami, które zdawały się wiedzieć, gdzie ich prowadzą. Connor nie wnikał, gdyż nie było nawet czasu, by porozmawiać; po prostu zdał się na Arisę i Ange, zwłaszcza, że Japonka pokazała już wcześniej, że można liczyć na jej rzeczową ocenę bez zbędnych emocjonalnych wyrzutów. Czerń nocy rozjaśniały raz po raz błyskawice, a Mayfield nie skupiał się zbytnio na drodze. Dopiero gdy dotarli do obozu, który zdawało się zostawili już dawno za sobą, westchnął ciężko i zacisnął zęby.
- To są jakieś jaja... - mruknął w przestrzeń, nawet nie zastanawiając się, kto usłyszy jego słowa.
Co więcej, zwęglone ciało Wellexa zniknęło gdzieś, jakby walka, którą z nim stoczyli, nigdy nie miała miejsca, a gdzieś za linią drzew usłyszał paskudne odgłosy łamanych konarów. Chwilę potem jego wzrok przykuł namiot ich przewodnika, w którym działy się niestworzone rzeczy.

Najpierw błysnęło, a potem na materiale pojawiły się pełzające cienie, które przechodząc w złowieszczą czerń, zaczęły przenikać na zewnątrz.
- Zwijajmy się stąd. Nie pytajcie mnie jak i gdzie, bo nie mam pojęcia. Na pewno nie możemy tutaj zostać - rzucił, mobilizując pozostałych pewnym tonem swego głosu. A przynajmniej chciał, żeby tak zabrzmiał.
Sam odnosił groteskowe wrażenie, że są zamknięci w czymś w rodzaju świątecznej kuli ze sztucznym śniegiem, którą ktoś potrząsał dla uzyskania odpowiedniego efektu. Co prawda tutaj śniegu nie było, ale jedno się zgadzało - jakaś nadnaturalna siła postanowiła wstrząsnąć ich życiem. Oby tylko nie na tyle, by nie udało im się wyjść stąd o własnych siłach.
 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline