Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2016, 21:46   #22
Gveir
Banned
 
Reputacja: 1 Gveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumnyGveir ma z czego być dumny
Ragnwald

Dowódca pokręcił głową w zrezygnowaniu. Był pełen podziwu dla kretynizmu i braku zdrowego myślenia jakie przejawiał rozbójnik. Spotkał wielu ludzi, ogromna część była wyjęta spod prawa i zachowała resztki trzeźwego myślenia. Do końca potrafili zobrazować sobie swój los oraz położenie. Ten wielkolud nie. Były dwie możliwości: albo był tak pewny siebie i swoim umiejętności, albo pychą maskował swoje wątpliwe walory intelektualne. Modlił się do Sigmara, aby reszta Alfy okazała się bardziej światła, bo w takim zestawieniu bez problemów hamowaliby bezgraniczny debilizm banity.
- Tankred - wypowiedział imię młodego. Ten uchylił połę materiału jaki okalał wóz. Uśmiechnął się podle i wskazał ruchem głowy na koniec korowodu. Za wozem jechało blisko tuzin uzbrojonych mężczyzn w barwach Nordlandu i Ostlandu. Groźnie łypali na pasażerów, a w momencie ujrzenia rozbójnika mocniej zacisnęli szyk. Niedźwiedź mógł zauważyć jak kilku z nich zaciska swoje dłonie na lejcach. Byli gotowi przejąć go w każdej chwili.
- Ja nie żartuje. Plotki o Tobie okazały się kłamstwem, bowiem zarzucano Ci niebywałą bystrość umysłu i trzeźwość działania połączoną z fantazją i romantyzmem. Okazałeś się być tylko debilem, który nie potrafi uzmysłowić sobie położenia w jakim się znajduje. W dodatku odtrąca pomoc. Mamy trzy wyjścia. Strzelę Ci w łeb, osobiście i wyrzucę ścierwo im. Zrobią z niego użytek, przeciągając je po Wolfenburgu. Inne to wyrzucenie Ciebie z wozu, co równa się oddaniem Ciebie w ręce surowego wymiaru sprawieliwości. Jestem pewien, że sam von Raukov będzie oglądał Twoją egzekucję. Trzecia jest taka, że jedziesz z nami, nie pyskujesz, a w drużynie nauczysz się myśleć.
Poła została ponownie zaciągnięta.
Chwilę milczeli. Mierzyli się wzrokiem. Obawiał się niezrównanej siły oraz determinacji, ale był pewien wyszkolenia swoich ludzi i szybkości działania.
- Luigi. - rzucił, od niechcenia, ale wystarczyło to tileańczykowi w zupełności.
Doskoczył do rozbójnika i szybkim ruchem złapał Ragnwalda za skrępowane ręce. Nim brodaty kryminalista zorientował się, uśmiechnięty tileańczyk posłał go na deski. Nawet nie poczuł bólu.
W kolejnej sekundzie usłyszał szczęk zamka, a jego dłonie były wolne. Gdy Ragnwald podniósł się i usiadł, dowódca wręczył mu bukłak z piwem.
- Wody nie mamy, ale uracz się piwem. Ci mili panowie będą towarzyszyć nam aż do Wurzen.


Edgar von Duneberg

Kapitan wzruszył ramionami na pytanie młodego rycerza.
- Któż to wie, mości Edgarze? Po prawdzie będziecie dostawać pytanie przez łącznika. Lokalni agenci będą zdawać do niego raporty, a ten przydzielać wam zadania według potrzeb i ważności.
Zamilkł. Może miał tak w zwyczaju, może nie chciał przekazywać wszystkiego. Edgar zastanawiał się tylko dlaczego wysyłano Gwardię Reiklandu po Rycerza Panter. Czy były to środki ostrożności, a może miało to zapewnić bezproblemowy dojazd do celu podróży?
A podróż? Podróż mijała bardzo spokojnie. Konie szły po trakcie równym tempem, raz po raz zarzucając radośnie łbami. Nawet wjazd na małe wzniesienie nie stanowił problemu. Pojawił się on dopiero po drugiej stronie.
- Oho, chyba ktoś wpadł w tarapaty. - rzucił do Edgara, zdobiąc swoją twarz lekkim uśmieszkiem.
Wypatrywanie (Inicjatywa) 58/38 test udany


Dzięki temu, że stanął w strzemionach mógł dojrzeć to, co pierwszy wypatrzył Reinhard.
A sytuacja była następująca:

Na płytkim brodzie zatrzymał się sporych rozmiarów wóz. Im bliżej podjeżdżali, tym lepiej mogli dostrzec, iż jest on uszkodzony. Obok niego leżało sporej wielkości koło, a kilku mężczyzn stało przy zaistniałym problemie, debatując nad rozwiązaniem. Po drugiej stronie przyglądały się wszystkiemu dwie damy oraz młody mężczyzna, stojący obok konia.
Gdy tylko dostrzeżono zbliżających się jeźdźców, jeden z próbujących naprawić sytuację odwrócił się i począł machać rękoma
- Hej, jeźdźcy! Pomóżcie w potrzebie. Nie zostawiajcie biednych ludzi samopas!
Po dotarciu do miejsca, Edgar zauważył kolejne szczegóły. Koło wypadło z osi, najpewniej było to spowodowane wyboistą drogą, a do takiej należał bród. Płytka woda skutecznie maskowała masywne kamienie, które ostrymi grzbietami mogły zrobić szkodę takiemu pojazdowi. Zwłaszcza z odpowiednim obciążeniem.

Pierwszy zareagował Reinhard. Zeskoczył z siodła, pozwalając by jego ogier odszedł na bok. Koń był na tyle posłuszny, iż ruszył raczyć się zieloną trawą i nieco odpocząć.
- Chodź, pomożemy im. - rzucił zza ramienia. Von Duneberg nie miał wyboru, zwłaszcza, iż rycerski honor nie pozwalał mu stać bezczynnie gdy ktoś inny .
Przy uszkodzonym wozie stało dwóch mężczyzn w średnim wieku. Jeden z nich był woźnicą o gęstej brodzie i łysiejącej głowie. Lekki brzuch opinała mu koszula oraz kubrak. Drugi był wyższym, ale chudszym mężczyzną. Gładko ogolonym, z małym kucykiem zawiązanym z tyłu głowy.
Najwyraźniej zauważyli mundur Rycerza Panter oraz Gwardzisty Reiklandu, bowiem odsunęli się z respektem, dając pole do popisu dwójce rycerzy.
- Koło spadło z osi, mości panowie. Ktoś nie zabezpieczył go i stało się, o. - skomentował woźnica. Rzeczone koło był kawałek dalej. Na ocenę Edgara było sprawne.
Reinhardowi nie trzeba było powtarzać.
- Podniesiemy wóz, Ty wpasujesz koło. Macie blokadę? - rzucił do dwójki. Chudy pokiwał głową, najwyraźniej żywo zaaferowany interwencją dwójki rycerzy. Możliwe, że woźnica wyjaśnił mu, bazując na kolorach mundurów, kim są jeźdźcy.
Kapitan Reiksguard podszedł do pojazdu z lewej strony, Edgarowi przypadła w udziale prawa. Na raz złapali za podwozie. Na dwa zebrali się w sobie. Na trzy dźwignęli górę.

Siła 60/70 test nieudany


Wóz drgnął, ale tylko z strony Reinharda. Ten wysapał tylko w kierunku Edgara.
- No dalej, musimy się przyłożyć na Sigmara!

Siła 60/08 test udany!


Poskutkowało. Wóz uniósł się na tyle, aby dwójka pachołków skoczyła do wozu. Woźnica wpasował koło na miejsce, a chudy założył blokadę i przybił ją małym młotkiem. Kilka uderzeń i powoli opuszczony wóz zyskał pion.

Dalsze wydarzenia były niemal schematyczne: woźnica powoli wyprowadził wóz z brodu, uważając na wóz, a nasi rycerze powrócili na swoje konie. Na drugiej stronie rzeki czekały na nie dwie damy, choć nazwanie jednej z nich damą było nadużyciem. Mimo swojego wieku, siwych włosów i zmarszczek, zachowała bystre spojrzenie niebieskich oczu, w których gościła dobroć. Druga z nich była kobietą w wieku dwudziestu lat. Młoda, atrakcyjna brunetka, która na widok rycerzy uśmiechnęła się. Jeździec, który wskoczył na grzbiet swojego wierzchowca, był bardzo podobny do młodej kobiety, co wskazywało na duże pokrewieństwo tej dwójki.
- Dziękujemy za pomoc, mości kawalerowie. Jestem Ingrid Breitenbach. Ta młoda dama to Anna Breitenbach, moja wnuczka. Kawaler na wierzchowcu jest moim wnukiem, Sepp Breitenbach. Zmierzamy do Altdorfu, ale spotkał nas ten incydent.
Reihard uśmiechnął się i skłonił wedle etykiety.
- Kapitan Reinhard Steinhoff z Reiksguard. A to mój towarzysz, Edgar von Duneberg, Rycerz Panter. My również zmierzamy do stolicy.
O ile osoba kapitana wzbudziła spojrzenie pełne podziękowania z strony Anny i jej brata, a od nestorki rodu ciepły uśmiech, tak prezencja Edgara wzbudziła żywe zainteresowanie młodej kobiety. Jej oczy zaświeciły się pełne ciekawości. Przyglądała się rycerzowi, co nie uszło uwadze Seppowi. Ten natychmiast wykazał postawę sceptyczno-obronną wobec, jak się zdaje, swojej młodszej siostry.

Podróż ruszyła ponownie, a szlak wiódł wprost do stolicy

Algrim

Ruszył, zaczął biec unosząc topór do ataku. Banita przybrał postawę i wyczekiwał momentu ataku. Złapał kord tak, aby móc wbić specjalny szpikulec wprost w czaszkę brodacza. Algrim kalkulował swoją ścieżkę bitewną.

Inicjatywa 53/33 test udany!


Sprawiło to, że nastąpiły dwie rzeczy: krasnolud skoczył jako pierwszy, skracając dystans. Pchnięcie, które wystosował banita

BANITA: Atak bronią (Walka wręcz) +10 za przygotowanie się 45 + 10/75 test nieudany!


okazało się chybione, z powodu szybszej reakcji krasnoluda. Natomiast Algrim nie pudłował. Krótkim zamachem zbił ostrze na bok, odsłaniając brzuch banity i jednocześnie odrzucając go lekko w tył. Topór zatoczył w powietrzu mały, ale morderczo szybki ruch, który zakończył się łukiem.

Atak bronią (Walka wręcz) 95/32 test udany!


Ręka, ucięta w łokciu upadła wraz z orężem. Algrim zakończył okropny wrzask, spowodowany szokiem i raną, zawracając bieg broni. Uderzenie spadło na bok, robiąc w ciele ranę i kończąc żywot banity.


Krasnolud zintonował w ojczystym języku pieśń bojową swojego ludu, idąc ku kolejnym przeciwnikom. Nie przerwało mu nawet to...

BANITA 2: Strzał z łuku (Umiejętności strzeleckie) 45/73 test nieudany!


że brzechwa strzały załopotała nad jego głową. Chwilę potem, Algrim usłyszał charakterystyczne szczęknięcie zwalnianej cięciwy w kuszy. Urwany jęk i charkot dobiegły z strony źle wycelowanej strzały dla krasnoluda. Teraz wszytko potoczyło się bardzo szybko..

Kilku z banitów odwróciło się w kierunku nowego napastnika. Jeden z obrońców wykorzystał to, przebijając jednego z dwójki swoich oprawców grotem włóczni. Pchnięcie było dobrze wymierzone, prosto w okolice serca, co skończyło się śmiercią kryminalisty.
Drugi zaczął biec w kierunku brodacza.
Biegli ku sobie.
Banita zaatakował nisko, próbując ciąć kransnoluda w twarz swoim wysłużonym mieczem.

BANITA 2: Atak bronią (Walka wręcz) 45/19 test udany!


Udane cięcie zaskoczyło brodatego wojownika, który postanowił nie zwalniać tempa.

UNIK! (Inicjatywa) 53/12 test udany!


Schylił się jeszcze bardziej, ciut zwalniając, ale unikając ostrza miecza. Z rykiem, który zdominował pole walki, Algrim Alriksson wpierdolił się w przeciwnika wytrącając go z równowagi. Banita poleciał w tył pod wpływem energii skumulowanej w krępej bryle mięśni i determinacji. Mógł zobaczyć tylko, jak zmienia się obraz. Wylądował na piachu.
Chwile potem wylądował na nim Algrim, zatapiając w czerepie ostrze topora.

Kolejny szczęk. Z lasu wytoczył się banita. Rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się to w pole bitwy, to w gęstwinę po drugiej stronie lasu, a w końcu na lotkę bełtu, która sterczała z jego mostka. Przeszedł kilka kroków i padł na ziemię.

Reszta była poezją dla Algrima. Potężny zamach toporzyskiem, które wprawiło broń w lot wirujący zakończyło się w barku ostatniego banity. Oręż prawie oddzielił ramię od tułowia, posyłając zaskoczonego obwiesia w objęcia Morra. Szczęk z kuszy oznajmił kolejne trafienie. Pachołek z włócznią ranił ostatniego, którego dobił jego kompan z mieczem.

Nastała cisza. Z lasu wyszedł Wilk Morski, z szerokim uśmiechem. Skinął głową zbrojnym i stanął przy rudowłosym.
- Wybaczcie, że się wtrąciliśmy..
Jeden z służących, ten który bronił się deską przed niedoszłym rzeźnikiem, opierał się o wóz i ręką nakazał zatrzymanie potoku słów.
- O kurwa, ale bajzel.. - wychrypiał i zaakcentował to obfitym bełtem.
- Nie szkodzi, uratowaliście nam życie.. chociaż nasi towarzysze nie mogą wam podziękować. - odpowiedział za wymiotującego ten, który operował włócznią.

- Jestem Konrad Schleiser. To mój kompan, Algrim Alriksson. Cała przyjemność po naszej stronie.
Kilka godzin zeszło się, aby doprowadzić wóz Konrada do tego miejsca. W szczególności czas zajęło odciągnięcie ciał banitów i zabitej załogi. Ich wóz został postawiony do pionu, a odnaleziony koń powrócił na miejsce. Nie omieszkali zabrać kilka rzeczy banitów. Swoim poległym towarzyszom wyprawiono szybki pogrzeb w płytkiej jamie, przysypanej stosem kamieni.


Yrseldain


Jeden z gwardzistów uśmiechnął się na wspomnienie o wysokiej cenie za usługi elfa.
- Zdajemy sobie z tego sprawę, jednak gwarantujemy, że nagroda Cię nie minie. Sam Cesarz ją gwarantuje.
- A może przyśpieszmy, bo zdaje się, że ta miłą rozmowa zniszczyła tempo naszej podróży? - rzucił luźną propozycję Albert. Gwardziści spięli konie i wyrwali do przodu. Yrseldainowi nie pozostało nic innego, jak dotrzymać im towarzystwa. Dalsza podróż minęła im bez większych komplikacji i w miłej atmosferze. Po wjechaniu w mury Pfeildorfu, zaproponowali, iż wynajmą dodatkowy pokój elfowi w wcześniej zarezerwowanym przez nich zajeździe.
Grzechem byłoby odmówić, szczególnie, że dwójka mężczyzn była nadzwyczaj uprzejma. Elf nie zadawał sobie sprawy z tego, iż powodowane było to respektem pomieszanym z dozą strachu. Doskonale wiedzieli, że w razie starcia z elfem, nie mieli zbyt dużych szans. Sama obecność kogoś, kto potrafi biec bez wydawania większych odgłosów tylko po to, aby poderżnąć gardło stymulowała ich pokłady dobrych manier.

Kolację zjedli w karczmie "U Bolka Czerwonego". Co prawda gospodarz nie miał tego kislevskiego imienia, tym bardziej nie był czerwony na cerze czy włosach, ale nazwa była chwytliwa. Schludny przybytek oferował dobre piwo i zjadliwe jedzenie w polewki z mięsną wkładką. Pozostałe godziny spędzili na jeszcze dłuższych rozmowach o Świecie, polityce, wojnach, pasjach i kobietach. Dobrze wcięci gwardziści udali się do swoich pokoi, podobnie jak elf. Ten, zanim jednak zasnął, postanowił otworzyć okiennice by podziwiać pełnię na wiosennym niebie pełnym gwiazd. Mannslieb świecił jasnym blaskiem, a towarzyszył mu jego przeraźliwy brat bliźniak Morslieb.

Gdy chłonął nocną aurę miasta, jego wyczulone zmysły zaalarmowały go i skierowały uwagę na ulicę poniżej.


Wypatrywanie(Inicjatywa) 93/77 test udany!


Widzenie w ciemnościach - naturalna rzecz dla jego rasy, tylko pomogła mu w obserwacji zaistniałej sceny: ciemną i wąska ulicą przemieszczał się wystraszony, młody człowiek, który raz za razem obracał się i nerwowo obserwował okolice. Najwyraźniej nie na tyle, bo przegapił kilku drabów wyrastających tuż przed nim z mroku pobliskiego zaułka.
Do tej osobliwej dwójki dołączyła kolejna, która pojawiła się za plecami ofiary. Kolejna para podskoczyła tanecznym krokiem z ulicy odchodzącej pod ukosem od tej, którą mógł obserwować elf.
- Choć brateńku, zatańczymy. - rzucił napakowany łysol, o miejscowym braku uzębienia. W dłoni draba zaświecił metal kastetu. Kilku z nich wyciągnęło lagi, ktoś błysnął nożem.
- Ja wszystko spłacę.. potrzebuje jeszcze dwóch dni.. powiedzcie panowi.. - nie zdążył dokończyć swoich słów, zapewne mających dać mu czas na uratowanie dupska. Dwójka jegomości o bardzo kwadratowej posturze i szczekach złapała go za fraki. Chwila szamotaniny, a besiadnicy zniknęli w mrocznym zaułku. Zapewne zaciągali zbiegłego panna młodego na miejsce wesela. Dziwną rodzinę miała panna młoda, bardzo dziwną.

Yrseldain, stojący w spodniach i butach, odsłaniając swoje wytatuowany tors nie myślał zbyt długo. Chwycił tylko sztylet oraz krótki miecz. Sztylet powędrował do cholewy buta, a miecz.. cóż. Miecz był w dłoni.
Wychylił się z okna by sprawdzić możliwości szybkiego zejścia. Miał szczęście, że karmczma zbudowana była z tzw. Fachwerku, muru marienburskiego. Belki, które przecinały ceglane ściany, były elementami wystającymi. Przełożył najpierw jedną nogę, potem drugą i siedział na framudze.
Rękojeść miecza powędrowała w zęby, zapewniając swobodę dla rąk tancerza wojny. To wystarczyło, by akrobatycznym ruchem odbił się od belki,

Zręczność 71/02 test udany!


i w iście tanecznym piruecie obrócił się w okół własnej osi. Zawisł na framudze okna.
Szybkie spojrzenie w dół, a jego stopy odnalazły wystającą belkę.

Równowaga (Zręczność) 71/92 test nieudany!


Możliwe, że to wypite wino spowodowało lekkie zachwianie Yrseldaina, bowiem stracił równowagę i niebezpiecznie przechylił się w tył. Musiał ratować się przed upadkiem.
Gdy jedna z nóg oderwała się od powierzchni, wypluł miecz prosto do swojej prawej dłoni.

Inicjatywa 93/56 test udany!


Postanowił wykonać coś, czego dawno nie robił. Gdy zaczął spadać, wbił ostrze swojego miecza w belkę budynku. Cichy pisk i trzask rozlał się po okolicy, jednak odgłosy oczepin dochodzących z zaułka były znacznie głośniejsze niż jego akrobacje

Siła 50/23 test udany!


Zdołał utrzymać się na miejscu, pomimo siły jaka ciągnęła go w dół. Dobrze wbite ostrze spełniło swoją rolę, a potężne rozcięcie świadczyło o perfekcyjnie wykonanym ruchu. Zawisł jakiś metra nad ziemią. Ponowne napięcie mięśni, a Yrseldain wykonał następny ruch godny jego profesji: podciągnął się w górę. Obrócił swoje ciało w taki sposób, aby oprzeć obie stopy na belce. Patrzył teraz prosto w gwiazdy, po drodze mając tylko szczyt dachu karczmy. Chwycił oburącz rękojeść miecza i po odliczeniu do dwóch, odbił się do tyłu, wybijając z ugiętych nóg. Siła jaką wygenerował uwolniła miecz, a jego wybiła do przodu.

Inicjatywa 93/28 test udany!


Wykonał piruet w powietrzu, zakończony bezproblemowym lądowaniem na bruku ulicy.
Biesiada trwałą nadal, przerywana stłumionymi stęknięciami i razami wydawanymi przez weselników.
Mrok ulicy służył mu jak zawsze. Bezszelestnie przedostał się do miejsca kaźni, gdzie był świadkiem następującej sceny:
Czwórka drabów niemal katowała mężczyznę. Dwóch z nich stało z tyłu, czekając na swoją kolej. Byli tak zaaferowani całą sytuacją, że nie przyszło im do głowy spojrzenie za siebie. Z resztą, kto podskoczyłby umięśnionym i uzbrojonym zbirom? Nawet gdyby ktoś zauważył tą scenę, szybko oddaliłby się w obawie o swoje życie. Jednak Liściaste Ostrze był inny.

Schylił się po sztylet. Korzystając z impetu jaki powstawał przy wstawaniu, zaatakował pierwszego z nich. Cios dopadł do szyi draba, kończąc właśnie tam swój bieg. Ten zdążył tylko stęknąć, bowiem usta zatkała mu rękojeść miecza. Jego ciało upadło na ziemię, alarmując drugiego kolegę.

Rzut sztyletem(Umiejętności strzeleckie) -10 broń improwizowana 79/27 test udany!


Ten miał więcej czasu na reakcje. Podskoczył zaskoczony. Dostrzegł tylko jak wysoka postać o płomiennych włosach obraca się w jego stronę, a jej ręce zamieniły się w smugi. W jednej z takich smug dostrzegł błysk stali. W miliardowej części sekundy dostrzegł lecący sztylet. Jego zdziwienie przeszło w pewność, gdy ostrze zatopiło się w czaszce.
Kolejne ciało upadło na ziemię.

Biesiadnicy chyba zorientowali się w tym, iż chyba ktoś dołączył do ich radosnej twórczości.

Atak bronią(Walka wręcz) 89/71 test udany!


Szybkie pchnięcie przeszyło serce draba znajdującego się po lewej stronie Liściastego Ostrza. Błyskawicznie je wyszarpnął...

Atak wręcz(Walka wręcz) 45/45 test udany!


Powolny, ale celny cios zaciśniętą pięścią miał wylądować na potylicy elfa.

Unik (Zręczność) 71/43 test udany!


Liściaste Ostrze uchylił się, zachowując pęd obrotu zanurkował pod ciosem i wykonał płytkie cięcie pod pachą draba. Oręż przeciął tętnice, sprawiając, że biesiadę ubarwiono czerwonym winem. Pchnął umierającego na kolejnego przeciwnika, samemu doskakując do trzeciego. Ten zdążył zamachnąć pałką na wprost, co Tancerz Wojny skwitował unikiem w postaci wygięcia górnej połowy ciała w tył. Przeciwwagą był cios mieczem, który odciął rękę na wysokości łokcia w pięknym i czystym cięciu. Rudowłosy tancerz kontynuuował ruch, poprzez wygięcie się w tył, by stanąć na jednej ręce. Wykonał rzecz niemal niemożliwą i diablo efektowną, a mianowicie obrócił się na owej ręce, utrzymując swoje ciało w pionie. Sprawiło to, że miał kolejny manewr do wykonania, jakim było wysokie kopnięcie wymierzone w twarz zranionego draba.

Ostatni z nich kulił się w kącie zaułka. Przerażonymi oczami, pełnymi obłędu, zwierzęcego strachu i żalu za popełnione czyny, podziwiał scenę trwającą nie dłużej niż wypowiedzenie zdania "Na weselu wujka Heinza, ochlałem się piwa, i zaległem piany pod stołem, zły gdyż nie wydupczyłem Henreitty."
Obserwował milczącą sylwetkę elfa. Jego włosy koloru żywego płomienia, bladą skórę nieruchomej twarzy i te tatuaże.. całe ciało było pokryte tatuażami. Hipnotyzował, wzbudzał strach.

Yrseldain Liściaste Ostrze pozwolił mu dokończyć modlitwę jaką składał na ręce Morra. Miał w sobie pokłady litości. Uważał, że każdemu przestępcy należy się kara oraz przebaczenie. Najpiękniejszym przebaczeniem było pogodzenie się z śmiercią i pójście w jej ramiona.
Jednak to nie było już zmartwieniem zbira, bowiem jego odcięta głowa poturlała się na kilkadziesiąt centymetrów od jego ciała.
Sama ofiara, pobity mężczyzna o posturze przeciętnego gryzipiórka lub żaka, kulił się w przeciwległym kącie zaułka. Przyglądał się całej scenie, nie zdając sobie sprawy, że zdążył poszczać się dwa razy. Nie był pewien, czy głośne puff! które towarzyszyło scenie odcięcia dłoni było odgłosem upadającej kończyny, czy też świadectwem osrania spodzienów.
Dowcipny elf, jak przykazało na wyznawce swojego boga, wyszczerzył się w uśmiechu i rzucił do chuderlawego jedno hasło.
- Myj zęby co rano.

I zniknął w akompaniamencie omdlenia i być może kolejnej, brązowej fali atakującej biedne spodnie.
Zadowolony i słodko zmęczony wrócił tą samą drogą, by uwalić się na łóżku. Sen przyszedł bardzo szybko.
 
Gveir jest offline